—
Wszystko.
Ile
obietnic można wlać do jednego słowa?
E. L. James
Czułem się dziwnie.
Nie dlatego, że parę godzin wcześniej
pozostawiłem na pastwę losu nagą Haruno, okrytą jedynie cienkim, białym
prześcieradłem. Nawet nie z powodu, iż wychodząc z jej sypialni natknąłem się
na małą Ayę, która spostrzegając mnie skradającego się na palcach, zaszokowana
nie pisnęła nawet słowem. I również nie dlatego, że w jej oczach dostrzegłem
smutek, połączony z niezrozumieniem jej własnego uczucia.
Czułem się nieswojo, wspominając
zapłakaną Sakurę.
Nie mogłem nic sobie zarzucić. Do
niczego jej nie zmuszałem, a tym bardziej nie namawiałem w żaden sposób. Wszystko
co stało się poprzedniej nocy wynikło z naszych chęci, czy też innych powodów —
nijak mających się do wspomnianych wcześniej. W nocy kilkakrotnie poczułem na
swoim torsie słone łzy, kiedy jej ciało było we mnie wtulone. Prócz tego,
krzyczała. Skandowała niezrozumiałe słowa, jakby toczyła z kimś bój na śmierć i
życie, chwilę później się wyciszając i na nowo wołając; tyle, że tym razem — o
pomoc.
Zerknąłem na kubek gorącej kawy w
mojej ręce, a następnie na wysoko zawieszone na niebie słońce. Przypuszczałem,
że na zewnątrz temperatura dochodzi do dwudziestu paru stopni, a świadczyli o
tym roznegliżowani ludzie, pot na moim czole i niebywała duszność.
Nienawidziłem lata. Sam jego zapach wprawiał mnie w stan odrzucenia i
nieakceptacji. Wokół słychać było tylko brzęczenie nieznośnych owadów
napastujących moje kwiaty. Trzepot skrzydeł fruwających nade mną ptaków i ich uciążliwe
skrzeczenie.
— W końcu wróciłeś. — Usłyszałem nad sobą głos
Itachiego.
— Siedzę tu już od jakiegoś czasu —
odpowiedziałem na zaczepkę. — Jesteś mało spostrzegawczy. Trzy razy
przechodziłem obok twojego pokoju.
— Daj mi żyć — mówił ospale, co chwile
powstrzymując ziewnięcie. — Miałem wczoraj kupę roboty w papierach. Nawet nie
pamiętam kiedy udało mi się z tym uporać. — Tym razem zmęczenie dało za
wygraną. — Opowiadaj lepiej co u ciebie.
— Nic poza standardami.
— Od kiedy różowa zalicza się do pospolitej
normy. — Spojrzałem na niego zaszokowany, a on w celach mocniejszego
rozzłoszczenia mnie mrugnął prawym okiem. Mogłem go wtedy udusić, miałem na to
niebywałą ochotę, chociaż przestałby zadawać pytania.
— To nigdy nie była twoja sprawa.
— Od kiedy jesteś taki tajemniczy? — Kiwnął
głową wytykając w ten sposób moje zachcianki. Nie był mi potrzebny do
udzielania rad jeżeli chodziło o kobiety, Sakura i ja; to była moja sprawa. —
To tylko laska.
Zmierzyłem go wzrokiem i
pokiwałem głową z bezsilności. Dalsza dyskusja dotycząca Haruno przestała mieć
jakikolwiek sens. Itachi nigdy jej nie lubił i nie starał się poczynić w tym
kierunku żadnych zmian. Nie miały znaczenia dla niego te wszystkie lata, w
których stanowiła dla nas prawie że rodzinę. Była tylko upartą dziewuchą, która
chroniła i odnawiała mur dzielący mnie i brata.
Westchnąłem głośno i ostatni raz
zerknąłem na słońce. Nie przysłaniała go żadna z chmur pływających po błękitnym
niebie nieopodal. Lśniło nieskazitelną czystością, rozświetlając swoimi
promieniami całą ulicę. Pomijając fakt, że drażniło mnie cholernie, miło było
mieć świadomość, że istnieje jeszcze w tym wszechświecie coś, czego człowiek
nie jest jeszcze w stanie zniszczyć. Spuszczając wzrok wstałem z miejsca i
ruszyłem w kierunku drzwi.
