sobota, 27 czerwca 2015

- 7 -


— Wszystko.
Ile obietnic można wlać do jednego słowa?
E. L. James


Czułem się dziwnie.
Nie dlatego, że parę godzin wcześniej pozostawiłem na pastwę losu nagą Haruno, okrytą jedynie cienkim, białym prześcieradłem. Nawet nie z powodu, iż wychodząc z jej sypialni natknąłem się na małą Ayę, która spostrzegając mnie skradającego się na palcach, zaszokowana nie pisnęła nawet słowem. I również nie dlatego, że w jej oczach dostrzegłem smutek, połączony z niezrozumieniem jej własnego uczucia.
Czułem się nieswojo, wspominając zapłakaną Sakurę.
Nie mogłem nic sobie zarzucić. Do niczego jej nie zmuszałem, a tym bardziej nie namawiałem w żaden sposób. Wszystko co stało się poprzedniej nocy wynikło z naszych chęci, czy też innych powodów — nijak mających się do wspomnianych wcześniej. W nocy kilkakrotnie poczułem na swoim torsie słone łzy, kiedy jej ciało było we mnie wtulone. Prócz tego, krzyczała. Skandowała niezrozumiałe słowa, jakby toczyła z kimś bój na śmierć i życie, chwilę później się wyciszając i na nowo wołając; tyle, że tym razem — o pomoc.
Zerknąłem na kubek gorącej kawy w mojej ręce, a następnie na wysoko zawieszone na niebie słońce. Przypuszczałem, że na zewnątrz temperatura dochodzi do dwudziestu paru stopni, a świadczyli o tym roznegliżowani ludzie, pot na moim czole i niebywała duszność. Nienawidziłem lata. Sam jego zapach wprawiał mnie w stan odrzucenia i nieakceptacji. Wokół słychać było tylko brzęczenie nieznośnych owadów napastujących moje kwiaty. Trzepot skrzydeł fruwających nade mną ptaków i ich uciążliwe skrzeczenie.
 — W końcu wróciłeś. — Usłyszałem nad sobą głos Itachiego.
 — Siedzę tu już od jakiegoś czasu — odpowiedziałem na zaczepkę. — Jesteś mało spostrzegawczy. Trzy razy przechodziłem obok twojego pokoju.
 — Daj mi żyć — mówił ospale, co chwile powstrzymując ziewnięcie. — Miałem wczoraj kupę roboty w papierach. Nawet nie pamiętam kiedy udało mi się z tym uporać. — Tym razem zmęczenie dało za wygraną. — Opowiadaj lepiej co u ciebie.
 — Nic poza standardami.
 — Od kiedy różowa zalicza się do pospolitej normy. — Spojrzałem na niego zaszokowany, a on w celach mocniejszego rozzłoszczenia mnie mrugnął prawym okiem. Mogłem go wtedy udusić, miałem na to niebywałą ochotę, chociaż przestałby zadawać pytania.
 — To nigdy nie była twoja sprawa.
 — Od kiedy jesteś taki tajemniczy? — Kiwnął głową wytykając w ten sposób moje zachcianki. Nie był mi potrzebny do udzielania rad jeżeli chodziło o kobiety, Sakura i ja; to była moja sprawa. — To tylko laska.
Zmierzyłem go wzrokiem i pokiwałem głową z bezsilności. Dalsza dyskusja dotycząca Haruno przestała mieć jakikolwiek sens. Itachi nigdy jej nie lubił i nie starał się poczynić w tym kierunku żadnych zmian. Nie miały znaczenia dla niego te wszystkie lata, w których stanowiła dla nas prawie że rodzinę. Była tylko upartą dziewuchą, która chroniła i odnawiała mur dzielący mnie i brata.
Westchnąłem głośno i ostatni raz zerknąłem na słońce. Nie przysłaniała go żadna z chmur pływających po błękitnym niebie nieopodal. Lśniło nieskazitelną czystością, rozświetlając swoimi promieniami całą ulicę. Pomijając fakt, że drażniło mnie cholernie, miło było mieć świadomość, że istnieje jeszcze w tym wszechświecie coś, czego człowiek nie jest jeszcze w stanie zniszczyć. Spuszczając wzrok wstałem z miejsca i ruszyłem w kierunku drzwi.
 — Nie wypiłeś jeszcze kawy — Itachi odezwał się jak na zawołanie.
 — Straciłem ochotę — zacząłem — pójdę się położyć, nie służy mi taka pogoda.
 — Ona znowu to robi.
Zatrzymałem się sparaliżowany.
 — O czym ty znowu bredzisz, Itachi? — zapytałem zdezorientowany.
Nie odpowiedział od razu. Tak samo jak ja przed chwilą, z pasją i zaangażowaniem obserwował niebo. Zdawałem sobie sprawę, że od kiedy poznałem prawdę o swoich rodzicach, za wszelką cenę starał się nie narzucać mi swojej woli. Chciał dokładnie tak jak ja, abym usamodzielnił się od podejmowanych decyzji i odpowiadał za błędy, które popełniałem. Jednak działo się to z dala od Sakury, jedynej osoby mającej na mnie tak ogromny wpływ.
Nie mogłem jednak uzależnić się od niej na nowo. Musiał wiedzieć, że walczę z tym i nie odpuszczę.
 — Ona… — zaczął przerywając moje myśli. A więc ja musiałem zatrzymać i jego rozważania. — Tak naprawdę nigdy o niej ni…
 — Sakura już od dawna dla mnie nie istnieje. — Odwrócił się do mnie i począł lustrować wyraz twarzy jaki przyjąłem w tej bitwie. — Skończ pieprzyć na temat jej i mój i zrozum, że jedyne co mogę jej zaofiarować to niezapomniana noc, podczas gdy ona nawet w tym nie potrafi być dobra. — Uśmiechnął się i wstał ze swojego miejsca. Przechodząc obok mnie, zatrzymał się, spojrzał mi jeszcze raz w oczy i bratersko poklepał po ramieniu.
 — Wiedziałem, że nie jesteś głupi.
Odsapnąłem, kiedy zniknął za drzwiami balkonowymi.
Jestem najgłupszym z najgłupszych, Itachi.
Dostrzegając biegające za piłką dzieciaki na podwórku obok, przypomniałem sobie o zaspanej Ayi i jej przygnębiającym wyrazie twarzy. To niewinne stworzenie nie powinno znać sekretu, jaki zaistniał wczorajszej nocy. Tym bardziej, że Sakura była dla niej najważniejszą osobą na świecie, a jako dziecko, ten ból matki jaki wywołało zapewne moje zniknięcie; odczuła także i ona.


 — Tylko mi nie mów, że ci się nie podobało. — Rozmowa z Naruto była co najmniej infantylna i nie posiadała żadnych konkretów, dla których warto byłoby rezygnować ze spokojnego spędzania dnia, ale intrygował mnie jednak fakt — skąd udało mu się wziąć mój numer telefonu? Czyżbym poprzedniego dnia był w tak ciężkim stanie, że mogłem tego nie pamiętać? — Musimy to powtórzyć jak najszybciej.
 — Nie masz ciekawszych zajęć? — zapytałem poirytowany. Owszem, spędziliśmy prawdziwy, męski wieczór, ale to miał być tylko jeden raz. Jeden jedyny.
