Człowiek,
który nie pyta siebie, kim jest, nie zna się na sztuce opowiadania historii.
— Juli Zeh
— Juli Zeh
Itachi wpatrywał się we mnie
zupełnie jak w posąg. Sam nie byłem do końca przekonany, czy to on przyjmuje
taką postawę i charakteryzuje się cechami tego przedmiotu, czy to rzeczywiście
ja wczułem się w to zajęcie i świat wokoło stanął w miejscu. Mierzyliśmy się
wzrokiem, wzajemnie próbując odgadnąć co mamy przed sobą do ukrycia. Dostrzec,
co znajduje się za kurtyną sekretów i niewiadomych. Każdy skrywał tajemnice,
ale te dotyczące Sakury nie wydawały się tak ważne, aby zatajać je akurat
przede mną.
— Może i wiedziałem — zaczął, nie spuszczając
ze mnie oczu. — Czy to ważne?
Zmrużyłem powieki, zastanawiając
się czy tym pytaniem rozpoczął ze mną jedną z gier, które pomimo starań i potu,
kończyły się na niczym.
— Lepiej być przygotowanym — rzuciłem — niż
przeżyć szok.
Tuż po mojej wypowiedzi starszy
Uchiha zamiast przejść do dalszej konwersacji, wybuchnął śmiechem.
Przeanalizowałem swoją poprzednią wypowiedź, ale nic co wyszło z moich ust nie
wydało mi się zabawne. Naturalnie, starał się potraktować mnie jak miejską
przybłędę, marnującą mu tylko czas na głupie i nic niewarte pytania.
— Bawi cię moja niewiedza?
Wydawać się mogło, że nawet nie
usłyszał mojego pytania w chaosie głośnego rechotu. Z każdą sekundą bawił się
coraz lepiej, a w naszej wspólnej relacji zawisły kolejne zagadki i
niewyjaśnione zdania. Odkąd wróciliśmy do miasta, brat wydawał się zakłopotany
bardziej niż zwykle. Hamował się przed niepotrzebnymi konwersacjami i — co
rzadko mu się zdarzało — unikał kontaktów ze mną. Jedyny czas, który w spokoju
spędzaliśmy wspólnie, był momentem posiłków i mijania się na korytarzu.
Co ukrywasz, braciszku?
W afekcie mojej analizy narodził
się zamysł poznania prawdy. Faktów dotyczących zamiarów Itachiego co do naszej
przyszłości i przeszłości. Skoro również Sakura stała się obiektem jego
tajemnic, nie wykluczone, że rozwiązanie tkwi w minionych latach, wydawałoby
się — niepotrzebnych.
— Nie mam na to czasu. — Machnąłem ręką w
geście znudzenia i ruszyłem do swojego pokoju, kiedy zauważyłem, że
towarzyszący mu śmiech nie ma zamiaru odejść zbyt szybko.
— Czekaj! — krzyczał pomiędzy wdechami. — No,
nie obrażaj się.
Pomimo tych wyznań, nie
zaprzestał z komicznym przedstawieniem i podchodząc do mnie w połowie zgięty,
trzymając się za brzuch wciąż chichotał pod nosem.
— Nie jestem w nastroju, Itachi.
— Opowiedz mi o tym! — mówił głośnym tonem,
starając się najwyraźniej zagłuszyć swoje szyderstwo, ale nie bacząc na późną
godzinę, która przypisana jest porze odpoczynku nie tylko dzieci, ale i
dorosłych.
— Zamknij się.
Przysięgam, że nie zaznałem dnia
w swojej przeszłości, kiedy irytował mnie w podobnie znaczący sposób. Chciał
jedynie wykorzystać moją opowieść, aby ciągnąć dalej teatrzyk kpin i ironii. To
zachowanie idealnie do niego pasowało i posądziłbym go o to każdego dnia życia,
gdyby nadarzyła się taka potrzeba.
— Przyznaj się! — Po raz wtóry zaczął drążyć
ten temat. — Jak wyglądałeś?
Podszedł do mnie i objął mnie
swoim ramieniem, ciągnąc ku kanapie w salonie. Starałem się opierać, ale
poczułem od niego zapach rozlanego Burbona i zrozumiałem, że nie wygram tej
rozgrywki. Potrzebowałem odpowiedniego momentu, aby wymknąć się niezauważony.
Do tego czasu, należało przygotować się na serię bzdur i głupot, jakie roiły
się w głowie Itachiego.
Przez ostatni czas w moich
myślach krążyły najróżniejsze pytania, dotyczące nie tylko mnie, ale i
różowowłosej. Z zaangażowaniem skupiłem się na łączących nas wspomnieniach, na
relacjach już tak odległych i duszach łączących przez tę samą, niezniszczalną
więź. Trapiłem się skrawkami idei, zaprzeczającymi moim tezom, podczas gdy
odpowiedź od samego początku tkwiła tuż na wyciągnięcie ręki. Oboje
wiedzieliśmy, że pomimo upływu lat, to co zrodziło się na samym starcie, nie
jest w stanie ulec zniszczeniu aż do samej mety. Zamartwiałem się kim jest, kim
jestem ja. Godziny nużących porównań i uosobień niewłaściwych przedmiotów i
ludzi sprawiło, że zapomniałem o osobistej drodze.
Wędrówce.
O celu podróży.
Nie starałem się zrozumieć, kim
jest osoba tak bliska memu życiu.
Kim jesteś, Itachi?
— Rozszerzyłeś oczy tak? — Brunet prezentował
mi pozy jakimi według niego zaszczyciłem Sakurę. — Krzyknąłeś? Uciekłeś?
— Naprawdę, aż tak cię to ciekawi?
— Najbardziej na świecie — odpowiedział, tym
samym zdradzając swój splątany język więzami alkoholu i stan upojenia.