— Nie wypiłeś jeszcze kawy — Itachi odezwał
się jak na zawołanie.
— Straciłem ochotę — zacząłem — pójdę się
położyć, nie służy mi taka pogoda.
— Ona znowu to robi.
Zatrzymałem się sparaliżowany.
— O czym ty znowu bredzisz, Itachi? —
zapytałem zdezorientowany.
Nie odpowiedział od razu. Tak
samo jak ja przed chwilą, z pasją i zaangażowaniem obserwował niebo. Zdawałem
sobie sprawę, że od kiedy poznałem prawdę o swoich rodzicach, za wszelką cenę
starał się nie narzucać mi swojej woli. Chciał dokładnie tak jak ja, abym
usamodzielnił się od podejmowanych decyzji i odpowiadał za błędy, które
popełniałem. Jednak działo się to z dala od Sakury, jedynej osoby mającej na
mnie tak ogromny wpływ.
Nie mogłem jednak uzależnić się
od niej na nowo. Musiał wiedzieć, że walczę z tym i nie odpuszczę.
— Ona… — zaczął przerywając moje myśli. A więc
ja musiałem zatrzymać i jego rozważania. — Tak naprawdę nigdy o niej ni…
— Sakura już od dawna dla mnie nie istnieje. —
Odwrócił się do mnie i począł lustrować wyraz twarzy jaki przyjąłem w tej
bitwie. — Skończ pieprzyć na temat jej i mój i zrozum, że jedyne co mogę jej
zaofiarować to niezapomniana noc, podczas gdy ona nawet w tym nie potrafi być
dobra. — Uśmiechnął się i wstał ze swojego miejsca. Przechodząc obok mnie,
zatrzymał się, spojrzał mi jeszcze raz w oczy i bratersko poklepał po ramieniu.
— Wiedziałem, że nie jesteś głupi.
Odsapnąłem, kiedy zniknął za drzwiami
balkonowymi.
Jestem najgłupszym z najgłupszych, Itachi.
Dostrzegając biegające za piłką
dzieciaki na podwórku obok, przypomniałem sobie o zaspanej Ayi i jej
przygnębiającym wyrazie twarzy. To niewinne stworzenie nie powinno znać
sekretu, jaki zaistniał wczorajszej nocy. Tym bardziej, że Sakura była dla niej
najważniejszą osobą na świecie, a jako dziecko, ten ból matki jaki wywołało
zapewne moje zniknięcie; odczuła także i ona.
— Tylko mi nie mów, że ci się nie podobało. —
Rozmowa z Naruto była co najmniej infantylna i nie posiadała żadnych konkretów,
dla których warto byłoby rezygnować ze spokojnego spędzania dnia, ale intrygował
mnie jednak fakt — skąd udało mu się wziąć mój numer telefonu? Czyżbym
poprzedniego dnia był w tak ciężkim stanie, że mogłem tego nie pamiętać? —
Musimy to powtórzyć jak najszybciej.
— Nie masz ciekawszych zajęć? — zapytałem
poirytowany. Owszem, spędziliśmy prawdziwy, męski wieczór, ale to miał być
tylko jeden raz. Jeden jedyny.
A może
tego również nie pamiętam?
— Jest niedziela, pewnie tak samo jak ja nie
masz nic interesującego do zrobienia. Moglibyśmy w tym upale napić się czegoś
orzeźwiającego — wyjąkał ironicznie, co chwila przerywając zdanie kasłaniem.
— Wygląda na to, że się pochorowałeś. Lepiej
żebyś jednak został w domu. — Na wszelkie możliwe sposoby starałem sobie
przypomnieć o wyjściach awaryjnych w podobnych opresjach. Musiał istnieć sposób
zniechęcania go do dalszego molestowania i męczenia.
— Przestań tyle gadać i zbieraj się szybko.
Powinienem być niedługo — rzucił niedbale, na co zareagowałem westchnieniem.