 A może tego również nie pamiętam?
 — Jest niedziela, pewnie tak samo jak ja nie masz nic interesującego do zrobienia. Moglibyśmy w tym upale napić się czegoś orzeźwiającego — wyjąkał ironicznie, co chwila przerywając zdanie kasłaniem.
 — Wygląda na to, że się pochorowałeś. Lepiej żebyś jednak został w domu. — Na wszelkie możliwe sposoby starałem sobie przypomnieć o wyjściach awaryjnych w podobnych opresjach. Musiał istnieć sposób zniechęcania go do dalszego molestowania i męczenia.
 — Przestań tyle gadać i zbieraj się szybko. Powinienem być niedługo — rzucił niedbale, na co zareagowałem westchnieniem. Myślałem, że to Sakura jest na tyle irytująca, aby mieć powód do omijania ją szerokim łukiem. Myliłem się. Naruto wydawał się o wiele gorszy.
 — Nie odpuścisz, prawda? — zapytałem, nim zdążył się z hukiem rozłączyć.
 — Bez szans — zaśmiał się cicho i co było w jego wcześniejszym zamiarze, przerwał połączenie.
Który to z kolei raz prosiłem o jeden, normalny dzień w tym mieście? Bez niekomfortowych spotkań, kłopotliwych rozmów i pytań? Czyżbym miał nigdy nie doczekać się spełnienia życzeń póki nie odnajdę odpowiedniej do tego studni i nie poświęcę kilku nędznych miedziaków? Irytujące.
Znajdując się w tamtym momencie w kuchni, nie omieszkałem spróbować ciasta kupionego najprawdopodobniej przez Itachiego, kuszącego ciemnym, kakaowym kolorem i gęsto polaną polewą czekoladową. W życiu powinno się wpierw brać to co najlepsze, w końcu zawsze możemy nie zdążyć zrobić tego później. Spotkanie z Uzumakim nie ucieknie, a za kilka godzin pyszności cieszących moje oko mogło już nie być. Brat od zawsze uchodził za łakomczucha w kwestii słodyczy i pomimo upływu lat ten fakt nie uległ najmniejszym zmianom.
Wyciągnąłem z szafeczki nad zmywarką jeden z fioletowych talerzy. Sam nie wiem dlaczego ludzie gustują w podobnych kolorach, szczególnie w połączeniu z jedzeniem. Prychnąłem na tę myśl  pod nosem i przestałem zaprzątać sobie tym głowę. Ukroiłem spory kawałek i z szybkością; aby nie rozpadł się w powietrzu, przełożyłem na przygotowane naczynie. Sztućce znajdowały się tuż za mną, a więc zamaszystym ruchem odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, a sekundę później usłyszałem dzwonek do drzwi.
 — Niech to szlag — wymsknęło mi się kiedy trzymałem już za uchwyt szuflady. — Szybki jest.
Odłożyłem talerz z ciastem na stolik w salonie i kierując się spokojnym tempem ku drzwiom, czekałem na kolejny sygnał o przybyciu mojego gościa. Skoro tyle radości sprawiało mu denerwowanie mnie, także miałem prawo do skorzystania z owej rozrywki. Uśmiechnąłem się pod nosem wyobrażając sobie przebierającego nogami Naruto i przeklinającego mnie w myślach. W takich chwilach pojawiało się pytanie, czy on aby nie stara się zamydlić mi oczu swoim przyjacielskim i oddanym zachowaniem… Od kiedy się spotkaliśmy natarczywie próbuje zapędzić mnie w miejsca odurzające umysł.
Tylko czego chciał się dowiedzieć?
Co zrobi, kiedy dowie się, że wykorzystałem jego przyjaciółkę?
Na nowo przed oczami stanęła różowowłosa Sakura, ślepo wpatrzona we mnie swoimi soczyście zielonymi tęczówkami. Pragnąłem wyobrazić sobie jej malinowe usta wygięte w najprawdziwszym z możliwych uśmiechów, aby choć w połowie zmyć z siebie poczucie winy jakie targało mną od rana. Jednak jej twarz bez przerwy pozostawała ta sama. Bez wyrazu. Bez uczuć.
Skrzywdziłeś ją, Sasuke. Echo sumienia wbijało we mnie z każdym słowem kolejny nóż.
Skrzywdziłeś ją…
nie.
Szarpnąłem za klamkę drzwi, odganiając w ten sposób negatywne emocje. Myślenie o niej równało się obrzydliwej męczarni. Nie fizycznej strony, ale tej o wiele słabszej — psychicznej, gdzie wciąż nie wszystko znajdowało się na odpowiednim miejscu.
Doznałem jednak swego rodzaju rozczarowania, gdyż osoba, która stała przede mną w żaden sposób nie przypominała blondyna o niebieskich oczach ubranego zwykle w luźne dresy i podkoszulek. Ujrzałem umundurowanego mężczyznę, z długa blizną na lewym oku i kryjącą się tuż za nim kobietę, o charakterystycznych białych tęczówkach.
 — Słucham? — zapytałem zdezorientowany i zaskoczony równocześnie wizytą policji w moim domu.
Goście spojrzeli na siebie w tym samym momencie, a w ich spojrzeniu dostrzegłem, że to on miał przekazywać informacje i najwyraźniej stał wyżej rangą. Czarnowłosa kobieta, mimo zniewalającej urody wydała się być przestraszona samym faktem przebywania… gdziekolwiek.
 — Aspirant Hatake Kakashi i młodszy aspirant Hyuga Hinata, czy pan to Uchiha Itachi? — odezwał się nagle wyuczonym na pamięć zdaniem. Ciekawe ile razy w ciągu dnia musiał je powtarzać?
 — Sasuke Uchiha, Itachi to mój brat. — Zmierzyłem ich obojga wzrokiem i jedyne co przyszło mi do głowy, to myśl w co Itachi mógł się wplątać skoro poszukuje go policja.
Owszem, znajdował się wtedy na górze w swoim pokoju, a może zdążył się już przenieść w inne pomieszczenie, ale nim miałem go zawołać, chciałem dowiedzieć się powodu, dla którego sprawdza go policja. Ostatnimi czasy wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa, a to mogła być dobra okazja aby się tego dowiedzieć.
 — Z akt wynika, że to pana brat zeznawał w sprawie zabójstwa Uchiha Fugaku i Mikoto, a także wycofał pana ze sprawy z powodu młodego wieku i przejęcia nad panem roli opiekuna. — Spojrzałem na kartki, które trzymał w ręku, a których wcześniej nie udało mi się dostrzec. Może to ta kryjąca się za nim kobieta podała mu je w chwili, gdy usłyszałem z jego ust to jedno drażniące słowo: zabójstwo. — Niestety Itachi Uchiha zniknął dzień później, nie stawiając się na żadne z kolejnych wezwań.
W sumie to chciałem go słuchać. Naprawdę interesowało mnie to co ma do powiedzenia, ale nie byłem pewien czy on aby na pewno mówi mi całą prawdę i czy aby ta wizyta nie jest tylko moim wymysłem spowodowanym niedotleniem mózgu, czy niewyspaniem, czy każdym innym elementem zdrowotnym. To musiała być jakaś pomyłka. Nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym jedenaście lat temu.
Nikt nie musiał ich zabijać. Choć każdy miał do tego prawo.