Biorąc pod uwagę pustą butelkę trunku
stojącą na stoliku przed kanapą i przybliżony czas jaki spędził w samotności po
spotkaniu, obliczyłem, że zbliża się jego koniec dnia. Nie jest to absolutnie
dowodem na to, że nie należy do osób z wysokim przyswojeniem trunku, jednak
limit został przekroczony, a z tego względu należało się liczyć z
konsekwencjami.
— Nie złość się braciszku — mówiąc to,
szturchnął mnie łokciem. — Wszystko to — co robię, wiąże się z najlepszym
dobrem jakie powinno ciebie spotkać. — Uśmiechnął się prowizorycznie, co i w
takim wydaniu przyniosło mu wiele trudności. — Pamiętaj, dobrze?
Wygiąłem jeden z kącików ust
dając mu do zrozumienia, że bawią mnie podobne wyznania. Oboje nie należeliśmy
do typu ludzi okazujących sobie wzajemnie uczucia.
— Masz moje słowo — przytaknąłem.
On również pokiwał głową, a
następnie chwiejnym krokiem ruszył na górę do swojej sypialni. Odczułem dziwne
wrażenie, jakby chciał jeszcze mi o czymś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili
zrezygnował.
Opanuj się Sasuke i zakończ ten parszywy dzień.
Bez zbędnych przygotowań wziąłem szybki
prysznic i ledwo dotykając aksamitnej pościeli, zasnąłem.
Pragnąłem, aby ten dzień
rozpoczął się inaczej niż poprzednie. Z pierwszymi promieniami słońca nie czując
obawy przed zatratą; kolejnego uścisku w żołądku, informującego, że wciąż
pozostaję w tyle, na szarym końcu włóczęgi. Marzyłem o nieistniejącym
połączeniu, integracji dwóch przeciwnych sobie sił. O transcendencji i
immanencji równocześnie. Bez
problematyzującej surrealności bytu, historii upadku człowieka. Poranku
bazującego na odkryciu przypadkowości zdarzeń, nie polegającego na fatum, utkwionego
w konieczności. Pożądałem zaakceptować przytrafiające się, a przeciwności
zamienić w pożyteczne. Łaknąłem spokoju, odkrycia… pozbawiony uczucia, że
najzwyczajniej w świecie — nie zdążę.
Ciążąca nad nami siła
przeznaczenia zawsze wyprzedza nas o kilka kroków, nie pozwalając nam tlić
nadziei, że uda się ją wyprzedzić. Jesteśmy swoiście skazani na zarzucony nam
los, bez dyskusji i bez sprzeciwu.
Mój ranek okazał się jednakże
taki jak zawsze. Prosty, niezmienny i stały. Bierność w wykonywanych
czynnościach weszła mi w nawyk. Nie jestem w stanie określić czasu, w którym
umknęła mi toaleta, czarne espresso i jajecznica z bekonem przygotowana przez
Itachiego. Każdemu z tych elementów poświęciłem tę samą ilość emocji, co
pięknej i słonecznej pogodzie na zewnątrz. Życzyłem sobie jednego, cholernie
odmiennego dnia — przysparzającego mi więcej radości, niż każdy poprzedni — a
otrzymałem bezchmurne niebo, zupełnie nieodzwierciedlające mojego wnętrza.
— Wychodzę — wręcz szepnąłem do
współmieszkańca.
Nie miałem złudzeń co do tego, że
zbędne były mi kolejne pytania i docinki ze strony brata.
— Wychodzisz? — Zdziwił się. — Można wiedzieć
gdzie?
Nie wiem.
— Nie.
Z ostatnim słowem na ustach
zatrzasnąłem za sobą drzwi, starając się w jak najszybszym tempie opuścić teren
posesji. Potrzebowałem chwili. Bez trudzenia się myślą o Sakurze, o tajemnicach
Itachiego i o sercu, które ostatnimi czasy przestało mnie słuchać. Latami
kreowałem niedostępnego i buntowniczego Sasuke, wyróżniającego się spośród
tłumu i wzbudzającego sensację. Wszystko sprowadzało się do celu wzgardzenia
nienawidzącym się społeczeństwem. Chciałem dać im do zrozumienia, że oszustwa i
kłamstwa nie działają na mnie w najmniejszym stopniu, a wzajemna tolerancja z
przymusu przysparza więcej niechęci.
Ostatniego dnia przestałem być prawdziwym Sasuke.
Haruno obudziła małego,
bezbronnego chłopca, wymagającego nadopiekuńczości. Dopieszczenia jego
rzeczywistości i nauczenia jej nowych marzeń, podążania inną ścieżką.
Zapomniałem być sobą.
— Dzień dobry, Sasuke.
Dzień dobry? Powtórzyłem w myślach, zdziwiony tak oficjalną formą.
Głos dochodził zza moich pleców,
a więc napastnik naruszający moją prywatność zaskoczył mnie od tyłu. Wszystko
wskazywało na to, że była nim kobieta i dopiero kilka przemyślanych sekund dały
mi do zrozumienia, że osoba stojąca tuż za mną, miała tego ranka pozostać mi
obcą i obojętną bez względu na wszystko.
— Sakura — stwierdziłem, unosząc kącik ust do
góry.
Jak zawsze nieznośna.
Odwróciłem się spokojnie, nie
dając po sobie poznać niezadowolenia jakie wywołane było jej przybyciem.
Możliwe, że okazało się to zbyt wygórowaną prośbą do niebios, jednakże po
wczorajszym incydencie tkwiłem w pewności, że nawet jeżeli uda jej się mnie
dostrzec, duma nie pozwoli na zbliżenie. Powinna w tym momencie oddalać się ode
mnie na długie kilometry, aby nie poczuć zawstydzenia i zakłopotania moją
obecnością. Tylko głupi nie domyśliłby się moich zamiarów wobec niej, które
odkryłem przed nią o wiele za wcześnie, zupełnie jak ostatni głupiec.