Myślałem, że to Sakura jest na tyle irytująca, aby mieć powód do omijania ją
szerokim łukiem. Myliłem się. Naruto wydawał się o wiele gorszy.
— Nie odpuścisz, prawda? — zapytałem, nim
zdążył się z hukiem rozłączyć.
— Bez szans — zaśmiał się cicho i co było w
jego wcześniejszym zamiarze, przerwał połączenie.
Który to z kolei raz prosiłem o
jeden, normalny dzień w tym mieście? Bez niekomfortowych spotkań, kłopotliwych
rozmów i pytań? Czyżbym miał nigdy nie doczekać się spełnienia życzeń póki nie
odnajdę odpowiedniej do tego studni i nie poświęcę kilku nędznych miedziaków? Irytujące.
Znajdując się w tamtym momencie w
kuchni, nie omieszkałem spróbować ciasta kupionego najprawdopodobniej przez
Itachiego, kuszącego ciemnym, kakaowym kolorem i gęsto polaną polewą
czekoladową. W życiu powinno się wpierw brać to co najlepsze, w końcu zawsze
możemy nie zdążyć zrobić tego później. Spotkanie z Uzumakim nie ucieknie, a za
kilka godzin pyszności cieszących moje oko mogło już nie być. Brat od zawsze
uchodził za łakomczucha w kwestii słodyczy i pomimo upływu lat ten fakt nie
uległ najmniejszym zmianom.
Wyciągnąłem z szafeczki nad
zmywarką jeden z fioletowych talerzy. Sam nie wiem dlaczego ludzie gustują w
podobnych kolorach, szczególnie w połączeniu z jedzeniem. Prychnąłem na tę myśl
pod nosem i przestałem zaprzątać sobie
tym głowę. Ukroiłem spory kawałek i z szybkością; aby nie rozpadł się w
powietrzu, przełożyłem na przygotowane naczynie. Sztućce znajdowały się tuż za
mną, a więc zamaszystym ruchem odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, a
sekundę później usłyszałem dzwonek do drzwi.
— Niech to szlag — wymsknęło mi się kiedy
trzymałem już za uchwyt szuflady. — Szybki jest.
Odłożyłem talerz z ciastem na
stolik w salonie i kierując się spokojnym tempem ku drzwiom, czekałem na
kolejny sygnał o przybyciu mojego gościa. Skoro tyle radości sprawiało mu
denerwowanie mnie, także miałem prawo do skorzystania z owej rozrywki. Uśmiechnąłem
się pod nosem wyobrażając sobie przebierającego nogami Naruto i przeklinającego
mnie w myślach. W takich chwilach pojawiało się pytanie, czy on aby nie stara
się zamydlić mi oczu swoim przyjacielskim i oddanym zachowaniem… Od kiedy się
spotkaliśmy natarczywie próbuje zapędzić mnie w miejsca odurzające umysł.
Tylko czego chciał się
dowiedzieć?
Co zrobi, kiedy dowie się, że wykorzystałem jego przyjaciółkę?
Na nowo przed oczami stanęła
różowowłosa Sakura, ślepo wpatrzona we mnie swoimi soczyście zielonymi
tęczówkami. Pragnąłem wyobrazić sobie jej malinowe usta wygięte w
najprawdziwszym z możliwych uśmiechów, aby choć w połowie zmyć z siebie
poczucie winy jakie targało mną od rana. Jednak jej twarz bez przerwy
pozostawała ta sama. Bez wyrazu. Bez uczuć.
Skrzywdziłeś ją, Sasuke. Echo sumienia wbijało we mnie z każdym
słowem kolejny nóż.
Skrzywdziłeś ją…
nie.
Szarpnąłem za klamkę drzwi,
odganiając w ten sposób negatywne emocje. Myślenie o niej równało się obrzydliwej
męczarni. Nie fizycznej strony, ale tej o wiele słabszej — psychicznej, gdzie
wciąż nie wszystko znajdowało się na odpowiednim miejscu.