 — Dowiedzieliśmy się, że panowie wrócili do miasteczka i chcieliśmy wznowić sprawę. Niestety przez ostatnie lata nic nie udało nam się ustalić, a pańskie zeznania mogą pomóc.
Chyba docierało do mnie to co mówił, chociaż wiele mogłem usłyszeć inaczej niż brzmiało rzeczywiście. Ospale trawiłem nowe informacje i wartościowałem tabelę: prawda, fałsz.
Nic nie mogło mnie już zaskoczyć.
 — Czy moglibyśmy porozmawiać z pańskim bratem w tej sprawie?
 — To żart, prawda? — wydobyłem w końcu z siebie.
 — Nie rozumiem pytania — odpowiedział natychmiastowo, nie reagując jednak na to pytanie w szczególny dla mnie sposób.
Zapewne pierwsza z jego myśli była przypuszczeniem o mojej traumie z młodych lat, wywołanej nagłą śmiercią obojga rodziców i błyskawiczną przeprowadzką do nowego miejsca. Ten etap już dawno pozostał za mną, pogodziłem się z tym niemal od razu, ale kwestia wybaczenia wciąż była sprzeczna. Nagle dowiaduję się o domniemanym zabójstwie, dodatkowo sprawa znana była Itachiemu.
 — Nic mi w tej sprawie nie wiadomo, mógłby pan mówić jaśniej? — zapytałem krzyżując na piersiach ręce. Chciałem wydawać się groźny i zdecydowany, aby przypadkiem ktoś nie zauważył emocji targających mną od środka.
Kolejny raz tego dnia czułem się dziwnie. Owszem, moi rodzice nie żyli, znienacka okazuje się, że zostali zamordowani. Jednak to inne uczucie wprawiało mnie w ten stan nie do opisania. Fakt, że po raz wtóry… Zostałem oszukany.
 Mężczyzna imieniem Kakashi na nowo otworzył żółtą teczkę i wyciągnął z niej plik kartek. Wertował między nimi, przekładając jedną po drugiej do rąk partnerki Hinaty, aż w końcu odnalazł właściwą.
 — Dnia 4 lipca 2004 roku — czyli jedenaście lat temu — zaakcentował Hatake, podnosząc na mnie swój wzrok — doszło do wypadku samochodowego, w którym zginęli Uchiha Fugaku i Mikoto.
Nie odwracałem wzroku od jego twarzy analizując każdego słowo, które mi przekazywał. Nie dowiedziałem się niczego nowego i w tym zdaniu nie było nic szczególnego, co mogłoby mnie zaskoczyć.
 — Według wstępnych informacji ofiary wypadku nie były w stanie nietrzeźwym, a kolizja została spowodowana szybkim poruszaniem się na drodze pojazdem dwuśladowym w trudnych warunkach pogodowych — czytał dalej.
Mów szybciej, bo zasnę.
 — Późniejsza sekcja zwłok wykazała w organizmie ofiar truciznę, a nagrania z samochodu całkowicie wykluczyły próbę samobójstwa — wydukał na jednym wdechu, znacząco skracając protokół, abym dłużej się nie niecierpliwił, a on nie przedłużał wizyty u mnie w domu.
Trucizna?
 — Pański brat wstawił się na komisariat tego samego dnia, zeznając, że nie jest mu nic wiadome w tej sprawie i nie ma pojęcia, kto mógłby posunąć się do podobnego czynu.
Facet mówił coś dalej, ale ja przestałem całkowicie go słuchać skupiając się na jego ostatniej wypowiedzi. Itachi o wszystkim wiedział i to od samego początku, ale nie raczył poinformować mnie o tym, że nasi rodzice zginęli zasłużoną sobie śmiercią. Ktoś — i ten ktoś zapewne doskonale wiedział kim są i co robią — najwyraźniej zaplanował zemstę doskonałą. Musiał wiedzieć, że oboje cieszą się doskonałą opinią wśród sąsiadów i że nie mają żadnych znanych społeczeństwu wrogów. Do tego nie mogli podejrzewać, że żyjąc incognito uda się komuś targnąć na ich życie. To musiała być osoba im znana, przebywająca w ich towarzystwie. Ktoś komu ufali, po kim nie spodziewali się podobnych rzeczy.
 — Słucha mnie pan? — usłyszałem pytanie szarowłosego i automatycznie podniosłem na niego swój wzrok.
 — Przepraszam, mógłby pan powtórzyć?
 — Pytałem, czy zgadza się pan na przesłuchanie. — Spojrzał na mnie badawczo. — I czy chciałby pan aby odbyło się ono w pańskim domu, czy stawi się pan na komendzie?
Decyzja nie była prosta. Itachi ukrywał coś bardzo ważnego, a waga tego sekretu i zdradzone jego tajemnice mogły zaważyć o losie moim i jego.
Muszę to z nim omówi…
 — Witam państwa. — Itachi pojawił się znikąd. Spojrzałem na niego nie ukrywając zaskoczenia i zlustrowałem jego wyraz twarzy. Prawdopodobnie przysłuchiwał się rozmowie od dłuższego czasu. Chciał wiedzieć ile wiem i upewnić się, że nie będę wiedział zbyt wiele. Czyżby istniało coś jeszcze? — Mogę jakoś pomóc?
 — Uchiha Itachi? — zapytała tym razem młodsza policjantka, zachowując poważny wyraz twarzy.
 — We własnej osobie. — Uśmiechnął się do niej, na co ona tylko się skrzywiła. — Jest jakiś problem? Nie rozumiem tej wizyty.
 — Aspirant Hatake Kakashi i młodszy aspirant Hyuga Hinata — mężczyzna o szarych włosach powtórzył swoją kwestię. — Jesteśmy tutaj w sprawie zabójstwa pańskich rodziców. — Zwracał się bezpośrednio do Itachiego pomijając zupełnie moją osobę. Odczułem wręcz, że przyjął postawę obronną, jakby oczekiwał na jakiś atak ze strony mundurowego.
Nie była to reakcja jednostronna. Mięśnie Hatake napięły się, ukazując tym samym co facet skrywał pod warstwami swojego munduru. Nawet kamizelka kuloodporna, którą miał na sobie ugięła się pod rozmiarami tych bicepsów. Itachi natomiast wyglądał jakby za chwilę miał stoczyć trudną walkę. Tylko o co? O ukrywanie kolejnych istotnych informacji, czy o poznanie najprawdziwszej prawdy?
 — I niby czego pan chciałby się dowiedzieć? — zapytał ironicznie, tak samo jak ja krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Nie byłem pewny czy znalazłem się w dobrym miejscu. Czułem jakby ta sprawa mnie nie dotyczyła, jakbym przeszkadzał w tej zabójczej bitwie ich oczu — stał pomiędzy młotem, a kowadłem.
 — Z tego co wynika z akt, Itachi Uchiha stawił się na komendzie jeden raz, mimo wielu wysłanych zawiadomień. Mógłby to pan jakoś wytłumaczyć?
Starszy Uchiha zaśmiał się jak na zawołanie — sztucznie i ironicznie.
 — Niech się pan nie ośmiesza. Wszystkim wiadomo, że nie było nas w miasteczku. — Przestał się uśmiechać, uderzając swoją wściekłością w rozmówcę. — Wróciliśmy niedawno.