— Witaj — ponowiłem konwersację nie
doczekawszy żadnej reakcji.
Uśmiechnęła się w ramach
powitania, bez zdradzenia emocji onieśmielenia moim widokiem. Wybiła mnie z
tropu tak zwyczajnym zachowaniem, doprowadzając do osobistego zmieszania się
przed jej postacią. Każda z moich poprzednich przygód kończyła się dokładnie w
taki sposób, jaki zaplanowałem dla znajomości mojej i Sakury. Podczas gdy ona;
stała przede mną zupełnie normalnie, nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
— Nie zaprzeczę, że cudownie cię znów spotkać —
powiedziała spokojnym i zrównoważonym tonem.
Sam nie byłem pewien czy po raz
kolejny rozpoczęła się jedna z jej zabaw moimi myślami, ale za żadne skarby nie
chciałem ponownie się w nie wplątać. Znalazłem się w tym miejscu, z zamiarem
wyrzucenia z każdej części siebie jej sylwetki. Nigdy nie spodziewałbym się, że
przeznaczenie postanowi spłatać mi takiego figla.
— Z kolei ja, przyznam się otwarcie, że nie
spodziewałem się ciebie akurat tutaj — mówiłem stanowczo, umieszczając w tych
kilku słowach nutę ironii — akurat teraz. — Zakończyłem pewnie, pozwalając jej
popuścić wodze wyobraźni na temat mojej wszechogarniającej niechęci wywołanej
tym starciem.
— Praktycznie codziennie przechodzę tędy do
szpitala — kontynuowała rozmowę, nie zwracając uwagi na moje widzimisię.
— Szpitala? — zapytałem zdziwiony.
— Pracuję tam od dwóch lat — zaczęła —
Chciałam poznawać świat, odkryć jego największe tajemnice i zagadki. Ciąża… —
zatrzymała się, smutniejąc równocześnie. Niesforny kosmyk włosów wydostał się
ze spiętego na czubku głowy kucyka. Przypominała bajkową postać, otoczoną aurą
szczęśliwego zakończenia. — Zamiast tego zgłębiam sekrety człowieka. —
Uśmiechnęła się na nowo, tak jakby poprzednie myśli wyparowały w mgnieniu oka. —
To przyjemna alternatywa minionych wydarzeń.
Nie potrzebne były mi jej
wyjaśnienia odnośnie jej marzeń. Wraz z Ayą wszelkie niejasności zostały mi
wytłumaczone i całkowicie uzasadnione. Jaką okazałaby się matką, gdyby w pogoni
za fantazjami porzuciła córkę i macierzyństwo. W tym świecie należało to do jej
obowiązków i przywilejów, na które zezwoliła sama podczas oddaniu się
nieznajomemu mi mężczyźnie. Nikt nie zmusił jej do podobnych czynów, a w tamtej
chwili godziła się na wszystkie konsekwencje.
Dla chwili rozkoszy… poświęcić
całą przyszłość.
Nieludzkie.
— Konkretna specjalizacja? — spytałem szybko,
nie zezwalając ciszy przedostać się do naszego kręgu.
— Chirurgia — odpowiedziała bez mrugnięcia. —
Wbrew pozorom, związane z nią ryzyko wpływa na mnie uspakajająco. Wycisza mnie,
przywołuje do porządku… Czuję… — mówiła z pasją — że jestem komuś potrzebna. —
Przeniosła wzrok na moją klatkę piersiową mrużąc przy tym oczy, jakby
przywoływała dawne wspomnienia, w których zawiodła. — Że nie mogę popełnić najmniejszego błędu i
że wszystko zależy od podjętych przeze mnie decyzji.
Uśmiechnęła się nagle, nie racząc
mnie swym spojrzeniem. Nie potrafiłem odnaleźć się w jej monologu i emocjach,
które może i wbrew swej woli — zobrazowała w nadzwyczaj rzeczywisty sposób.
Plotła swą wypowiedź jakby w transie, omamiona duchami niepowodzeń i
przegranych walk o upragnione zwycięstwo.
Poczułem, że jestem winny.
Zawsze chciała ofiarować mi pomoc
i wsparcie, nawet kiedy nie potrzebowałem ich ani trochę. Stawiała się na każde
zawołanie, służąc mi radą i wskazówką. Natomiast ja nigdy nie skorzystałem z
owej troski, pokazując wszystkim, że potrafię sprostać wszystkiemu samotnie.
— Nikt na tym świecie nie jest idealny —
opowiadała dalej, odpowiadając równocześnie na moje umykające myśli. — Jesteśmy
tylko ludźmi; popełnianie błędów to nasza specjalność.
Możliwe, że został w niej choć gram prawdziwości.
— Nie każdy potrafi się do nich przyznać —
rzuciłem, chcąc sprowokować jej mimikę twarzy.
Nie zareagowała, jakby świadomie
i bez sprzeciwu godząc się z moją teorią. Spodziewałem się bogatej polemiki,
wzburzonej Haruno, a otrzymałem oazę i przykład opanowanej do perfekcji
kobiety. Pozbawionej widocznego z daleka uśmiechu i błyszczącej iskierki w oku,
świadczącej o otaczającej ją szczęśliwej aurze.
— Masz rację — powiedziała, potakując tym
samym moim rozważaniom.
