wtorek, 12 maja 2015

- 5 -


Człowiek, który nie pyta siebie, kim jest, nie zna się na sztuce opowiadania historii.
— Juli Zeh


Itachi wpatrywał się we mnie zupełnie jak w posąg. Sam nie byłem do końca przekonany, czy to on przyjmuje taką postawę i charakteryzuje się cechami tego przedmiotu, czy to rzeczywiście ja wczułem się w to zajęcie i świat wokoło stanął w miejscu. Mierzyliśmy się wzrokiem, wzajemnie próbując odgadnąć co mamy przed sobą do ukrycia. Dostrzec, co znajduje się za kurtyną sekretów i niewiadomych. Każdy skrywał tajemnice, ale te dotyczące Sakury nie wydawały się tak ważne, aby zatajać je akurat przede mną.
 — Może i wiedziałem — zaczął, nie spuszczając ze mnie oczu. — Czy to ważne?
Zmrużyłem powieki, zastanawiając się czy tym pytaniem rozpoczął ze mną jedną z gier, które pomimo starań i potu, kończyły się na niczym.
 — Lepiej być przygotowanym — rzuciłem — niż przeżyć szok.
Tuż po mojej wypowiedzi starszy Uchiha zamiast przejść do dalszej konwersacji, wybuchnął śmiechem. Przeanalizowałem swoją poprzednią wypowiedź, ale nic co wyszło z moich ust nie wydało mi się zabawne. Naturalnie, starał się potraktować mnie jak miejską przybłędę, marnującą mu tylko czas na głupie i nic niewarte pytania.
 — Bawi cię moja niewiedza?
Wydawać się mogło, że nawet nie usłyszał mojego pytania w chaosie głośnego rechotu. Z każdą sekundą bawił się coraz lepiej, a w naszej wspólnej relacji zawisły kolejne zagadki i niewyjaśnione zdania. Odkąd wróciliśmy do miasta, brat wydawał się zakłopotany bardziej niż zwykle. Hamował się przed niepotrzebnymi konwersacjami i — co rzadko mu się zdarzało — unikał kontaktów ze mną. Jedyny czas, który w spokoju spędzaliśmy wspólnie, był momentem posiłków i mijania się na korytarzu.
Co ukrywasz, braciszku?
W afekcie mojej analizy narodził się zamysł poznania prawdy. Faktów dotyczących zamiarów Itachiego co do naszej przyszłości i przeszłości. Skoro również Sakura stała się obiektem jego tajemnic, nie wykluczone, że rozwiązanie tkwi w minionych latach, wydawałoby się — niepotrzebnych.
 — Nie mam na to czasu. — Machnąłem ręką w geście znudzenia i ruszyłem do swojego pokoju, kiedy zauważyłem, że towarzyszący mu śmiech nie ma zamiaru odejść zbyt szybko.
 — Czekaj! — krzyczał pomiędzy wdechami. — No, nie obrażaj się.
Pomimo tych wyznań, nie zaprzestał z komicznym przedstawieniem i podchodząc do mnie w połowie zgięty, trzymając się za brzuch wciąż chichotał pod nosem.
 — Nie jestem w nastroju, Itachi.
 — Opowiedz mi o tym! — mówił głośnym tonem, starając się najwyraźniej zagłuszyć swoje szyderstwo, ale nie bacząc na późną godzinę, która przypisana jest porze odpoczynku nie tylko dzieci, ale i dorosłych.
 — Zamknij się.
Przysięgam, że nie zaznałem dnia w swojej przeszłości, kiedy irytował mnie w podobnie znaczący sposób. Chciał jedynie wykorzystać moją opowieść, aby ciągnąć dalej teatrzyk kpin i ironii. To zachowanie idealnie do niego pasowało i posądziłbym go o to każdego dnia życia, gdyby nadarzyła się taka potrzeba.
 — Przyznaj się! — Po raz wtóry zaczął drążyć ten temat. — Jak wyglądałeś?
Podszedł do mnie i objął mnie swoim ramieniem, ciągnąc ku kanapie w salonie. Starałem się opierać, ale poczułem od niego zapach rozlanego Burbona i zrozumiałem, że nie wygram tej rozgrywki. Potrzebowałem odpowiedniego momentu, aby wymknąć się niezauważony. Do tego czasu, należało przygotować się na serię bzdur i głupot, jakie roiły się w głowie Itachiego.
Przez ostatni czas w moich myślach krążyły najróżniejsze pytania, dotyczące nie tylko mnie, ale i różowowłosej. Z zaangażowaniem skupiłem się na łączących nas wspomnieniach, na relacjach już tak odległych i duszach łączących przez tę samą, niezniszczalną więź. Trapiłem się skrawkami idei, zaprzeczającymi moim tezom, podczas gdy odpowiedź od samego początku tkwiła tuż na wyciągnięcie ręki. Oboje wiedzieliśmy, że pomimo upływu lat, to co zrodziło się na samym starcie, nie jest w stanie ulec zniszczeniu aż do samej mety. Zamartwiałem się kim jest, kim jestem ja. Godziny nużących porównań i uosobień niewłaściwych przedmiotów i ludzi sprawiło, że zapomniałem o osobistej drodze.
Wędrówce.
O celu podróży.
Nie starałem się zrozumieć, kim jest osoba tak bliska memu życiu.
Kim jesteś, Itachi?
 — Rozszerzyłeś oczy tak? — Brunet prezentował mi pozy jakimi według niego zaszczyciłem Sakurę. — Krzyknąłeś? Uciekłeś?
 — Naprawdę, aż tak cię to ciekawi?
 — Najbardziej na świecie — odpowiedział, tym samym zdradzając swój splątany język więzami alkoholu i stan upojenia.