 — Rozumiem tę sytuację — przytaknął spokojnie Hatake. — Jednak pańskim obowiązkiem było zgłosić się tuż po przyjeździe. Sprawa nie została zakończona, wciąż potrzebna nam pomoc wszystkich mających coś wspólnego z zamordowanymi.
 — Chcesz powiedzieć, że jesteśmy winni waszej niekompetencji?
Zamurowało mnie.
Dokładnie w tamtym momencie Itachi obraził funkcjonariusza policji, bez jakiegokolwiek zawahania w głosie, czy może też skruchy po zakończonym zdaniu, dodatkowo zwracając się do niego w bezpośredni i niekulturalny sposób. Czy to jest karane?
 — To nie jest miejsce na tego typu dyskusję.
 — Od samego początku chciałem aby przeszedł pan do sedna sprawy — rzucił złośliwie. — Sasuke również.
Czyli jednak byłem mu do czegoś potrzebny. Kiedy nagle pojawiało się niebezpieczeństwo, szukał każdej możliwej podpory, aby się jej uchwycić i razem pociągnąć ją na dno. To ja nią byłem, odkąd tylko pamiętam. Tym razem nie mogłem tak łatwo się podejść.
 — Mogę zeznawać.
Tak.
Dokładnie tego chciałem.
Marzyłem aby poznać prawdę. Prawdę o zabójstwie, czy też wypadku moich rodziców. O powodach, dla których Itachi postanowił wrócić do miasteczka i o całym swoim życiu. Pełnym kłamstw i oszustwa. Nieprzerwanym sekrecie mojej przeszłości.
 — Możemy o tym porozmawiać? — Itachi zwrócił się w moją stronę łagodząc swój ton głosu.
Bał się. Bał się, że może uda mi się w końcu odkryć wszystkie tajemnice naszej rodziny.
 — Nie mamy o czym. Potrafię zadecydować za siebie. — Starałem się na niego nie patrzyć. Specjalnie odwróciłem się w stronę młodej policjantki, której imię nagle wydało mi się znajome. Tak jakbym kiedyś, gdzieś o nim słyszał. I to całkiem niedawno. — Chciałbym jednak, aby odbyło się to na komisariacie. Kiedy mogę się zjawić?
 — Najlepiej jak najszybciej. — Kakashi również zignorował mojego brata i podjął konwersację wyłącznie ze mną. — Możemy umówić się na jutro, w samo południe.


Zamykając drzwi wciąż czułem na sobie wzrok starszego Uchihy. Spodziewałem się konfrontacji z jego strony, a może nawet i próśb o zmianę zdania, choć w jego przypadku byłoby to co najmniej niespotykane. Odwróciłem się w jego stronę i dokładnie przyjrzałem temu wyrazowi twarzy jaki przyjął w momencie mojej zgody na przesłuchanie. Nie tylko on miał prawo decydować, już od dłuższego czasu byłem w stanie podejmować własne decyzje.
 — Wytłumaczę ci.
Dwa słowa wydobyte z jego ust wywołały grymas na mojej twarzy. Chyba sam nie wiedział dokładnie, co tak naprawdę chciał mi wyjaśnić. To, że mnie okłamywał, a miałem go za prawdomównego i prawdziwego, czy to, że nasi rodzice może wcale nie byli tak straszni jak mi się wydawało? Może ta cała historia z handlowaniem cudzym życiem była tylko kolejną bajeczką Itachiego, w której chciał pokazać się z tej lepszej strony, zasłonić się nią przed moją nienawiścią?
 — Słucham.
 — Nie powinieneś znać tej prawdy — zaczął powoli, ważąc każde ze swoich słów. — To w ogóle nie ma z tobą nic wspólnego, nigdy cię to nie dotyczyło. Nie wiem jakim prawem chcą cię w to wszystko mieszać. — Zatrzymał się chowając twarz w swoich dużych i zniszczonych dłoniach. Wbrew wszystkiemu co o nim myślałem, Itachi wiele przeszedł i jak nikt potrafił stawiać czoło najokrutniejszym wyzwaniom. Czy mogłem oskarżać go o tak podłe czyny? — To śmietnisko jakie ułożyli pod naszymi stopami, stworzone z łez i krwi… Oni nie zasłużyl…
 — Ci „oni” — nakreśliłem w powietrzu cudzysłów — zostali zamordowani. Niby dlaczego miałoby mnie to nie dotyczyć?
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale od razu je zamknął. Nie myliłem się, wciąż ukrywał przede mną coś istotnego. Coś, czego nie chciał mi zdradzić, nie podając konkretnego powodu. Klamka jednak zapadła. Nadszedł czas, w którym musiałem poznać szczegóły pominięte w rozmowie z Itachim jedenaście lat temu.
 — Ty ułóż sobie dobrą przemowę w głowie usprawiedliwiającą twoje zachowanie, a ja — powiedziałem ostentacyjnie odwracając się w stronę salonu i ruszając w kierunku kremowej kanapy — usiądę sobie wygodnie i posłucham. — Obrazując mu to, spocząłem na niej wykładając obie nogi na szklany stolik.
Brat zajął miejsce naprzeciwko, jednak nie przyjął wygodnej, rozluźniającej pozycji jak ja, tylko kurczowo zacisnął dłonie na kolanach. Potrzebował czasu, rozumiałem to. Od początku wiedział, że ta chwila w końcu nastanie i pewnie od dłuższego czasu układał sobie w głowie odpowiednią przemowę.
Westchnął głośno dając mi tym znak, że jest gotowy. Rozsiadłem się wygodniej, zakładając nogę na nogę i przygotowując w głowie odpowiednie argumenty na obarczenie go winą. Wtedy w głowie pojawiła się jedna, mało znacząca myśl.
Gdzie podziewa się Naruto?


Musiałem odetchnąć.
Rozmowa z Itachim wprowadziła w mojej głowie tylko kolejny mętlik, następne niedomówienia i niewyjaśnione podejrzenia. Jeszcze kilka godzin temu wydawało mi się, że jest on jedyną prawdziwą osobą w tym cholernym świecie. Jedynym właściwym wyjściem z opresji i sytuacji na tyle skomplikowanych, abym nie mógł zadecydować jednomyślnie. Może nigdy nie byłem w stanie zaufać mu na tyle, aby w szczegółach streścić myśli i koszmary nie pozwalające mi zasnąć i budzące w środku nocy. Jednak zawsze figurował na wysokiej pozycji w moim sercu; sercu, którego nie udało mi się poskładać.
Wszystkie podejrzane wspomnienia uderzyły we mnie, prześlizgując się przed oczami. Mógłbym wyobrazić sobie, że umieram i moje życie nagle postanowiło do mnie wrócić. Ale straconego czasu nie warto poszukiwać na nowo. Młodość, którą utraciliśmy nie ożywią spotkane na nowo, te same, osoby. Tak samo jak one, tak i my poddaliśmy się zmianom, na które wpłynęła cywilizacja i losowe zjawiska. Błędne przeświadczenie, że jest się w stanie zawrócić czas, przeżyć to, czego nie przeżyło się będąc młodym chłopcem; poczuć to, co być może wtedy tłumiłem — nie jest możliwe. Granica między przeszłością, a tym co teraźniejsze i przyszłe jest wystarczająco silna, pozostaje tylko przechowywanie w swoim wnętrzu wspomnień. Niekoniecznie tych… Najlepszych.