Czy jest możliwe, aby człowiek w
jednej chwili tryskał radością i pewnością siebie, a kilka minut później
przedstawiał obraz nędzy i ubóstwa? Na nowo odczułem palącą winę wypisaną na
moim czole, wykrzykującą całemu światu, że ten oto mężczyzna sprawił tej
cudownej i niewinnej kobiecie niebywałą przykrość. Potrzebowała mojej otuchy w
tak trudnych refleksjach nad popełnionymi w przeszłości błędami. Możliwe, że na
jej rękach zmarło o wiele więcej ludzi niż sam mogłem sobie wyobrazić, a co
gorsza — kilka z tych przypadków wynikało ze źle podjętej przez nią decyzji.
Jak żyć ze świadomością, że
człowiek leżący przede mną umarł z mojej winy? Że kilka metrów dalej za ścianą,
rodzina oczekuje na cud i powrót ukochanej osoby do zdrowia…
Jak przyznać się… Do błędu?
Sakura…
— Spóźnisz się.
Nie mogłem przestać myśleć o jej
bólu. O przeszywającym na wskroś poczuciu winy i odpowiedzialności wiszącej na
barkach jak kara za grzechy. Chciałem uwolnić się spod jej uroku, który rzuciła
w momencie naszego pierwszego spotkania, a który do tej pory zmusza mnie do
akceptowania wszelkich czynów. Wszystkich postępków niewyjaśnionych i nie
mających określonego celu.
Sakura złapała mnie w swe sidła
przeszłości, odgradzając drogę ucieczki swą nachalnością i wzbudzaniem wyrzutów
sumienia.
— Mam jeszcze sporo czasu.
Aby mnie dręczyć.
— Niestety u mnie jest odwrotnie.
Czas na wolność. Czas na ucieczkę.
— Może znajdziesz go później. — Nie poddawała
się i uparcie dążyła do mety swoich założeń. — Kończę po dwudziestej, ale dziś
opiekunka wzięła sobie dzień wolny i Aya została z Hinatą, więc zaraz po pracy
musze ją odebrać.
— Nie spiesz się — przerwałem jej, aby nie
przedłużać tego żartu. — Dziś z pewnością
się u ciebie nie zjawię.
— Nie szkodzi, ale może jutro?
— Jutro też nie.
— Więc kiedy?
Nigdy.
— Nie wiem.
Westchnęła. Nie ona jedna
zrezygnowałaby w starciu z tak odrzucającymi odpowiedziami. Z całych sił przekazywałem
jej jak bardzo nie chcę więcej jej spotkać, a tym bardziej odwiedzać i pogrążać
się w teraźniejszości należącej do niej samej.
Do niej i jej córki.
— Rozumiem. — Pokiwała twierdząco głowa,
akceptując podaną przeze mnie propozycję oddalenia się naszych dwóch dusz. —
Jednak — zaczęła na nowo — jeżeli zmienisz zdanie i przyjdzie ci ochota spędzić
czas tak jak kiedyś, nie obawiaj się i przyjdź. — Uśmiechnęła się ciepło. —
Razem z Ayą wypełnimy go najlepiej jak będziemy potrafiły.
Nadzieja w jej sercu nie gasła
pomimo zawodów jakie jej przysporzyłem. Trwała w swym postanowieniu odnowienia
naszych relacji i nie chciała zawieść. Nie tylko siebie, ale i mnie. Pragnęła
udowodnić, że nie jest już tak bezwartościowa jak kiedyś i może przydać się w
każdej sytuacji.
W każdej, w której będę jej
potrzebował.
— Zapamiętam — przytaknąłem. — Teraz muszę
niestety już iść.
Któryś z kolei raz, nie czekając
na odpowiedź z jej strony odwróciłem się i zrobiłem to co wychodziło mi w życiu
najlepiej — odszedłem.
Spacer zamiast przynieść
ukojenie, sprawił, że świat na nowo postanowił mnie nienawidzić. Sprzeciwiając
się moim zasadom i ideom, zsyłając najgorsze kary. Dzień minąłby stanowczo o
wiele lepiej, gdybym spędził go w domu, w towarzystwie telewizji i whisky z
lodem. Z dala od niebezpieczeństwa zwanego Sakurą i zagrożenia pod postacią… Uczuć.
To paskudne.
Bez pomysłu na stabilne miejsce,
opuszczone przez mary i zmory, postawiłem na salon i nudzącego Itachiego, przy
misce popcornu i szklance alkoholu. Ostatnią rzeczą o jakiej marzyłem było
przykładowe spotkanie irytującego blondyna, nie zamykającego ust nawet przez
minutę. Niechcący udałoby się mu namówić mnie na powtórkę przyjemnego wieczoru, skazując tym samym na kolejne modły do
istniejących bóstw.
Brat siedział jak zwykle w
salonie, wpatrzony w kolorowe obrazki wyświetlane na ekranie telewizora. Z tego
co udało mi się zauważyć emitowano niby—zabawną komedię romantyczną, obfitującą
w miłosne sceny i nieśmieszne żarciki bohaterów. Wbrew pozorom Itachi pomimo
zachowania silnego i pewnego siebie mężczyzny, w głębi serca ukrywał głębokie i
ciepłe emocje, które odnajdywały odpowiednią chwilę aby wypłynąć na
powierzchnię. Zawsze traktował mnie z niezwykłym przejęciem i czułością, co
pozwalało mi myśleć, że jego serce nie może być aż tak zimne, jak przypuszczałem
to wcześniej.
Starszy Uchiha posiadał szczerość
wypisaną nie w oczach, a w sercu.
Udowadniając mi to
niejednokrotnie.
— Nawet nie wiesz jak jesteśmy do siebie podobni. — zmrużył oczy, w
końcu kierując je na moją osobę. — Pora abyś poznał prawdę o swoim życiu. — Przechylił
kufel, wypijając jego zawartość w całości. — Zakłamanym życiu.