Doznałem jednak swego rodzaju
rozczarowania, gdyż osoba, która stała przede mną w żaden sposób nie
przypominała blondyna o niebieskich oczach ubranego zwykle w luźne dresy i
podkoszulek. Ujrzałem umundurowanego mężczyznę, z długa blizną na lewym oku i
kryjącą się tuż za nim kobietę, o charakterystycznych białych tęczówkach.
— Słucham? — zapytałem
zdezorientowany i zaskoczony równocześnie wizytą policji w moim domu.
Goście spojrzeli na siebie w tym
samym momencie, a w ich spojrzeniu dostrzegłem, że to on miał przekazywać
informacje i najwyraźniej stał wyżej rangą. Czarnowłosa kobieta, mimo
zniewalającej urody wydała się być przestraszona samym faktem przebywania…
gdziekolwiek.
— Aspirant Hatake Kakashi i młodszy aspirant
Hyuga Hinata, czy pan to Uchiha Itachi? — odezwał się nagle wyuczonym na pamięć
zdaniem. Ciekawe ile razy w ciągu dnia
musiał je powtarzać?
— Sasuke Uchiha, Itachi to mój brat. —
Zmierzyłem ich obojga wzrokiem i jedyne co przyszło mi do głowy, to myśl w co
Itachi mógł się wplątać skoro poszukuje go policja.
Owszem, znajdował się wtedy na
górze w swoim pokoju, a może zdążył się już przenieść w inne pomieszczenie, ale
nim miałem go zawołać, chciałem dowiedzieć się powodu, dla którego sprawdza go
policja. Ostatnimi czasy wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa, a to mogła
być dobra okazja aby się tego dowiedzieć.
— Z akt wynika, że to pana brat zeznawał w
sprawie zabójstwa Uchiha Fugaku i Mikoto, a także wycofał pana ze sprawy z
powodu młodego wieku i przejęcia nad panem roli opiekuna. — Spojrzałem na
kartki, które trzymał w ręku, a których wcześniej nie udało mi się dostrzec.
Może to ta kryjąca się za nim kobieta podała mu je w chwili, gdy usłyszałem z
jego ust to jedno drażniące słowo: zabójstwo.
— Niestety Itachi Uchiha zniknął dzień później, nie stawiając się na żadne z
kolejnych wezwań.
W sumie to chciałem go słuchać.
Naprawdę interesowało mnie to co ma do powiedzenia, ale nie byłem pewien czy on
aby na pewno mówi mi całą prawdę i czy aby ta wizyta nie jest tylko moim
wymysłem spowodowanym niedotleniem mózgu, czy niewyspaniem, czy każdym innym
elementem zdrowotnym. To musiała być jakaś pomyłka. Nasi rodzice zginęli w
wypadku samochodowym jedenaście lat temu.
Nikt nie musiał ich zabijać. Choć każdy miał do tego prawo.
— Dowiedzieliśmy się, że panowie wrócili do
miasteczka i chcieliśmy wznowić sprawę. Niestety przez ostatnie lata nic nie
udało nam się ustalić, a pańskie zeznania mogą pomóc.
Chyba docierało do mnie to co
mówił, chociaż wiele mogłem usłyszeć inaczej niż brzmiało rzeczywiście. Ospale
trawiłem nowe informacje i wartościowałem tabelę: prawda, fałsz.
Nic nie mogło mnie już zaskoczyć.
— Czy moglibyśmy porozmawiać z pańskim bratem
w tej sprawie?
— To żart, prawda? — wydobyłem w końcu z
siebie.
— Nie rozumiem pytania — odpowiedział
natychmiastowo, nie reagując jednak na to pytanie w szczególny dla mnie sposób.
Zapewne pierwsza z jego myśli była
przypuszczeniem o mojej traumie z młodych lat, wywołanej nagłą śmiercią obojga
rodziców i błyskawiczną przeprowadzką do nowego miejsca. Ten etap już dawno
pozostał za mną, pogodziłem się z tym niemal od razu, ale kwestia wybaczenia
wciąż była sprzeczna. Nagle dowiaduję się o domniemanym zabójstwie, dodatkowo
sprawa znana była Itachiemu.
— Nic mi w tej sprawie nie wiadomo, mógłby pan
mówić jaśniej? — zapytałem krzyżując na piersiach ręce. Chciałem wydawać się
groźny i zdecydowany, aby przypadkiem ktoś nie zauważył emocji targających mną
od środka.