Biorąc pod uwagę pustą butelkę trunku stojącą na stoliku przed kanapą i przybliżony czas jaki spędził w samotności po spotkaniu, obliczyłem, że zbliża się jego koniec dnia. Nie jest to absolutnie dowodem na to, że nie należy do osób z wysokim przyswojeniem trunku, jednak limit został przekroczony, a z tego względu należało się liczyć z konsekwencjami.
 — Nie złość się braciszku — mówiąc to, szturchnął mnie łokciem. — Wszystko to — co robię, wiąże się z najlepszym dobrem jakie powinno ciebie spotkać. — Uśmiechnął się prowizorycznie, co i w takim wydaniu przyniosło mu wiele trudności. — Pamiętaj, dobrze?
Wygiąłem jeden z kącików ust dając mu do zrozumienia, że bawią mnie podobne wyznania. Oboje nie należeliśmy do typu ludzi okazujących sobie wzajemnie uczucia.
 — Masz moje słowo — przytaknąłem.
On również pokiwał głową, a następnie chwiejnym krokiem ruszył na górę do swojej sypialni. Odczułem dziwne wrażenie, jakby chciał jeszcze mi o czymś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili zrezygnował.
Opanuj się Sasuke i zakończ ten parszywy dzień.
Bez zbędnych przygotowań wziąłem szybki prysznic i ledwo dotykając aksamitnej pościeli, zasnąłem.


Pragnąłem, aby ten dzień rozpoczął się inaczej niż poprzednie. Z pierwszymi promieniami słońca nie czując obawy przed zatratą; kolejnego uścisku w żołądku, informującego, że wciąż pozostaję w tyle, na szarym końcu włóczęgi. Marzyłem o nieistniejącym połączeniu, integracji dwóch przeciwnych sobie sił. O transcendencji i immanencji równocześnie.  Bez problematyzującej surrealności bytu, historii upadku człowieka. Poranku bazującego na odkryciu przypadkowości zdarzeń, nie polegającego na fatum, utkwionego w konieczności. Pożądałem zaakceptować przytrafiające się, a przeciwności zamienić w pożyteczne. Łaknąłem spokoju, odkrycia… pozbawiony uczucia, że najzwyczajniej w świecie — nie zdążę.
Ciążąca nad nami siła przeznaczenia zawsze wyprzedza nas o kilka kroków, nie pozwalając nam tlić nadziei, że uda się ją wyprzedzić. Jesteśmy swoiście skazani na zarzucony nam los, bez dyskusji i bez sprzeciwu.
Mój ranek okazał się jednakże taki jak zawsze. Prosty, niezmienny i stały. Bierność w wykonywanych czynnościach weszła mi w nawyk. Nie jestem w stanie określić czasu, w którym umknęła mi toaleta, czarne espresso i jajecznica z bekonem przygotowana przez Itachiego. Każdemu z tych elementów poświęciłem tę samą ilość emocji, co pięknej i słonecznej pogodzie na zewnątrz. Życzyłem sobie jednego, cholernie odmiennego dnia — przysparzającego mi więcej radości, niż każdy poprzedni — a otrzymałem bezchmurne niebo, zupełnie nieodzwierciedlające mojego wnętrza.
 — Wychodzę — wręcz szepnąłem do współmieszkańca.
Nie miałem złudzeń co do tego, że zbędne były mi kolejne pytania i docinki ze strony brata.
 — Wychodzisz? — Zdziwił się. — Można wiedzieć gdzie?
Nie wiem.
 — Nie.
Z ostatnim słowem na ustach zatrzasnąłem za sobą drzwi, starając się w jak najszybszym tempie opuścić teren posesji. Potrzebowałem chwili. Bez trudzenia się myślą o Sakurze, o tajemnicach Itachiego i o sercu, które ostatnimi czasy przestało mnie słuchać. Latami kreowałem niedostępnego i buntowniczego Sasuke, wyróżniającego się spośród tłumu i wzbudzającego sensację. Wszystko sprowadzało się do celu wzgardzenia nienawidzącym się społeczeństwem. Chciałem dać im do zrozumienia, że oszustwa i kłamstwa nie działają na mnie w najmniejszym stopniu, a wzajemna tolerancja z przymusu przysparza więcej niechęci.
Ostatniego dnia przestałem być prawdziwym Sasuke.
Haruno obudziła małego, bezbronnego chłopca, wymagającego nadopiekuńczości. Dopieszczenia jego rzeczywistości i nauczenia jej nowych marzeń, podążania inną ścieżką.
Zapomniałem być sobą.
 — Dzień dobry, Sasuke.
Dzień dobry? Powtórzyłem w myślach, zdziwiony tak oficjalną formą.
Głos dochodził zza moich pleców, a więc napastnik naruszający moją prywatność zaskoczył mnie od tyłu. Wszystko wskazywało na to, że była nim kobieta i dopiero kilka przemyślanych sekund dały mi do zrozumienia, że osoba stojąca tuż za mną, miała tego ranka pozostać mi obcą i obojętną bez względu na wszystko.
 — Sakura — stwierdziłem, unosząc kącik ust do góry.
Jak zawsze nieznośna.
Odwróciłem się spokojnie, nie dając po sobie poznać niezadowolenia jakie wywołane było jej przybyciem. Możliwe, że okazało się to zbyt wygórowaną prośbą do niebios, jednakże po wczorajszym incydencie tkwiłem w pewności, że nawet jeżeli uda jej się mnie dostrzec, duma nie pozwoli na zbliżenie. Powinna w tym momencie oddalać się ode mnie na długie kilometry, aby nie poczuć zawstydzenia i zakłopotania moją obecnością. Tylko głupi nie domyśliłby się moich zamiarów wobec niej, które odkryłem przed nią o wiele za wcześnie, zupełnie jak ostatni głupiec.