Mierzyłem Itachiego wzrokiem, zastanawiając się czy krążący w jego
organizmie alkohol mógł zadziałać tak szybko, czy wynikiem tej tezy okazały się
odurzające środki wnikające z każdą sekundą coraz bardziej w otaczające nas
powietrze. Ktokolwiek znajdował się w moim zasięgu trzymał w ręku papierosa lub
śmierdzącego na kilka metrów skręta. Nie wspomnę o chowających się pod
stolikiem narkomanach i rozpustnikach.
— Nie mam na to ochoty, Itachi.
Pozwól mi tylko wrócić do domu i zapomnieć, że kiedykolwiek spędziłem tyle
czasu w tej spelunie. — Podniosłem głos, aby mógł dobrze mnie usłyszeć w tym
chaosie.
Didżej, który ledwo utrzymywał się na swoich nogach najwyraźniej
zapomniał o konsoli i otoczeniu, gdyż po raz dziesiąty doczekałem się tych
samych kawałków. Patrząc na niego i półnagą brunetkę przesiadującą na jego
kolanach, stwierdziłem, że to albo on nie ma gustu, albo świat wydaje mi się tu
o wiele mniej atrakcyjny.
— Możesz iść — zaczął na nowo
swoim zachrypniętym głosem, wzywając równocześnie jedną z kelnerek, aby podała
mu kolejne piwo. — Możesz zrobić to nawet w tej chwili, nie zatrzymam cię. —
Uśmiechnąłem się na te słowa i chwyciłem w swoją rękę bluzę, którą musiałem ściągnąć
z powodu zaduchu i ciasnoty. — Jednak wtedy, nigdy nie dowiesz się kim naprawdę
byli twoi rodzice. — Spojrzałem na niego
niepewnie, starając się zakłócić jego komunikat wysłany do mojego mózgu, abym
jednak został na swoim miejscu i nie ruszał się z niego aż do zakończenia tego
aktu. — Nasi rodzice. — Poprawił się po chwili, przekreślając tym samym mój
pomysł na powrót do domu i spokojny sen.
— Co takiego niby mógłbyś mi zdradzić, skoro to ja spędzałem z nimi
więcej czasu niż ty i twoje zakichane ego — powiedziałem pełen ironii i
chamstwa, które uruchamiało się automatycznie, kiedy przychodziło mi rozmawiać
z bratem.
— Ukrywali przed tobą więcej niż
mógłbyś sobie wyobrazić. — Zatrzymał się, czekając aż barmanka ustawi kufel na
podkładce i odejdzie na bezpieczną odległość.
Zauważyłem, że nie przestawała wachlować swoimi ogromnymi piersiami
przed jego twarzą, podczas gdy on nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
Zaśmiałem się w duchu, zawstydzony jej beznadziejnością w podrywaniu mężczyzn.
— Jesteś gówniarzem, Sasuke —
ponowił wypowiedź biorąc do ust duży łyk alkoholu. — Śmierdzącym gówniarzem,
któremu wydaje się, że cały świat należy tylko do niego.
Z każdym jego słowem denerwowałem się coraz bardziej. Pierwsze oskarżał
rodziców za wredne i podłe zachowanie wobec mnie, następnie narzucał, że żyję w
kłamstwie i nieświadomości, kończąc obrażaniem i lekceważeniem wszystkiego co
robię.
— Skąd możesz to wiedzieć? Hm? —
zapytałem pewny jego niewiedzy o mojej osobie. — Nigdy nie interesowałeś się
tym gdzie jestem, z kim spędzam czas i co się podczas niego dzieje. Unikałeś
mnie jak ognia, a jeżeli zdarzyło się inaczej potrafiłeś tylko krytykować. —
Wstałem z miejsca opierając się rękami o stolik. Po raz pierwszy postawiłem się
swojemu bratu, przekazując mu wszystkie swoje uczucia, które skrywałem przez
ostatnie siedemnaście lat mojego życia. — Pytałeś czy cię nienawidzę i nie
wierzę, że nie znasz tak prostej odpowiedzi.
Itachi nie poruszył się nawet o milimetr podczas mojej wypowiedzi.
Analizował każdy ruch i gest jakie kierowałem w jego stronę, choć odniosłem
wrażenie, że nie obawia się niczego, co wyszłoby ode mnie. Usiadłem z powrotem
na miejsce, czekając na odpowiedź. Głęboko liczyłem, że zrezygnuje z dalszej
dyskusji i pozwoli mi wrócić do ciepłego i czystego domu, w którym wymarzę ze
swojej pamięci obraz tej meliny.
— Bachor i głupiec w jednym. —
Pokiwał głową sącząc przy tym piwo. — Spodziewałem się po tobie o wiele więcej.
— Mam tego dość.
Porwałem w dłonie bluzę i ruszyłem z miejsca. Obiecałem sobie, że po
tym wieczorze już nigdy więcej nie odezwę się do brata. Nie po tym co od niego
usłyszałem.
— Zastanów się, Sasuke. —
Usłyszałem za sobą. — Przemyśl to, czy dalsze życie w kłamstwie ma jeszcze sens
i czy poznanie prawdy rzeczywiście jest tak okrutne. — Zatrzymałem się jak
wryty, a nogi którym kazałem ruszyć dalej, odmówiły mi posłuszeństwa. — To twój
wybór. Już nikt nie stoi ci na przeszkodzie.
Westchnąłem zrezygnowany.
Sam nie wiem, czy przegrałem z hipnotyzującymi słowami Itachiego, czy z
własną ciekawością. Nagle zaczęło interesować mnie to co miał mi do
przekazania. Nawet jeżeli okazałoby się to kompletną bzdurą i nieprawdą.