Nadeszła pora rozważyć, czy Itachi nieodwołanie został skreślony z mojej listy potencjalnych przyjaciół.
Przyjaciele nie istnieją, Sasuke.
Doszło do moich uszu. Tylko czy to abym na pewno ja stworzył podobną myśl i zakomunikował ją sobie otwarcie? W końcu… Miałem wielu przyjaciół, ludzi, którym mogłem powierzyć mało znaczące tajemnice. Którym nie ufałem.
A więc nie. Nie miałem przyjaciół.
Sakura.
Podniosłem swoją głowę do góry, próbując odnaleźć sprawcę tego zamieszania w moim umyśle. Ktoś odpowiadał za majstrowanie w rozumie odpornym na uczucia, jednak nie odpornym na szepty. Intuicja mnie nie zawiodła, gdyż tuż zza zakrętu prowadzącego na cmentarz wyłoniła się różowowłosa kobieta, trzymająca w jednej ze swoich dłoni białe kwiaty, a w drugiej rączkę małej, czarnowłosej dziewczynki.
Śledziłem je wzrokiem, ustalając w ten sposób gdzie zmierzają w tak upalny dzień. Pomimo późniejszej godziny temperatura na zewnątrz nie zmalała, a deszczowych chmur wciąż nie było widać na horyzoncie. Odnosiłem wrażenia, że same zielone drzewa, potrzebujące słońca — skarżą się na pogodę; domagają się wręcz jej zmiany. Zmiany swojego życia.
Każdy potrzebuje zmian.
Jak na sygnał do startu, ruszyłem za paniami utrzymując dystans niezauważonego i niewzbudzającego podejrzeń. Wszystko wskazywało na to, że Sakura idzie na cmentarz; świadczyły o tym kwiaty, jej mało skąpy ubiór i droga, po której stąpała. Tylko dlaczego chciała w tak korzystną dla świata pogodę spędzić część dnia wśród zmarłych? Z tego co sobie przypominałem cała jej rodzina mieszkała daleko od miasta, a więc nie miała przy sobie nikogo bliskiego kogo mogłaby tu pochować.
Chyba, że…
 Skręciła do bramki i wcześniej puszczając dłoń małej Ayi, mocno szarpnęła za zardzewiałą klamkę. Ta z małym utrudnieniem ustąpiła wreszcie, wpuszczając dwie osoby na teren co najmniej — nieprzyjemny.
To tutaj znajduje się ojciec dziewczynki?
Wcześniej tylko raz byłem na cmentarzu, a zdarzyło się to w dniu pogrzebu rodziców. Tego samego dnia poznałem prawdę o ich interesach, dlatego kolejny raz nie musiałem się tu pojawiać. Przez jedenaście lat leżeli tu sami, porzuceni przez najbliższą rodzinę, odtrąceni przez własnych synów. Nawet najgorsi zbrodniarze nie zasługiwali na podobne traktowanie… Tylko, że oni należeli do o wiele bardziej zaawansowanej grupy przestępców. Do ludzi… Którym się nie wybacza.
Podążyłem za nimi, starając się nie wywoływać niepotrzebnych dźwięków. Nikt nie musiał wiedzieć o mojej wizycie tutaj, szczególnie, że nie miała osobistych pobudek. No… Może tylko ciekawość. Ale nie sobą. Dziewczyną mieszającą w jego życiu z każdym dniem coraz bardziej. Szła powoli, może nawet z każdą sekundą zwalniała coraz bardziej, co w efekcie wywołało moje znaczne zbliżenie do tej dwójki. Wyczułem jej wahanie przed dalsza wędrówką. Pewnie tak samo jak ja kilka minut wcześniej, przywoływała do siebie dawne wspomnienia, napawające ją szczęściem, ale i smutkiem z powodu ich przemijania.
Zatrzymałem się po raz pierwszy rozglądając się wokoło. Mimo walki ze swoim sumieniem, próbowałem przypomnieć sobie, w którym sektorze znajdują się moi rodzice. W jakim stanie po tylu latach jest ich grób i czy kiedykolwiek ktoś na nim zawitał. Te myśli nie dawały mi spokoju, a także wzbudzały kłopotliwe poczucie winy.
Dlaczego?
Może powodem było to, że pomimo upływu miesięcy, a nawet i życia… Dwadzieścia osiem lat temu, jedenaście, a nawet i za sto lat… Bez względu na wszystko — moje chcę i nie chcę, rozkazy i prośby, zmianę nazwiska, czy nawet imienia… Już na zawsze, pozostaną moimi rodzicami.
Dostrzegłem, że różowy punkcik będący moim głównym obiektem obserwacji zatrzymał się nagle na środku ścieżki. Nastała głucha cisza, którą wcześniej prócz szelestu liści przerywały także kroki dwóch osób. Jak na złość nie widziałem w tamtym miejscu nikogo więcej, a czułbym się dość dziwacznie uciekając w stronę jednego z drzew, aby się za nim ukryć. Stałem więc i czekałem na cokolwiek. Było mi obojętne czy mnie zobaczy, czy ruszy dalej uwalniając się spod widma przeszłości.
 — Możesz iść z nami, Sasuke.
Pozwoliłem otworzyć sobie szerzej oczy, gdy wypowiedziała to zdanie. Bez przerwy stała odwrócona do mnie tyłem, więc szok jaki zawitał na mojej twarzy był póki co dla niej nieosiągalny. Musiała dostrzec mnie już wcześniej, może wydarzyło się to nawet wtedy kiedy i ja je zauważyłam. Od zawsze była wrażliwa na moją obecność, może tak samo jak mnie i jej coś szepnęło do ucha aby na ten ułamek sekundy spojrzała w górę posyłając obraz chodnika w zapomnienie. Kto wie, czy siły wiszące nad naszą dwójką nie próbują spłatać nam niesfornego figla, aby jeszcze bardziej uprzykrzyć nam życie. Tu wszystko było możliwe… To miasto niosło ze sobą same nieszczęścia.
Zaraz… Czy tych samych słów nie użył Kiba?
Chciałem się uśmiechnąć, ale wracając myślami do sytuacji w której się znalazłem, wcale nie było mi do śmiechu. Mógłbym spokojnie odwrócić się na pięcie i wrócić do poprzedniej rozrywki. Przebywanie w obecności Sakury równało się kolejnym nieprzyjemnościom i krzywdzie. Może nie kierowanej w moją stronę, ale ta krzywda działa się w środku, w moim sercu i w mojej duszy. Jeżeli chodziło o nią, to ja przybierałem maskę krzywdzącego, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie przychodziło mi zastanawiać się nad podobnym czynem.
Tym razem kierowała mną jednak ciekawość jej pobytu w tym martwym miejscu. Wszędzie czuć było śmiercią i woskiem. W powietrzu unosiła się aura samotności, lęku i ukrytej prawdy.
 — Nie chciałem cię przestraszyć  — wymamrotałem, wkładając ręce do kieszeni. Odnalazłem tam paczkę papierosów i zapalniczkę, pobudziło to w moim organizmie głód nikotynowy, o którym w dziwny sposób zapomniałem wcześniej. Mimo iż miałem ku temu znaczące powody.