 — Witaj — ponowiłem konwersację nie doczekawszy żadnej reakcji.
Uśmiechnęła się w ramach powitania, bez zdradzenia emocji onieśmielenia moim widokiem. Wybiła mnie z tropu tak zwyczajnym zachowaniem, doprowadzając do osobistego zmieszania się przed jej postacią. Każda z moich poprzednich przygód kończyła się dokładnie w taki sposób, jaki zaplanowałem dla znajomości mojej i Sakury. Podczas gdy ona; stała przede mną zupełnie normalnie, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
 — Nie zaprzeczę, że cudownie cię znów spotkać — powiedziała spokojnym i zrównoważonym tonem.
Sam nie byłem pewien czy po raz kolejny rozpoczęła się jedna z jej zabaw moimi myślami, ale za żadne skarby nie chciałem ponownie się w nie wplątać. Znalazłem się w tym miejscu, z zamiarem wyrzucenia z każdej części siebie jej sylwetki. Nigdy nie spodziewałbym się, że przeznaczenie postanowi spłatać mi takiego figla.
 — Z kolei ja, przyznam się otwarcie, że nie spodziewałem się ciebie akurat tutaj — mówiłem stanowczo, umieszczając w tych kilku słowach nutę ironii — akurat teraz. — Zakończyłem pewnie, pozwalając jej popuścić wodze wyobraźni na temat mojej wszechogarniającej niechęci wywołanej tym starciem.
 — Praktycznie codziennie przechodzę tędy do szpitala — kontynuowała rozmowę, nie zwracając uwagi na moje widzimisię.
 — Szpitala? — zapytałem zdziwiony.
 — Pracuję tam od dwóch lat — zaczęła — Chciałam poznawać świat, odkryć jego największe tajemnice i zagadki. Ciąża… — zatrzymała się, smutniejąc równocześnie. Niesforny kosmyk włosów wydostał się ze spiętego na czubku głowy kucyka. Przypominała bajkową postać, otoczoną aurą szczęśliwego zakończenia. — Zamiast tego zgłębiam sekrety człowieka. — Uśmiechnęła się na nowo, tak jakby poprzednie myśli wyparowały w mgnieniu oka. — To przyjemna alternatywa minionych wydarzeń.
Nie potrzebne były mi jej wyjaśnienia odnośnie jej marzeń. Wraz z Ayą wszelkie niejasności zostały mi wytłumaczone i całkowicie uzasadnione. Jaką okazałaby się matką, gdyby w pogoni za fantazjami porzuciła córkę i macierzyństwo. W tym świecie należało to do jej obowiązków i przywilejów, na które zezwoliła sama podczas oddaniu się nieznajomemu mi mężczyźnie. Nikt nie zmusił jej do podobnych czynów, a w tamtej chwili godziła się na wszystkie konsekwencje.
Dla chwili rozkoszy… poświęcić całą przyszłość.
Nieludzkie.
 — Konkretna specjalizacja? — spytałem szybko, nie zezwalając ciszy przedostać się do naszego kręgu.
 — Chirurgia — odpowiedziała bez mrugnięcia. — Wbrew pozorom, związane z nią ryzyko wpływa na mnie uspakajająco. Wycisza mnie, przywołuje do porządku… Czuję… — mówiła z pasją — że jestem komuś potrzebna. — Przeniosła wzrok na moją klatkę piersiową mrużąc przy tym oczy, jakby przywoływała dawne wspomnienia, w których zawiodła.  — Że nie mogę popełnić najmniejszego błędu i że wszystko zależy od podjętych przeze mnie decyzji.
Uśmiechnęła się nagle, nie racząc mnie swym spojrzeniem. Nie potrafiłem odnaleźć się w jej monologu i emocjach, które może i wbrew swej woli — zobrazowała w nadzwyczaj rzeczywisty sposób. Plotła swą wypowiedź jakby w transie, omamiona duchami niepowodzeń i przegranych walk o upragnione zwycięstwo.
Poczułem, że jestem winny.
Zawsze chciała ofiarować mi pomoc i wsparcie, nawet kiedy nie potrzebowałem ich ani trochę. Stawiała się na każde zawołanie, służąc mi radą i wskazówką. Natomiast ja nigdy nie skorzystałem z owej troski, pokazując wszystkim, że potrafię sprostać wszystkiemu samotnie.
 — Nikt na tym świecie nie jest idealny — opowiadała dalej, odpowiadając równocześnie na moje umykające myśli. — Jesteśmy tylko ludźmi; popełnianie błędów to nasza specjalność.
Możliwe, że został w niej choć gram prawdziwości.
 — Nie każdy potrafi się do nich przyznać — rzuciłem, chcąc sprowokować jej mimikę twarzy.
Nie zareagowała, jakby świadomie i bez sprzeciwu godząc się z moją teorią. Spodziewałem się bogatej polemiki, wzburzonej Haruno, a otrzymałem oazę i przykład opanowanej do perfekcji kobiety. Pozbawionej widocznego z daleka uśmiechu i błyszczącej iskierki w oku, świadczącej o otaczającej ją szczęśliwej aurze.
 — Masz rację — powiedziała, potakując tym samym moim rozważaniom.
Czy jest możliwe, aby człowiek w jednej chwili tryskał radością i pewnością siebie, a kilka minut później przedstawiał obraz nędzy i ubóstwa? Na nowo odczułem palącą winę wypisaną na moim czole, wykrzykującą całemu światu, że ten oto mężczyzna sprawił tej cudownej i niewinnej kobiecie niebywałą przykrość. Potrzebowała mojej otuchy w tak trudnych refleksjach nad popełnionymi w przeszłości błędami. Możliwe, że na jej rękach zmarło o wiele więcej ludzi niż sam mogłem sobie wyobrazić, a co gorsza — kilka z tych przypadków wynikało ze źle podjętej przez nią decyzji.