Spodziewałem się dodatkowo, że jeżeli nie wysłuchałbym go w tamtej chwili, ta
sytuacja mogłaby powtórzyć się w przyszłości i ciągnąć się za mną jak pasożyt.
— Jeżeli cię wysłucham, będę
mógł stąd iść? — zapytałem.
— Wiedziałem, że twoja chęć
poznania przezwycięży.
— Po prostu wiem, że nie
odpuścisz.
— Nie usprawiedliwiaj się,
Sasuke. Jesteś zbyt przewidywalny.
— Do sedna, Itachi.
Uśmiechnął się cwaniacko i postawił na stoliku kolejny opróżniony
kufel. Dziewczyna z dużym biustem jak na zawołanie kierowała się w naszą stronę
z pełnym naczyniem. Mój brat musiał spędzać tu znaczną część czasu, skoro
większość traktowała go nie tylko jak dobrego znajomego, ale i wyżej
usytuowanego stanowiskiem. Można było odczuć, że większość odczuwa lęk na samą
myśl o kontakcie lub starciu z nim.
Czyżby ich zastraszył? pomyślałem.
— Nie chcę przekazywać ci tak
ważnych i przede wszystkim istotnych informacji, jeżeli nie jesteś nimi
zainteresowany. To co ukrywali nie jest ani zabawne, ani przyjemne. — Twarz utrzymywał
w pozycji spiętej, a przejęcie malujące się na oczach i ustach, sugerowało, że
Itachi od początku stara się zachować powagę.
Miał do przekazania mi coś ważnego. Coś co odmieni dotychczasowy pogląd
na ukochane osoby. Rodziców, za którymi całe ja tęskniło niemiłosiernie.
— Nie przedłużajmy tego.
Zamknął oczy, próbując zebrać myśli w jedną całość i oświadczyć to w
najbardziej zrozumiały sposób. Miałem siedemnaście lat, mój mózg pracował na
najniższych zdrowych obrotach, a każda analiza wydarzeń była mi obca. Nie
miałem czasu na dłuższe przemyślenia swojego postępowania i postępowania
bliskich mi ludzi.
— Chcę abyś zrozumiał, że przez
te wszystkie lata broniłem cię ze wszystkich swoich sił — mówił to nie
otwierając dalej oczu. — Chroniłem twoje serce przed zarazą świata, w którym
przyszło nam przetrwać. Przed epidemią braku poszanowania dla drugiego
człowieka i utratą godności. — Przy każdym słowie kiwał przecząco głową, jakby
podczas przekazywania mi ich chciał wymazać ze swojej pamięci niechciane myśli.
— Tyle razy prosiłem… Błagałem ich aby skończyli z tym nieludzkim
postępowaniem. Nie słuchali. — Przysiągłbym, że po jego policzku spłynęła słona
łza.
Wpatrywałem się w brata, nie rozumiejąc z tego co powiedział nawet
słowa. Odnosiłem wrażenie, że wypowiada się na temat największych przestępców
tego świata, a ich czyny nie mogły być usprawiedliwione.
— Zasłużyli na to co ich spotkało.
— Kończąc to zdanie otworzył oczy.
Chciałem zaprotestować i przywołać go do porządku. Wciąż wypowiadał się
na temat rodziców w tak okrutny sposób, nie zważając na to, że nie było w
stanie spotkać mnie nic gorszego niż ich śmierć.
— Powinni smażyć się w piekle,
za każdą duszę, której pozbawili wolności — ciągnął dalej, nie mogąc złapać
tchu — za każdą istotę, którą skazali na upokorzenie i zatracenie własnej
osobowości. Za każde dziecko wyzbyte matczynej opieki. Za każdą dziewczynkę i każdego
chłopca wykorzystywanych wbrew swej woli.
Itachi dyszał ciężko, a każde kolejno wypowiedziane słowo przysparzało
mu coraz większych problemów z oddychaniem. Przeszył mnie strach, wywołując
gęsią skórkę na wszystkich częściach ciała. Dreszcz przerażenia towarzyszył mi
pomimo upewniania się, że najgorsze jest już daleko za mną.
— Wyobrażam sobie, jak spoglądają
prosto w oczy swoich ofiar i czują to cholerne poczucie winy. Jak przeżywają
wszystko to, co sami im zapewnili z dala od swoich ukochanych rodzin i osób na
których im zależało.
Przez myśl przeszła mi koncepcja szaleństwa Itachiego. Nie było to nic
nadzwyczajnego w toku tak tragicznych wydarzeń, które miały znaczący wpływ na
naszą psychikę.
— Śmieję się na samą myśl ich
cierpienia. — I jakby odzwierciedlając swoje słowa zaśmiał się po cichu. —
Sasuke… — Spojrzał na mnie. — Uwierzyłbyś mi, gdybym powiedział ci, że nasi
rodzice handlowali cudzym życiem, czerpiąc z tego niemały zysk?
Zamurowało mnie.
Starszy Uchiha chciał przekazać mi, że moi opiekunowie porywali
niewinne istoty i sprzedawali na czarnym rynku.
— Zwariowałeś. — Pokręciłem
głową. — Jesteś stuknięty.
— Nie masz innego wyjścia. —
Przybliżył się w moją stronę, opierając łokcie na stoliku. — Musisz
zaakceptować fakt, że najdroższe ci osoby były zwyczajnymi potworami.
Wariat, szaleniec. Wariat,
szaleniec.
Powtarzałem w swoich myślach jak mantrę.
Nic nie było w stanie skłonić mnie do myślenia w ten sposób o zmarłych
rodzicach. Gdyby w rzeczywistości byli tak okrutni jak sugerował to Itachi, nigdy
nie byliby dla nas tak troskliwi.
— Nie wierzę ci.