Kolejny raz tego dnia czułem się
dziwnie. Owszem, moi rodzice nie żyli, znienacka okazuje się, że zostali
zamordowani. Jednak to inne uczucie wprawiało mnie w ten stan nie do opisania.
Fakt, że po raz wtóry… Zostałem oszukany.
Mężczyzna imieniem Kakashi na nowo otworzył
żółtą teczkę i wyciągnął z niej plik kartek. Wertował między nimi, przekładając
jedną po drugiej do rąk partnerki Hinaty, aż w końcu odnalazł właściwą.
— Dnia 4 lipca 2004 roku — czyli jedenaście
lat temu — zaakcentował Hatake, podnosząc na mnie swój wzrok — doszło do
wypadku samochodowego, w którym zginęli Uchiha Fugaku i Mikoto.
Nie odwracałem wzroku od jego
twarzy analizując każdego słowo, które mi przekazywał. Nie dowiedziałem się
niczego nowego i w tym zdaniu nie było nic szczególnego, co mogłoby mnie
zaskoczyć.
— Według wstępnych informacji ofiary wypadku
nie były w stanie nietrzeźwym, a kolizja została spowodowana szybkim
poruszaniem się na drodze pojazdem dwuśladowym w trudnych warunkach pogodowych —
czytał dalej.
Mów szybciej, bo zasnę.
— Późniejsza sekcja zwłok wykazała w
organizmie ofiar truciznę, a nagrania z samochodu całkowicie wykluczyły próbę
samobójstwa — wydukał na jednym wdechu, znacząco skracając protokół, abym
dłużej się nie niecierpliwił, a on nie przedłużał wizyty u mnie w domu.
Trucizna?
— Pański brat wstawił się na komisariat tego
samego dnia, zeznając, że nie jest mu nic wiadome w tej sprawie i nie ma
pojęcia, kto mógłby posunąć się do podobnego czynu.
Facet mówił coś dalej, ale ja
przestałem całkowicie go słuchać skupiając się na jego ostatniej wypowiedzi.
Itachi o wszystkim wiedział i to od samego początku, ale nie raczył
poinformować mnie o tym, że nasi rodzice zginęli zasłużoną sobie śmiercią. Ktoś
— i ten ktoś zapewne doskonale wiedział kim są i co robią — najwyraźniej
zaplanował zemstę doskonałą. Musiał wiedzieć, że oboje cieszą się doskonałą
opinią wśród sąsiadów i że nie mają żadnych znanych społeczeństwu wrogów. Do
tego nie mogli podejrzewać, że żyjąc incognito uda się komuś targnąć na ich
życie. To musiała być osoba im znana, przebywająca w ich towarzystwie. Ktoś
komu ufali, po kim nie spodziewali się podobnych rzeczy.
— Słucha mnie pan? — usłyszałem pytanie
szarowłosego i automatycznie podniosłem na niego swój wzrok.
— Przepraszam, mógłby pan powtórzyć?
— Pytałem, czy zgadza się pan na przesłuchanie.
— Spojrzał na mnie badawczo. — I czy chciałby pan aby odbyło się ono w pańskim
domu, czy stawi się pan na komendzie?
Decyzja nie była prosta. Itachi
ukrywał coś bardzo ważnego, a waga tego sekretu i zdradzone jego tajemnice
mogły zaważyć o losie moim i jego.
Muszę to z nim omówi…
— Witam państwa. — Itachi pojawił się znikąd.
Spojrzałem na niego nie ukrywając zaskoczenia i zlustrowałem jego wyraz twarzy.
Prawdopodobnie przysłuchiwał się rozmowie od dłuższego czasu. Chciał wiedzieć
ile wiem i upewnić się, że nie będę wiedział zbyt wiele. Czyżby istniało coś jeszcze? — Mogę jakoś pomóc?
— Uchiha Itachi? — zapytała tym razem młodsza
policjantka, zachowując poważny wyraz twarzy.