Jak żyć ze świadomością, że człowiek leżący przede mną umarł z mojej winy? Że kilka metrów dalej za ścianą, rodzina oczekuje na cud i powrót ukochanej osoby do zdrowia…
Jak przyznać się… Do błędu?
Sakura…
 — Spóźnisz się.
Nie mogłem przestać myśleć o jej bólu. O przeszywającym na wskroś poczuciu winy i odpowiedzialności wiszącej na barkach jak kara za grzechy. Chciałem uwolnić się spod jej uroku, który rzuciła w momencie naszego pierwszego spotkania, a który do tej pory zmusza mnie do akceptowania wszelkich czynów. Wszystkich postępków niewyjaśnionych i nie mających określonego celu.
Sakura złapała mnie w swe sidła przeszłości, odgradzając drogę ucieczki swą nachalnością i wzbudzaniem wyrzutów sumienia.
 — Mam jeszcze sporo czasu.
Aby mnie dręczyć.
 — Niestety u mnie jest odwrotnie.
Czas na wolność. Czas na ucieczkę.
 — Może znajdziesz go później. — Nie poddawała się i uparcie dążyła do mety swoich założeń. — Kończę po dwudziestej, ale dziś opiekunka wzięła sobie dzień wolny i Aya została z Hinatą, więc zaraz po pracy musze ją odebrać.
 — Nie spiesz się — przerwałem jej, aby nie przedłużać tego żartu. —  Dziś z pewnością się u ciebie nie zjawię.
 — Nie szkodzi, ale może jutro?
 — Jutro też nie.
 — Więc kiedy?
Nigdy.
 — Nie wiem.
Westchnęła. Nie ona jedna zrezygnowałaby w starciu z tak odrzucającymi odpowiedziami. Z całych sił przekazywałem jej jak bardzo nie chcę więcej jej spotkać, a tym bardziej odwiedzać i pogrążać się w teraźniejszości należącej do niej samej.
Do niej i jej córki.
 — Rozumiem. — Pokiwała twierdząco głowa, akceptując podaną przeze mnie propozycję oddalenia się naszych dwóch dusz. — Jednak — zaczęła na nowo — jeżeli zmienisz zdanie i przyjdzie ci ochota spędzić czas tak jak kiedyś, nie obawiaj się i przyjdź. — Uśmiechnęła się ciepło. — Razem z Ayą wypełnimy go najlepiej jak będziemy potrafiły.
Nadzieja w jej sercu nie gasła pomimo zawodów jakie jej przysporzyłem. Trwała w swym postanowieniu odnowienia naszych relacji i nie chciała zawieść. Nie tylko siebie, ale i mnie. Pragnęła udowodnić, że nie jest już tak bezwartościowa jak kiedyś i może przydać się w każdej sytuacji.
W każdej, w której będę jej potrzebował.
 — Zapamiętam — przytaknąłem. — Teraz muszę niestety już iść.
Któryś z kolei raz, nie czekając na odpowiedź z jej strony odwróciłem się i zrobiłem to co wychodziło mi w życiu najlepiej — odszedłem.


Spacer zamiast przynieść ukojenie, sprawił, że świat na nowo postanowił mnie nienawidzić. Sprzeciwiając się moim zasadom i ideom, zsyłając najgorsze kary. Dzień minąłby stanowczo o wiele lepiej, gdybym spędził go w domu, w towarzystwie telewizji i whisky z lodem. Z dala od niebezpieczeństwa zwanego Sakurą i zagrożenia pod postacią… Uczuć.
To paskudne.
Bez pomysłu na stabilne miejsce, opuszczone przez mary i zmory, postawiłem na salon i nudzącego Itachiego, przy misce popcornu i szklance alkoholu. Ostatnią rzeczą o jakiej marzyłem było przykładowe spotkanie irytującego blondyna, nie zamykającego ust nawet przez minutę. Niechcący udałoby się mu namówić mnie na powtórkę przyjemnego wieczoru, skazując tym samym na kolejne modły do istniejących bóstw.
Brat siedział jak zwykle w salonie, wpatrzony w kolorowe obrazki wyświetlane na ekranie telewizora. Z tego co udało mi się zauważyć emitowano niby—zabawną komedię romantyczną, obfitującą w miłosne sceny i nieśmieszne żarciki bohaterów. Wbrew pozorom Itachi pomimo zachowania silnego i pewnego siebie mężczyzny, w głębi serca ukrywał głębokie i ciepłe emocje, które odnajdywały odpowiednią chwilę aby wypłynąć na powierzchnię. Zawsze traktował mnie z niezwykłym przejęciem i czułością, co pozwalało mi myśleć, że jego serce nie może być aż tak zimne, jak przypuszczałem to wcześniej.
Starszy Uchiha posiadał szczerość wypisaną nie w oczach, a w sercu.
Udowadniając mi to niejednokrotnie.


 — Nawet nie wiesz jak jesteśmy do siebie podobni. — zmrużył oczy, w końcu kierując je na moją osobę. — Pora abyś poznał prawdę o swoim życiu. — Przechylił kufel, wypijając jego zawartość w całości. — Zakłamanym życiu.