— Tutaj nie istnieje coś takiego
jak wybór, Sasuke. — Podniósł ton, stanowczo zdenerwowany moim zachowaniem. —
Nie ma czasu na rozważanie jakichkolwiek za i przeciw. Istnieje tylko jedna
prawda i tylko ją możesz zaakceptować.
— Po moim trupie.
— Dziecinada. — Na nowo oparł
się o ścianę i zaczął popijać piwo.
Nie wiem, czy mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie naprawdę okazał się
tak głupi myśląc, że po tylu latach nienawiści jaką mnie darzył, uwierzę w ten
cały stek bzdur wyrwany zupełnie z kontekstu. Nic nie było w stanie zmusić mnie
do poparcia i zaakceptowania tego co starał się mi wpoić. Nie znałem w swoim
życiu bardziej oddanych i czułych osób od rodziców, prócz Sakury. Od zawsze
starali się o jak najlepsze życia dla swoich dzieci i utrzymywali przyjazne
stosunki z sąsiadami i rodziną. Dziadkowie zawsze kulturalnie i ciepło
wypowiadali się na ich temat, powtarzając, że powinniśmy dziękować niebiosom za
tak cudownych opiekunów.
— Zapomnij o tym co powiedziałem,
Sasuke.
Spojrzałem na brata zupełnie zagubiony.
— Wymaż ze swojej pamięci
wszystko co usłyszałeś kilka minut — mówił zasmucony — Co spowodowało jeszcze większą niechęć do mnie, niż istniała ona przed
tymi słowami.
Westchnąłem głośno, przyjmując do swojej świadomości jego kapitulację.
Postanowił zrezygnować z bezsensownego oczerniania przede mną rodziców,
wiedząc, że nic nie zdziała takim postępowaniem.
— Spróbuj sobie jednak
przypomnieć wszystkie dziwne i pozostające pod znakiem zapytania sytuacje —
zaczął —każde ich spóźnienie, głuche telefony, anonimy z pogróżkami. — Wyliczał
elementy pasującego do jego teorii. — Odtwórz niewytłumaczone sceny, w których
znikali bez ostrzeżenia, witali się z nieznajomymi ludźmi i często zamykali się
oboje w gabinecie, prosząc abyśmy im nie przeszkadzali.
Jak na zawołanie w moich myślach pojawiły się wszystkie wydarzenia
nawiązujące do wymienionych przez Itachiego. Ucieczki mamy z mojego pokoju,
pośpieszne zakupy, podejrzane typy kręcące się wokół domu i specyficzne rozmowy
taty na temat „zbyt grubego” towaru.
— Wspomnij zakupy taty,
składające się z wielu metrów sznura i taśmy izolacyjnej. — Nie przestawał
zadręczać mnie wspomnieniami tak niewytłumaczalnymi, że aż szemranymi.
Przywołałem obraz znęcającej się mamy nad świeżym kurczakiem w kuchni i
jej brak opieki kwiatami i plonami w ogródku za domem. Czyżby te pojedyncze
elementy składały się w jedną całość, tworząc niewyobrażalną tajemnicę ich
życia?
— Pamiętasz jak…
— Zamknij się! — krzyknąłem, nie
wytrzymując tego napięcia. — Zamknij się wreszcie! Mieszasz mi w głowie!
— Nic podobnego, mały braciszku.
— Uśmiechnął się tryumfalnie, zdając sobie sprawę, że zasiał we mnie ziarnko
niepewności. — Zdradzam ci sekret naszej rodziny. Chorą tajemnicę skrywaną
przed całym światem.
Zapatrzony w film Itachi, zwrócił
na mnie uwagę dopiero po kilku minutach. Nie zaszczycił mnie jednak żadnym
swoim słowem, zapraszając jedynie do przyłączenia się w rozrywce.
Jak mógłbym odmówić jedynej
najbliższej mi osobie, która ofiarowała mi najcenniejszą rzecz na świecie.
Siebie…
c a ł e g o.
~~~
Już jestem, już jestem!
Przyznam się szczerze, że rozdział jest krótszy niż poprzednie, ale chciałam żeby wyglądał dokładnie tak jak go tu przedstawiłam. Nie miałam zamiaru przekazywać w nim ani więcej, ani mniej informacji.
Kilka rzeczy zostało wyjaśnionych.. ale czy do końca?
Wiem, że dla większości całe to zamieszanie nie ma najmniejszego sensu i wydawać się może abstrakcją, ale jak często mówi o tym Sasuke... świat jest niesprawiedliwy i nieprzewidywalny.
Dziękuję za dużo, dużo cieplutkich słów i wsparcia tak ważnego i tak potrzebnego!
Całym sercem raduję się, że mogę przeżywać uczucia Sasuke z kimś trzecim i że jego historia nie pozostaje obojętna.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i do następnego!
Nie wiem komu bardziej współczuć - Sakurze, Sasuke czy Itasiowi. Ta historia jest strasznie dołująca, Sasuke wydaje się kompletnie pozbawiony celu w życiu... A to pewnie nie jest najsmutniejsze w tej historii, strach się bać co będzie dalej XP
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z tym, że wszystko co udaje mi się tu wypisywać, jest okrutnie dołujące. Mnie samej dzień po udostępnieniu rozdziału wydaje się przygnębiający..
UsuńAle wszystko zaczyna się od tego małego nasionka, aby - a mam nadzieję, że mi się uda - stworzyć coś zaskakującego. ;)
Piooosenka!!! <3 Uwielbiam ją, jest taka... sentymentalna jak dla mnie, kojarzy mi się z Opowieściami z Narnii (o ile dobrze pamiętam była w Książe Kaspianie). Dobra, dość o tym :3
OdpowiedzUsuńW sumie to wyjaśniła się chociaż sytuacja z rodziną Uchihów - czyli nielegalne interesy, handel ludzkim ciałem... Aż mnie dreszcz przeszedł ;--------; Współczuję Itachiemu i Sasuke, bardziej chyba Sasuke, bo żył przez pół swojego życia w kłamstwie.