Wyobraziłem sobie, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nie mogłem się jednak o tym przekonać, bo bez słowa ruszyła dalej nie puszczając dłoni Ayi ani na sekundę. Dziewczynka, tak samo jak jej matka, nie spojrzała na mnie nawet raz, tylko patrzyła pod swoje nogi cicho śpiewając jakąś nieznaną mi piosenkę.
Ruszyłem za nimi.
Nie dlatego, że poczułem taką potrzebę, czy chciałem wywiązać się z niemej obietnicy jaką chwilę wcześniej złożyłem Haruno. Najzwyczajniej w świecie chciałem dowiedzieć się kto taki zaprząta myśli Sakury, że postanawia uczcić go białymi goździkami i komu w tak chwalebny sposób śpiewa dziewczynka.
Nie udaliśmy się zbyt daleko, po kilkudziesięciu sekundach kobieta skręciła w uliczkę po prawej stronie, a następnie przeszła kilka kroków wyżej, aby przystanąć przed białą tablicą usytuowaną na zielonej trawie. Poczułem przeszywający mnie strach przed podejściem bliżej do moich towarzyszek. Dla Haruno te osoby wyraźnie coś znaczyły, dała temu dowód przyklękając przed wypisanymi na nagrobku nazwiskami i roniąc kilka swoich słonych łez. Aya stała tuż obok mamy, nie spuszczając z niej swojego wzroku. Z pasją przyglądała się jej poczynaniom i mimo troski wypisanej na jej gładkiej twarzyczce, nie pozwoliła swojemu ciałku poruszyć się nawet o milimetr. Odniosłem wrażenie, że przyzwyczaiła się do podobnych scen ze swoją matką w roli głównej. Ta postawa miała wagę swoistego rytuału — czci, hołdu i powagi godnej zmarłego.
Westchnąłem głośno i przestałem pokazywać się od strony dygoczącego ze strachu chłopca. Mężczyzna nie zachowuje się w taki sposób w towarzystwie kobiet, czy nawet dzieci, ale jest właśnie wsparciem, na które mogą one liczyć. Wysłałem więc do swojego mózgu komunikat, aby ruszył do przodu leniwe nogi odmawiające mi wcześniej posłuszeństwa… Po sekundzie jedna za drugą maszerowały chwilę, aby zatrzymać się na wprost od pochowanych głęboko w ziemi nieznajomych trupów. Powstrzymałem się przed bezpośrednim odczytaniem ułożonych ze złotych literek imion, wpierw moja ręka spoczęła na ramieniu starej przyjaciółki, ocierając opuszkami palców łzy z jej policzka. Przewidywalna do szpiku kości kobieta drgnęła pod moim dotykiem. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o naszej wspólnej nocy, o przytulonych nagich ciałach do granic możliwości, bez wolnej przestrzeni pomiędzy, o jej krzykach, niespokojnym wyrazie twarzy i o tym jak niezapomniane okazały się te chwile.
Wycofałem dłoń z powrotem do kieszeni, równocześnie patrząc w dół i składając układankę w jedną, spójną całość.
Moje oczy automatycznie otworzyły się szerzej, rozpoznając w odczytanych nazwiskach tak bardzo znane osoby. Przeniosłem wzrok na różowowłosą uświadamiając sobie powód jej zachowania. Nic dziwnego, że przeżywała to w tak dosadny sposób, a jej myśli nie wędrowały w kierunku łóżka i mężczyzny, którego niegdyś kochała. Wyjaśnienie tego zjawiska znajdowało się tuż przede mną — zarówno na białej tablicy, jak i głęboko pod nią. Ukryte i widoczne, zrozumiałe i tak bardzo niewytłumaczalne, straszne i… Przerażające.
 — Nie miałem pojęcia — oznajmiłem zupełnie szczerze, czując jak w moim gardle narasta gula blokująca nie tylko przepływ powietrza, ale i dalsze słowa, których chciałem użyć w tamtej niezręcznej chwili.
Pokiwała głową, ocierając wilgotne policzki z pozostałości po starych łzach. Nowe o dziwo nie nadeszły, najwyraźniej tak samo jak Sakura zachowujące odpowiedni podział ról w tym częstym przedstawieniu, znały swoje miejsce.
Uniosła się z pozycji klęczącej, równocześnie otrzepując kolana, na których nie znajdywało się nic niepokojącego, czego trzeba byłoby się pozbyć. Może i ten element należał do jej stałych czynności, a pominięcie go mogło sprawić, że po wizycie tutaj nie mogłaby poczuć się choć na chwilę lepiej? Nie miałem pojęcia, lecz kiedy odwróciła się w moją stronę, a na jej twarzy nie widniał ani pogodny uśmiech, ani roześmiany wzrok, zrozumiałem, że musiałem zrobić coś niewłaściwego. Coś co czyniło ją tego dnia jeszcze smutniejszą…
 — Jeszcze o wielu rzeczach nie masz pojęcia — wydusiła dumnie podnosząc głowę. Drżenie rąk, które wcześniej ją męczyło — ustało, a strach zamienił się w gotowość do starcia ze mną, nie ważne za jaką cenę i o co tak naprawdę. — I nie uwierzę ci kiedy powiesz, że ich śmierć choć trochę cię interesuje. Są dla ciebie tak samo martwi jak rodzice, o których zapomniałeś tuż po śmierci; jak ja, mimo tego, że prócz mnie na tym cholernym świecie nie pozostał ci nikt więcej.
Chciałem przypomnieć jej o Itachim; o moim bracie, bez którego nie przeżyłbym nawet jednego zakichanego dnia przez te parszywe lata, ale po wizycie policjantów i kolejnych jego kłamstwach sam nie wierzyłem w to dobre serce, którym mnie kusił. Miałem pewność, że ukrywa przede mną o wiele gorsze tajemnice, niż te które zdradził mi kilka godzin wcześniej, a moim celem było je odkryć.
 — Nie zasługują na litość, którą im okazujesz — szepnąłem niepewny swoich słów. Do tamtej chwili byłem przekonany, że nienawidzę ich z całego serca, a każde życie, któremu nadali inną drogę zasługuje na odkupienie w postaci mojej pogardy; aby choć częściowo poczuli ból i cierpienie, które zadawali innym przez długie lata. Jednak kiedy stała przede mną pogrążona w żałobie Sakura, a obok niej Aya — urocza istotka, dziedzicząca urodę po mamie, sam nie wiedziałem co czuję. — Dla mnie przestali istnieć, ty również powinnaś wziąć tę opcję pod uwagę.
 — Twoja wdzięczność zwala z nóg — ironizowała. — Po tylu latach troski, wychowania i okazywanej najgłębszej miłość, potrafisz ich aż tak nienawidzić? — Wbijałem w nią pogardliwy wzrok, śmiejąc się z jej niewiedzy na temat prawdziwego świata. Nagle uświadomiłem sobie, że moje uczucia nie uległy zmianie, wciąż czułem ten sam wstręt na myśl o ich postępkach, a głupiutka Haruno jak zwykle próbowała uratować cały świat. Świat, który na to nie zasłużył. — Gdzie podziewa się mój Sasuke, który z czułością zapierającą dech w piersiach mówił o swojej rodzicielce? Gdzie jego chęć imponowania jej, dążenia do doskonałości? — Oczy dziewczyny na nowo zaszły łzami, ślepo wpatrując się w moje. — Musi wrócić, aby uświadomić ci błędy jakie popełniasz.