Mierzyłem Itachiego wzrokiem, zastanawiając się czy krążący w jego organizmie alkohol mógł zadziałać tak szybko, czy wynikiem tej tezy okazały się odurzające środki wnikające z każdą sekundą coraz bardziej w otaczające nas powietrze. Ktokolwiek znajdował się w moim zasięgu trzymał w ręku papierosa lub śmierdzącego na kilka metrów skręta. Nie wspomnę o chowających się pod stolikiem narkomanach i rozpustnikach.
 — Nie mam na to ochoty, Itachi. Pozwól mi tylko wrócić do domu i zapomnieć, że kiedykolwiek spędziłem tyle czasu w tej spelunie. — Podniosłem głos, aby mógł dobrze mnie usłyszeć w tym chaosie.
Didżej, który ledwo utrzymywał się na swoich nogach najwyraźniej zapomniał o konsoli i otoczeniu, gdyż po raz dziesiąty doczekałem się tych samych kawałków. Patrząc na niego i półnagą brunetkę przesiadującą na jego kolanach, stwierdziłem, że to albo on nie ma gustu, albo świat wydaje mi się tu o wiele mniej atrakcyjny.
 — Możesz iść — zaczął na nowo swoim zachrypniętym głosem, wzywając równocześnie jedną z kelnerek, aby podała mu kolejne piwo. — Możesz zrobić to nawet w tej chwili, nie zatrzymam cię. — Uśmiechnąłem się na te słowa i chwyciłem w swoją rękę bluzę, którą musiałem ściągnąć z powodu zaduchu i ciasnoty. — Jednak wtedy, nigdy nie dowiesz się kim naprawdę byli twoi  rodzice. — Spojrzałem na niego niepewnie, starając się zakłócić jego komunikat wysłany do mojego mózgu, abym jednak został na swoim miejscu i nie ruszał się z niego aż do zakończenia tego aktu. — Nasi rodzice. — Poprawił się po chwili, przekreślając tym samym mój pomysł na powrót do domu i spokojny sen.
 — Co takiego niby mógłbyś mi zdradzić, skoro to ja spędzałem z nimi więcej czasu niż ty i twoje zakichane ego — powiedziałem pełen ironii i chamstwa, które uruchamiało się automatycznie, kiedy przychodziło mi rozmawiać z bratem.
 — Ukrywali przed tobą więcej niż mógłbyś sobie wyobrazić. — Zatrzymał się, czekając aż barmanka ustawi kufel na podkładce i odejdzie na bezpieczną odległość.
Zauważyłem, że nie przestawała wachlować swoimi ogromnymi piersiami przed jego twarzą, podczas gdy on nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Zaśmiałem się w duchu, zawstydzony jej beznadziejnością w podrywaniu mężczyzn.
 — Jesteś gówniarzem, Sasuke — ponowił wypowiedź biorąc do ust duży łyk alkoholu. — Śmierdzącym gówniarzem, któremu wydaje się, że cały świat należy tylko do niego.
Z każdym jego słowem denerwowałem się coraz bardziej. Pierwsze oskarżał rodziców za wredne i podłe zachowanie wobec mnie, następnie narzucał, że żyję w kłamstwie i nieświadomości, kończąc obrażaniem i lekceważeniem wszystkiego co robię.
 — Skąd możesz to wiedzieć? Hm? — zapytałem pewny jego niewiedzy o mojej osobie. — Nigdy nie interesowałeś się tym gdzie jestem, z kim spędzam czas i co się podczas niego dzieje. Unikałeś mnie jak ognia, a jeżeli zdarzyło się inaczej potrafiłeś tylko krytykować. — Wstałem z miejsca opierając się rękami o stolik. Po raz pierwszy postawiłem się swojemu bratu, przekazując mu wszystkie swoje uczucia, które skrywałem przez ostatnie siedemnaście lat mojego życia. — Pytałeś czy cię nienawidzę i nie wierzę, że nie znasz tak prostej odpowiedzi.
Itachi nie poruszył się nawet o milimetr podczas mojej wypowiedzi. Analizował każdy ruch i gest jakie kierowałem w jego stronę, choć odniosłem wrażenie, że nie obawia się niczego, co wyszłoby ode mnie. Usiadłem z powrotem na miejsce, czekając na odpowiedź. Głęboko liczyłem, że zrezygnuje z dalszej dyskusji i pozwoli mi wrócić do ciepłego i czystego domu, w którym wymarzę ze swojej pamięci obraz tej meliny.  
 — Bachor i głupiec w jednym. — Pokiwał głową sącząc przy tym piwo. — Spodziewałem się po tobie o wiele więcej.
 — Mam tego dość.
Porwałem w dłonie bluzę i ruszyłem z miejsca. Obiecałem sobie, że po tym wieczorze już nigdy więcej nie odezwę się do brata. Nie po tym co od niego usłyszałem.
 — Zastanów się, Sasuke. — Usłyszałem za sobą. — Przemyśl to, czy dalsze życie w kłamstwie ma jeszcze sens i czy poznanie prawdy rzeczywiście jest tak okrutne. — Zatrzymałem się jak wryty, a nogi którym kazałem ruszyć dalej, odmówiły mi posłuszeństwa. — To twój wybór. Już nikt nie stoi ci na przeszkodzie.
Westchnąłem zrezygnowany.
Sam nie wiem, czy przegrałem z hipnotyzującymi słowami Itachiego, czy z własną ciekawością. Nagle zaczęło interesować mnie to co miał mi do przekazania. Nawet jeżeli okazałoby się to kompletną bzdurą i nieprawdą. Spodziewałem się dodatkowo, że jeżeli nie wysłuchałbym go w tamtej chwili, ta sytuacja mogłaby powtórzyć się w przyszłości i ciągnąć się za mną jak pasożyt.
 — Jeżeli cię wysłucham, będę mógł stąd iść? — zapytałem.