Ej, ej! I jeszcze ta kwestia ojca dziecka Sakury, zachowanie Itasia jest tutaj naprawdę dziwne, nie potrafię go rozgryźć. Taki ciekawy reakcji Sasuke - to wszystko robi się jeszcze bardziej tajemnicze...
Kurcze, może się powtórzę, ale kompletnie jestem zachwycona dojrzałością Sasuke, opowiadania i stylu pisania! Kreacja bohaterów jak najbardziej, na jak najwyższym poziomie. :)
Trochę jednak mi szkoda tego, że Sasuke stara się omijać Sakurę, w końcu dziewczyna teoretycznie nic mu nie zrobiła (przecież to on chciał ją przelecieć - mimo że ona jest już matką, cały Uchiha). I szkoda też, że ciąża pokrzyżowała jej plany, ale cóż zrobić, takie życie.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
Pozdrawiam :)
Dokładnie - Książę Kaspian! ;) I mnie, pomimo minionych lat, wciąż kojarzy się z Opowieściami z Narnii. ;V
UsuńKażde z Twoich słów wydają mi się nowe i zaskakujące, jakbym mogła je przeczytać po raz pierwszy! Uśmiech z mojej twarzy nie znika nawet przez chwilę podczas analizowania Twojego komentarza, który szokuje mnie i szokuje.
I nie wierzę, że naprawdę tak to doceniasz! ;)
Sasuke toczy walkę z samym sobą, niestety życie bez zaufania do kogokolwiek staje się przykre. Niedługo wiele się wyjaśni.. i mam nadzieję, że nie zawiodę. ;)
Pozdrawiam również cieplutko i czekam na kolejny rozdział na Szare Blokowiska! ;)
Jak miło wiedzieć, że ktoś czeka! :D (Chociaż wiadomo jak u mnie z rozdziałami T.T)
UsuńUwierz, uwierz, bo jest co doceniać! :)
Mam maluśkie pytanko: masz jakieś gg, jakiś komunkator czy nawet fp na fejsbuku? Nie chcę się narzucać, jak coś, ale chętnie bym sobie z Tobą popisała :3
Sam mam takie myśli, że kiedy napiszę jakiś rozdział, to później długo, długo nie uda mi się z siebie nic wykrzesać. Aż nagle nadchodzi taki dzień... i wszystko dzieje się inaczej. ;)
UsuńPrzyznaję bez bicia, że z gg już bardzo dawno temu zrezygnowałam, ale ostatnio na zupełnym odruchu bezwarunkowym stworzyłam fp na fejsie, choć uważam, że nie zasługuję na podobną stronkę. ^^ Warta jest jednak, jak to stwierdziłaś 'popisania sobie' z Tobą. ^^
Jej, nie mogę znaleźć ;----;
UsuńMogłabyś podać link czy coś? :3
Kurde, z kazdym nowym rozdziałem wprawiasz mnie w coraz większe zakłopotanie.. Serio. Nawet teraz, choć jest 22;17, oczy mi isę kleją i o dziwo funkcjonuję racjonalnie, nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńZryłaś mi banię tym rozdziałem ;__; Że niby handel ludźmi?
Ale argument z kurczakiem był mega. Na szczęście moja mama prócz kurczaka-grzebie też w ogródku, więc nie mam się czego obawiać :DD
Oj, Itachi-taki tajemniczy, niegrzeczny i przystojny. Matko jak ja go uwielbiam. Biedak żył z okrutną prawdą tyle czasu, chronił sowjego głupiego braciszka, a Sasuke tak mu się odpłaca? Choćbym nie wiem jak mnie zmuszali nie polubię Saska i jego patrzenia na świat-nawet gdybym czytała najlepszy blog świata, zawsze znajdę w nim coś co mnie irytuje. Czasami całe jestestwo Sasuke Uchihy mnie irytuje. Ach.. co za irytujący człowiek. Ale... mimo wszystko jest też coś co mnie do niego ciągnie.. to chyba ta przeklęta aura Uchiha i pokrewieństwo z Itachim. ^^
Hihi, nie zdziwiłabym się gdyby to Itaś był ojcem dziecka Sakury, ale to by była zbyt proste, za proste. A Naruto? Nie, wykluczone!
Więc kto? Ja chcę juz wiedzieć i poznać reakcje Sasuke.
Popatrz, chyba wyszedł mi całkiem normalny komentarz. C; I to w 8 minut xD
Weny kochana ;3
Sama czuję się zszokowana, że wpadłam na podobny pomysł. Może to ze mną jest coś nie tak? ;>
UsuńKurczak to tylko dodatek, Twoja mama z pewnością jak najbardziej należy do normalnych ludzi. ;q
Masz rację, Uchiha mają w sobie coś takiego, że można patrzeć i czytać i zakochiwac się w Nich na nowo i na nowo.
Wszystko w swoim czasie Anika, gdybyś już poznała prawdę, nie byłoby tak interesująco. ;)
Dziękuję za cudowne słowa i dziękuję! Wena zawsze się przydaje. <3
Dzieje się tak dużo, a jednocześnie niewiele. Jestem zdziwiona, zszokowana, zdziwiona, no matulu! Przyznam, że sam początek rozdziału był na tyle spokojny, żeby odbiec mnie od umysłowej czujności. Nagle BAM życie Sasuke jest jeszcze bardziej pogmatwane. Urzekasz mnie coraz bardziej i mam nadzieję, że będziesz mnie urzekać, aż do końca Twojej historii.
OdpowiedzUsuńCałusy, Pen. :)