 — Wiesz jeszcze mniej niż ja, Sakuro. — Uśmiechnąłem się do niej szyderczo. — Twoja wiedza na temat cierpienia jest śmieszna. Przykro mi, że straciłaś swoich rodziców, ale odwiedzanie ich na cmentarzu nie wróci im życia. Oni już na zawsze pozostaną tak samo martwi jak w dniu, w którym przyszła na nich odpowiednia pora.
Dostrzegłem przerażenie w oczach małej Ayi. Nie powinienem mówić o jej dziadkach w taki sposób, ale sytuacja nie pozwoliła mi na milczenie. Wina leżała po stronie Haruno, która prowokowała mnie do dalszej dyskusji; dobrze wiedząc, że jej córka znajduje się obok i nie powinna być świadkiem tej rozmowy.
 — Pora nigdy nie jest odpowiednia — jęknęła chicho poprzez łzy. — Szczególnie jeżeli decyduje o niej ktoś obcy — szepnęła, jakby bała się, że ktoś może ją usłyszeć. Niewłaściwa osoba, mogąca zrobić jej krzywdę; jej, albo dziecku.
Aluzja w tych słowach była jednoznaczna — rodzice Sakury zostali zamordowani.
Kobieta chciała mi ją przekazać, może w nadziei, że będę w stanie coś zaradzić? Ale gdzie mógłbym szukać zabójców jej rodziców, którzy zginęli prawie dziesięć lat temu? Już dawno mogłoby nie być ich na świecie, a ślady po przestępstwie którego dokonali — dawno zniszczone.
 — Po twoim odejściu byli moim jedynym wsparciem, kiedy to się stało; gdy na świat przyszła Aya. — Szlochała nieprzerwanie, z głową spuszczoną w dół, wzbudzając we mnie nieszczęsne poczucie winy. — Nikt prócz nich mi nie wierzył, widzieli we mnie wariatkę uciekającą przed ludźmi. — W rzeczywistości nie wiedziałem o co jej chodziło, ale i tak okrutne wyrzuty sumienia targały moim sercem. — Potrzebowałam kogoś kto mnie obroni; kto mnie przytuli, pocieszy i przede wszystkim nie pozwoli więcej skrzywdzić.
Skrzywdzić?
 — Wtedy to się stało. — Spoważniała, nasilając swój ton i mrużąc swoje oczy. — Zjawiło się u mnie dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i oświadczyło, że zostali zamordowani; z zimną krwią ktoś kilkakrotnie wbił nóż w ich serca. — Przeniosła na mnie swoje zielone tęczówki raniąc każdym następnych słowem. — Nie było cię przy mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia, mimo iż ty nigdy nie odczułeś mojego braku.
Porzuciłem wygląd twardego i obojętnego mężczyzny. Obnażyłem się przed nią z wszelkich stworzonych warstw, ukrywających moje wnętrze przed resztą świata. Ten jeden raz mogła zobaczyć szargające mną uczucie; uczucie wstydu.


Nie chciałem ich tam zostawiać, nie w tym parszywym miejscu pełnym trupów i wysuszonych kwiatów, ale Sakura nie pozostawiła mi wyboru. Dłuższe przebywanie w jej towarzystwie sprawiało, że łaknąłem stać się inną osobą; dawnym Sasuke, z którym spędzała każdą wolną chwilę, śmiejąc się przy tym i bawiąc. Będąc blisko niej pragnąłem ją uszczęśliwiać, wywoływać na tej ponurej twarzyczce uśmiech, byleby tylko więcej nie płakała, byleby była szczęśliwa.
Tylko, że nie mogłem na nowo odbudować dawnych relacji, czuć się swobodnie w takich okolicznościach, serce rozbite na milion kawałków, już dawno stało się niemożliwą do wykonania zabawą w jego odbudowę.
Dręczyła mnie jednakże konkretna myśl.
Tego samego dnia dowiaduję się o zamordowaniu swoich rodziców, ale i rodziców Sakury. Owszem, okoliczności zabójstw i czas były różne, ale nie mogły pozostawać bez powiązania. Te dwie sprawy łączyło coś bardzo ważnego i nie dawało mi to spokoju.
Długoletnia znajomość, a nawet przyjaźń łącząca nasze rodziny miała ze sobą coś wspólnego.
Cholera.
Przyśpieszyłem kroku, niemalże biegnąc do swojego domu, gdzie prawdopodobnie czekał na mnie klucz do wszystkich zagadek kończącego się dnia — Itachi.
Mijałem kolejne domy, skrzynki na listy i spacerujących ludzi, aż wreszcie dotarłem na miejsce. Zwolniłem natychmiastowo, uspakajając oddech i wyrównując tętno. Mój głos musiał działać jak należy w ostatecznym starciu z bratem. Tym razem nie miał innego wyboru, jak tylko przekazać mi całą prawdę dotyczącą już nie tylko nas, ale także ludzi nam bliskich.
Jak wiele jeszcze przede mną ukrywał? Kto oprócz nich nie żyje?
I kiedy nadejdzie koniec tych paskudnych dni?
Zamykając za sobą drzwi usłyszałem dźwięki telewizora, co było informacją, że Itachi wygodnie rozsiadł się na kanapie i w ten niedzielny wieczór odpoczywa. Ruszyłem w tamtym kierunku, nie zważając na ściąganie butów i zbędnego ubrania. Musiałem wiedzieć — to był jedyny cel.
Starszy Uchiha jakby spodziewając się mojej wizyty, czekał spięty na fotelu mierząc mnie swoim wzrokiem od stóp do głowy. Tak samo jak ja, chciał mieć to już za sobą i zrzucić z siebie ciężar przeszłości. Nabrałem w płuca powietrze i wykrztusiłem z siebie dręczące pytanie, obawiając się odpowiedzi.
 — Dlaczego ich także chcieli się pozbyć?
 — Nie mów mi, że jeszcze się nie domyśliłeś? — Rozluźnił się nagle wywołując na mojej twarzy obraz zdziwionego chłopca.
To była właśnie główna zaleta Itachiego. Zawsze znajdował się krok dalej od reszty.

~~~


Od autorki: Uff. Udało mi się zdążyć przed wyjazdem. Dziś samolot do Szkocji. Myślałam wcześniej, że będę miała tam dużo wolnego czasu na pisanie i leniuchowanie, ale na samym początku pobytu może być ciężko. Miałam jednak w tym tygodniu dużo, dużo motywacji! :) Zapewne znacie cudowną Panią Sasame Ka, z którą przyszło mi się spotkać w czwartek. Jeżeli ktoś kiedyś pomyślał,że jest miła i sympatyczna, to jak najbardziej miał rację! :> Do tego porozmawiasz z Nią naprawdę o wszystkim. Od szkoły/studiów, jedzenia/napojów, polityki/muzyki/imprez po samiutką pogodę. ^^
Co do rozdziału to niby jest sprawdzony, ale zapewne zdarzy się kilka błędów — za co przepraszam... A tak ogólnie, to już troszeczkę mniej spokojnie. 