 — Wiedziałem, że twoja chęć poznania przezwycięży.
 — Po prostu wiem, że nie odpuścisz.
 — Nie usprawiedliwiaj się, Sasuke. Jesteś zbyt przewidywalny.
 — Do sedna, Itachi.
Uśmiechnął się cwaniacko i postawił na stoliku kolejny opróżniony kufel. Dziewczyna z dużym biustem jak na zawołanie kierowała się w naszą stronę z pełnym naczyniem. Mój brat musiał spędzać tu znaczną część czasu, skoro większość traktowała go nie tylko jak dobrego znajomego, ale i wyżej usytuowanego stanowiskiem. Można było odczuć, że większość odczuwa lęk na samą myśl o kontakcie lub starciu z nim.
Czyżby ich zastraszył? pomyślałem.
 — Nie chcę przekazywać ci tak ważnych i przede wszystkim istotnych informacji, jeżeli nie jesteś nimi zainteresowany. To co ukrywali nie jest ani zabawne, ani przyjemne. — Twarz utrzymywał w pozycji spiętej, a przejęcie malujące się na oczach i ustach, sugerowało, że Itachi od początku stara się zachować powagę.
Miał do przekazania mi coś ważnego. Coś co odmieni dotychczasowy pogląd na ukochane osoby. Rodziców, za którymi całe ja tęskniło niemiłosiernie.
 — Nie przedłużajmy tego.
Zamknął oczy, próbując zebrać myśli w jedną całość i oświadczyć to w najbardziej zrozumiały sposób. Miałem siedemnaście lat, mój mózg pracował na najniższych zdrowych obrotach, a każda analiza wydarzeń była mi obca. Nie miałem czasu na dłuższe przemyślenia swojego postępowania i postępowania bliskich mi ludzi.
 — Chcę abyś zrozumiał, że przez te wszystkie lata broniłem cię ze wszystkich swoich sił — mówił to nie otwierając dalej oczu. — Chroniłem twoje serce przed zarazą świata, w którym przyszło nam przetrwać. Przed epidemią braku poszanowania dla drugiego człowieka i utratą godności. — Przy każdym słowie kiwał przecząco głową, jakby podczas przekazywania mi ich chciał wymazać ze swojej pamięci niechciane myśli. — Tyle razy prosiłem… Błagałem ich aby skończyli z tym nieludzkim postępowaniem. Nie słuchali. — Przysiągłbym, że po jego policzku spłynęła słona łza.
Wpatrywałem się w brata, nie rozumiejąc z tego co powiedział nawet słowa. Odnosiłem wrażenie, że wypowiada się na temat największych przestępców tego świata, a ich czyny nie mogły być usprawiedliwione.
 — Zasłużyli na to co ich spotkało. — Kończąc to zdanie otworzył oczy.
Chciałem zaprotestować i przywołać go do porządku. Wciąż wypowiadał się na temat rodziców w tak okrutny sposób, nie zważając na to, że nie było w stanie spotkać mnie nic gorszego niż ich śmierć.
 — Powinni smażyć się w piekle, za każdą duszę, której pozbawili wolności — ciągnął dalej, nie mogąc złapać tchu — za każdą istotę, którą skazali na upokorzenie i zatracenie własnej osobowości. Za każde dziecko wyzbyte matczynej opieki. Za każdą dziewczynkę i każdego chłopca wykorzystywanych wbrew swej woli.
Itachi dyszał ciężko, a każde kolejno wypowiedziane słowo przysparzało mu coraz większych problemów z oddychaniem. Przeszył mnie strach, wywołując gęsią skórkę na wszystkich częściach ciała. Dreszcz przerażenia towarzyszył mi pomimo upewniania się, że najgorsze jest już daleko za mną.
 — Wyobrażam sobie, jak spoglądają prosto w oczy swoich ofiar i czują to cholerne poczucie winy. Jak przeżywają wszystko to, co sami im zapewnili z dala od swoich ukochanych rodzin i osób na których im zależało.
Przez myśl przeszła mi koncepcja szaleństwa Itachiego. Nie było to nic nadzwyczajnego w toku tak tragicznych wydarzeń, które miały znaczący wpływ na naszą psychikę.
 — Śmieję się na samą myśl ich cierpienia. — I jakby odzwierciedlając swoje słowa zaśmiał się po cichu. — Sasuke… — Spojrzał na mnie. — Uwierzyłbyś mi, gdybym powiedział ci, że nasi rodzice handlowali cudzym życiem, czerpiąc z tego niemały zysk?
Zamurowało mnie.
Starszy Uchiha chciał przekazać mi, że moi opiekunowie porywali niewinne istoty i sprzedawali na czarnym rynku.
 — Zwariowałeś. — Pokręciłem głową. — Jesteś stuknięty.
 — Nie masz innego wyjścia. — Przybliżył się w moją stronę, opierając łokcie na stoliku. — Musisz zaakceptować fakt, że najdroższe ci osoby były zwyczajnymi potworami.
 Wariat, szaleniec. Wariat, szaleniec.
Powtarzałem w swoich myślach jak mantrę.
Nic nie było w stanie skłonić mnie do myślenia w ten sposób o zmarłych rodzicach. Gdyby w rzeczywistości byli tak okrutni jak sugerował to Itachi, nigdy nie byliby dla nas tak troskliwi.
 — Nie wierzę ci.
 — Tutaj nie istnieje coś takiego jak wybór, Sasuke. — Podniósł ton, stanowczo zdenerwowany moim zachowaniem. — Nie ma czasu na rozważanie jakichkolwiek za i przeciw. Istnieje tylko jedna prawda i tylko ją możesz zaakceptować.
 — Po moim trupie.