A co do szablonu, to czekam na wspaniałą Panią Mayako, która na pewno wkłada w niego całe swoje serce i nie tylko w niego, ale i w całą resztę. ;) Kiedy tylko pojawi się w moich rękach, nie zawaham się nawet przez minutkę. ;)
Ważąc na to, że wczoraj większość zakończyła swój rok szkolny, niektórzy już wcześniej, a inni jeszcze zmagają się z ostatnimi egzaminami — życzę wszystkim udanych wakacji! Przede wszystkim zdrowych i szalonych.
Dziękuję za wspaniałe komentarze, ciepłe słowa i wszystko co dobre kierowane w moją stronę. Wsparcie na zaawansowanym poziomie! :>
Pozdrawiam cieplutko i do następnego! 



8 komentarzy:

  1. Anja, co Ty studiujesz? Od poczatku tej historii... Od pierwszego rozdziału... Nie! Prologu! Tak, tak, tak. (2:30, wybacz, padam na pysk. Pomin bledy i brak polskich znakow, bo znowu wjezdzam z telefonu xD) No, od kiedy zaczelam czytac nie moge pozbyc sie wrazenia, ze interesujesz sie filozofia. Masz tak glebokie, bogate w niesamowicie ciekawe slownictwo, opisy, ze glowka mala! Czlowiek sie tak wciaga w kazdy rozdzial, ze na koniec musi odeczkac chwile mocnej konsternacji i kilka razy przemyslec to co przeczytal. Masz niesamowity talent i strasznie Ci go zazdroszcze. :)

    Ale przechodzac do wlasciwych tresci; ooo cholera! Spodziewalam sie, ze jeszcze sie troche namiesza, bo mimo wszystko bracia Uchiha maja ciezka przeszlosc, ale powiazanie obu morderstw wydaje sie sensowne. Jestem tak ciekawa tych wszystkich tajemnic, ze na miejscu Sasuke kogos na pewno juz bym rozszarpala. Ooo i moj Kakashi. <3 Gdy tylko zobaczylam, ze przy nowym rozdziale widnieje grafika z Hatake to najaralam sie jeszcze bardziej, ale czytanie zostawilam sobie na pozniej - trzeba bylo skonczyc nieszczesne szablony. Dobra, bo znowu odbiegam. XD Jestem wdzieczna za usytuowanie Kakashiego w roli silnego mezczyzny, a nie jakiegos dziada. No co poradze, uwielbiam go. I facetow w mundurach rowniez. :D
    No i gdzie zginal ten Naruto, co? On jest tak cholernie podejrzany... Az przeszlo mi przez glowe, ze to on jako dziecko geniusz, pomordowal tych wszystkich ludzi, a teraz gra takiego glupka.

    Oj Anja, Anja. Pisz szybko te osemeczke, bo jaram sie opornie i chce sie dowiedziec, co i jak! Szablon czeka na poczcie, a ja czekam na wiesci dotyczace przeszlosci Sasuke. :D

    Pozdrawiam goraco i zycze niekonczacej sie weny! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz o zazdrości, podczas gdy ja nie mogę doczekać się każdego Twojego kolejnego słowa. Twój talent zapiera dech w piersiach i to w taki sposób, że uzaleznia na zawsze. :)
      Przyznaję się bez bicia, że powielam Twoje studia. I choc wybrałam specjalizację mało dla mnie znaczącą, mimo iż daje ogrom radości, przede wszystkim uwielbiam zagłębiać się w dziełach Nietzschego, Manna, czy Bergsona. :) Może to dlatego wiążesz moje myśli z filozofią... ale nie jestem jakoś niebywale uzdolniona, abym mogła korzystać z ich wiedzy. :)

      Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale mój dostęp i czas poświęcony internetom równa się praktycznie zeru. Nie oznacza to jednak, że nie śledzę Cię niemal każdego dnia.
      Dziękuję za tak miłe słowa. To wiele dla mnie znaczy. I za szablon. <3 Jest cudowny!!!
      Pozdrawiam. ;*

      Usuń
  2. Cześć, Anju.
    Przepraszam za nieskomentowanie poprzedniego rozdziału. Przeczytałam oczywiście, ale nie miałam czasu naskrobać chociaż krótkiego komentarza.

    Rozdział to całkowita gra na uczuciach. Nawet teraz, po upływie jakiegoś tam czasu, nie umiem zebrać myśli. Sasuke: niby oschły, niby na niczym mu nie zależy, a jednak taki uczuciowy. I Sakura... taka krucha.
    Wiedziałam, że coś jest nie tak z tą ciążą, samotną Sakurą! I z ich rodzicami.

    W dalszym ciągu wiem za mało. Chcę więcej...

    Życzę Ci weny (jak najwięcej), pozdrawiam i błagam o wybaczenie za taki komentarz. Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że ich pisanie to nie mój fach. ;P

    Krótko, zwięźle, nie na temat. Ze mną coraz gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo iż krótko, zawsze mile mi usłyszec od Ciebie coś miłego. Szczególnie, że zawsze jestes taka szczera i pewna tego co piszesz. :)
      Dziękuję, obiecuję, że teraz nie będe już tak strasznie zanudzać, lecz w końcu pokarzę coś wciągającego. :>
      Pozdrawiam. ;*

      Usuń
  3. Hej, hej!
    W końcu wróciłam do życia, jak miło. :3

    Jeb, w końcu zaczęło się więcej dziać.
    Sasuke to dupek, chociaż wiedziałam, że zmyje się po nocy z Sakurą... Taki typ człowieka.
    Widać Itachi skrywa więcej tajemnic niż się wydawało...Nie spodziewałam się kompletnie, że rodzice Uchihów zostali zamordowani. I rodzice Sakury... pewnie też handlowali ludzkimi organami, chociaż... kto wie, czy Itachi znowu nie kłamie. W końcu mógł sobie urządzić z tego niezłą bajeczkę, jako przykrywka na zupełnie coś innego. Ale tutaj już nie będę spekulować.
    Szkoda mi Sakury w całym tym zgiełku. To ona cierpi najbardziej, facet sobie jeszcze jako tako poradzi(Sasuke) i w dodatku ma brata, natomiast ona... Została sama i jeszcze w dodatku samotnie wychowuje córkę. No masakra.
    Ja już Ci nie będę słodzić, bo i tak wiesz, że uwielbiam twój styl. :3

    Również miło wspominam nasze spotkanie i liczę na kolejne. A Ty tam wypoczywaj (i haruj XD hajs się zawsze przyda :D) w tej Szkocji! I oby pogoda dopisała. ;)
    Trzymaj się! <3

    PS. Oesu, jaki ten szablon jest wyjebany! Pozazdrościć <3333 Można na niego patrzeć i patrzeć <3

    OdpowiedzUsuń
  4. 8 - (40%)
    29.10.2015
    <3333
    PRZYNAJMNIEJ WIEM, ŻE ŻYJESZ I PISZESZ.
    CHOLERO, NAWET NIE WIESZ JAK TĘSKNIŁAM, NO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SASAME! <3
      Umarłam na jakies trzy miesiące.
      Nie myśl, że Cię nie obserwuję! Poczekaj jak dam Ci popalić, jak się za chwilę coś nie pokaże na SZARYCH.!

      Usuń
    2. Myślałam, że się na mnie obraziłaś czy coś. XDDD
      Czy ktoś tu coś mówił o Szarych, czy się przewidziałam? XDD
      (Jestem leniem bez weny, więc nooo :c).

      Usuń

CREATED BY
Mayako