 — Dziecinada. — Na nowo oparł się o ścianę i zaczął popijać piwo.
Nie wiem, czy mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie naprawdę okazał się tak głupi myśląc, że po tylu latach nienawiści jaką mnie darzył, uwierzę w ten cały stek bzdur wyrwany zupełnie z kontekstu. Nic nie było w stanie zmusić mnie do poparcia i zaakceptowania tego co starał się mi wpoić. Nie znałem w swoim życiu bardziej oddanych i czułych osób od rodziców, prócz Sakury. Od zawsze starali się o jak najlepsze życia dla swoich dzieci i utrzymywali przyjazne stosunki z sąsiadami i rodziną. Dziadkowie zawsze kulturalnie i ciepło wypowiadali się na ich temat, powtarzając, że powinniśmy dziękować niebiosom za tak cudownych opiekunów.
 — Zapomnij o tym co powiedziałem, Sasuke.
Spojrzałem na brata zupełnie zagubiony.
 — Wymaż ze swojej pamięci wszystko co usłyszałeś kilka minut — mówił zasmucony Co spowodowało jeszcze większą niechęć do mnie, niż istniała ona przed tymi słowami.
Westchnąłem głośno, przyjmując do swojej świadomości jego kapitulację. Postanowił zrezygnować z bezsensownego oczerniania przede mną rodziców, wiedząc, że nic nie zdziała takim postępowaniem.
 — Spróbuj sobie jednak przypomnieć wszystkie dziwne i pozostające pod znakiem zapytania sytuacje — zaczął —każde ich spóźnienie, głuche telefony, anonimy z pogróżkami. — Wyliczał elementy pasującego do jego teorii. — Odtwórz niewytłumaczone sceny, w których znikali bez ostrzeżenia, witali się z nieznajomymi ludźmi i często zamykali się oboje w gabinecie, prosząc abyśmy im nie przeszkadzali.
Jak na zawołanie w moich myślach pojawiły się wszystkie wydarzenia nawiązujące do wymienionych przez Itachiego. Ucieczki mamy z mojego pokoju, pośpieszne zakupy, podejrzane typy kręcące się wokół domu i specyficzne rozmowy taty na temat „zbyt grubego” towaru.
 — Wspomnij zakupy taty, składające się z wielu metrów sznura i taśmy izolacyjnej. — Nie przestawał zadręczać mnie wspomnieniami tak niewytłumaczalnymi, że aż szemranymi.
Przywołałem obraz znęcającej się mamy nad świeżym kurczakiem w kuchni i jej brak opieki kwiatami i plonami w ogródku za domem. Czyżby te pojedyncze elementy składały się w jedną całość, tworząc niewyobrażalną tajemnicę ich życia?
 — Pamiętasz jak…
 — Zamknij się! — krzyknąłem, nie wytrzymując tego napięcia. — Zamknij się wreszcie! Mieszasz mi w głowie!
 — Nic podobnego, mały braciszku. — Uśmiechnął się tryumfalnie, zdając sobie sprawę, że zasiał we mnie ziarnko niepewności. — Zdradzam ci sekret naszej rodziny. Chorą tajemnicę skrywaną przed całym światem.


Zapatrzony w film Itachi, zwrócił na mnie uwagę dopiero po kilku minutach. Nie zaszczycił mnie jednak żadnym swoim słowem, zapraszając jedynie do przyłączenia się w rozrywce.
Jak mógłbym odmówić jedynej najbliższej mi osobie, która ofiarowała mi najcenniejszą rzecz na świecie.
Siebie…
c a ł e g o.



~~~



Już jestem, już jestem!
Przyznam się szczerze, że rozdział jest krótszy niż poprzednie, ale chciałam żeby wyglądał dokładnie tak jak go tu przedstawiłam. Nie miałam zamiaru przekazywać w nim ani więcej, ani mniej informacji.
Kilka rzeczy zostało wyjaśnionych.. ale czy do końca?
Wiem, że dla większości całe to zamieszanie nie ma najmniejszego sensu i wydawać się może abstrakcją, ale jak często mówi o tym Sasuke... świat jest niesprawiedliwy i nieprzewidywalny.


Dziękuję za dużo, dużo cieplutkich słów i wsparcia tak ważnego i tak potrzebnego!
Całym sercem raduję się, że mogę przeżywać uczucia Sasuke z kimś trzecim i że jego historia nie pozostaje obojętna.


Pozdrawiam wszystkich cieplutko i do następnego!

10 komentarzy:

  1. Nie wiem komu bardziej współczuć - Sakurze, Sasuke czy Itasiowi. Ta historia jest strasznie dołująca, Sasuke wydaje się kompletnie pozbawiony celu w życiu... A to pewnie nie jest najsmutniejsze w tej historii, strach się bać co będzie dalej XP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie zgadzam się z tym, że wszystko co udaje mi się tu wypisywać, jest okrutnie dołujące. Mnie samej dzień po udostępnieniu rozdziału wydaje się przygnębiający..
      Ale wszystko zaczyna się od tego małego nasionka, aby - a mam nadzieję, że mi się uda - stworzyć coś zaskakującego. ;)

      Usuń
  2. Piooosenka!!! <3 Uwielbiam ją, jest taka... sentymentalna jak dla mnie, kojarzy mi się z Opowieściami z Narnii (o ile dobrze pamiętam była w Książe Kaspianie). Dobra, dość o tym :3

    W sumie to wyjaśniła się chociaż sytuacja z rodziną Uchihów - czyli nielegalne interesy, handel ludzkim ciałem... Aż mnie dreszcz przeszedł ;--------; Współczuję Itachiemu i Sasuke, bardziej chyba Sasuke, bo żył przez pół swojego życia w kłamstwie.
    Ej, ej! I jeszcze ta kwestia ojca dziecka Sakury, zachowanie Itasia jest tutaj naprawdę dziwne, nie potrafię go rozgryźć. Taki ciekawy reakcji Sasuke - to wszystko robi się jeszcze bardziej tajemnicze...
    Kurcze, może się powtórzę, ale kompletnie jestem zachwycona dojrzałością Sasuke, opowiadania i stylu pisania! Kreacja bohaterów jak najbardziej, na jak najwyższym poziomie. :)
    Trochę jednak mi szkoda tego, że Sasuke stara się omijać Sakurę, w końcu dziewczyna teoretycznie nic mu nie zrobiła (przecież to on chciał ją przelecieć - mimo że ona jest już matką, cały Uchiha). I szkoda też, że ciąża pokrzyżowała jej plany, ale cóż zrobić, takie życie.

    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - Książę Kaspian! ;) I mnie, pomimo minionych lat, wciąż kojarzy się z Opowieściami z Narnii. ;V

      Każde z Twoich słów wydają mi się nowe i zaskakujące, jakbym mogła je przeczytać po raz pierwszy! Uśmiech z mojej twarzy nie znika nawet przez chwilę podczas analizowania Twojego komentarza, który szokuje mnie i szokuje.
      I nie wierzę, że naprawdę tak to doceniasz! ;)
      Sasuke toczy walkę z samym sobą, niestety życie bez zaufania do kogokolwiek staje się przykre. Niedługo wiele się wyjaśni.. i mam nadzieję, że nie zawiodę. ;)

      Pozdrawiam również cieplutko i czekam na kolejny rozdział na Szare Blokowiska! ;)

      Usuń
    2. Jak miło wiedzieć, że ktoś czeka! :D (Chociaż wiadomo jak u mnie z rozdziałami T.T)

      Uwierz, uwierz, bo jest co doceniać! :)

      Mam maluśkie pytanko: masz jakieś gg, jakiś komunkator czy nawet fp na fejsbuku? Nie chcę się narzucać, jak coś, ale chętnie bym sobie z Tobą popisała :3

      Usuń
    3. Sam mam takie myśli, że kiedy napiszę jakiś rozdział, to później długo, długo nie uda mi się z siebie nic wykrzesać. Aż nagle nadchodzi taki dzień... i wszystko dzieje się inaczej. ;)

      Przyznaję bez bicia, że z gg już bardzo dawno temu zrezygnowałam, ale ostatnio na zupełnym odruchu bezwarunkowym stworzyłam fp na fejsie, choć uważam, że nie zasługuję na podobną stronkę. ^^ Warta jest jednak, jak to stwierdziłaś 'popisania sobie' z Tobą. ^^

      Usuń
    4. Jej, nie mogę znaleźć ;----;
      Mogłabyś podać link czy coś? :3

      Usuń
  3. Kurde, z kazdym nowym rozdziałem wprawiasz mnie w coraz większe zakłopotanie.. Serio. Nawet teraz, choć jest 22;17, oczy mi isę kleją i o dziwo funkcjonuję racjonalnie, nie wiem co napisać.
    Zryłaś mi banię tym rozdziałem ;__; Że niby handel ludźmi?
    Ale argument z kurczakiem był mega. Na szczęście moja mama prócz kurczaka-grzebie też w ogródku, więc nie mam się czego obawiać :DD
    Oj, Itachi-taki tajemniczy, niegrzeczny i przystojny. Matko jak ja go uwielbiam. Biedak żył z okrutną prawdą tyle czasu, chronił sowjego głupiego braciszka, a Sasuke tak mu się odpłaca? Choćbym nie wiem jak mnie zmuszali nie polubię Saska i jego patrzenia na świat-nawet gdybym czytała najlepszy blog świata, zawsze znajdę w nim coś co mnie irytuje. Czasami całe jestestwo Sasuke Uchihy mnie irytuje. Ach.. co za irytujący człowiek. Ale... mimo wszystko jest też coś co mnie do niego ciągnie.. to chyba ta przeklęta aura Uchiha i pokrewieństwo z Itachim. ^^
    Hihi, nie zdziwiłabym się gdyby to Itaś był ojcem dziecka Sakury, ale to by była zbyt proste, za proste. A Naruto? Nie, wykluczone!
    Więc kto? Ja chcę juz wiedzieć i poznać reakcje Sasuke.
    Popatrz, chyba wyszedł mi całkiem normalny komentarz. C; I to w 8 minut xD
    Weny kochana ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama czuję się zszokowana, że wpadłam na podobny pomysł. Może to ze mną jest coś nie tak? ;>
      Kurczak to tylko dodatek, Twoja mama z pewnością jak najbardziej należy do normalnych ludzi. ;q
      Masz rację, Uchiha mają w sobie coś takiego, że można patrzeć i czytać i zakochiwac się w Nich na nowo i na nowo.

      Wszystko w swoim czasie Anika, gdybyś już poznała prawdę, nie byłoby tak interesująco. ;)
      Dziękuję za cudowne słowa i dziękuję! Wena zawsze się przydaje. <3

      Usuń
  4. Dzieje się tak dużo, a jednocześnie niewiele. Jestem zdziwiona, zszokowana, zdziwiona, no matulu! Przyznam, że sam początek rozdziału był na tyle spokojny, żeby odbiec mnie od umysłowej czujności. Nagle BAM życie Sasuke jest jeszcze bardziej pogmatwane. Urzekasz mnie coraz bardziej i mam nadzieję, że będziesz mnie urzekać, aż do końca Twojej historii.

    Całusy, Pen. :)

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
Mayako