— We własnej osobie. — Uśmiechnął się do niej,
na co ona tylko się skrzywiła. — Jest jakiś problem? Nie rozumiem tej wizyty.
— Aspirant Hatake Kakashi i młodszy aspirant
Hyuga Hinata — mężczyzna o szarych włosach powtórzył swoją kwestię. — Jesteśmy
tutaj w sprawie zabójstwa pańskich rodziców. — Zwracał się bezpośrednio do Itachiego
pomijając zupełnie moją osobę. Odczułem wręcz, że przyjął postawę obronną,
jakby oczekiwał na jakiś atak ze strony mundurowego.
Nie była to reakcja jednostronna.
Mięśnie Hatake napięły się, ukazując tym samym co facet skrywał pod warstwami
swojego munduru. Nawet kamizelka kuloodporna, którą miał na sobie ugięła się
pod rozmiarami tych bicepsów. Itachi natomiast wyglądał jakby za chwilę miał
stoczyć trudną walkę. Tylko o co? O ukrywanie kolejnych istotnych informacji,
czy o poznanie najprawdziwszej prawdy?
— I niby czego pan chciałby się dowiedzieć? —
zapytał ironicznie, tak samo jak ja krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Nie byłem pewny czy znalazłem się
w dobrym miejscu. Czułem jakby ta sprawa mnie nie dotyczyła, jakbym
przeszkadzał w tej zabójczej bitwie ich oczu — stał pomiędzy młotem, a
kowadłem.
— Z tego co wynika z akt, Itachi Uchiha stawił
się na komendzie jeden raz, mimo wielu wysłanych zawiadomień. Mógłby to pan
jakoś wytłumaczyć?
Starszy Uchiha zaśmiał się jak na
zawołanie — sztucznie i ironicznie.
— Niech się pan nie ośmiesza. Wszystkim
wiadomo, że nie było nas w miasteczku. — Przestał się uśmiechać, uderzając
swoją wściekłością w rozmówcę. — Wróciliśmy niedawno.
— Rozumiem tę sytuację — przytaknął spokojnie
Hatake. — Jednak pańskim obowiązkiem było zgłosić się tuż po przyjeździe.
Sprawa nie została zakończona, wciąż potrzebna nam pomoc wszystkich mających
coś wspólnego z zamordowanymi.
— Chcesz powiedzieć, że jesteśmy winni waszej
niekompetencji?
Zamurowało mnie.
Dokładnie w tamtym momencie
Itachi obraził funkcjonariusza policji, bez jakiegokolwiek zawahania w głosie,
czy może też skruchy po zakończonym zdaniu, dodatkowo zwracając się do niego w
bezpośredni i niekulturalny sposób. Czy
to jest karane?
— To nie jest miejsce na tego typu dyskusję.
— Od samego początku chciałem aby przeszedł
pan do sedna sprawy — rzucił złośliwie. — Sasuke również.
Czyli jednak byłem mu do czegoś
potrzebny. Kiedy nagle pojawiało się niebezpieczeństwo, szukał każdej możliwej
podpory, aby się jej uchwycić i razem pociągnąć ją na dno. To ja nią byłem,
odkąd tylko pamiętam. Tym razem nie mogłem tak łatwo się podejść.
— Mogę zeznawać.
Tak.
Dokładnie tego chciałem.
Marzyłem aby poznać prawdę.
Prawdę o zabójstwie, czy też wypadku moich rodziców. O powodach, dla których
Itachi postanowił wrócić do miasteczka i o całym swoim życiu. Pełnym kłamstw i
oszustwa. Nieprzerwanym sekrecie mojej przeszłości.
— Możemy o tym porozmawiać? — Itachi zwrócił
się w moją stronę łagodząc swój ton głosu.
Bał się. Bał się, że może uda mi
się w końcu odkryć wszystkie tajemnice naszej rodziny.
— Nie mamy o czym. Potrafię zadecydować za
siebie. — Starałem się na niego nie patrzyć. Specjalnie odwróciłem się w stronę
młodej policjantki, której imię nagle wydało mi się znajome. Tak jakbym kiedyś,
gdzieś o nim słyszał. I to całkiem niedawno. — Chciałbym jednak, aby odbyło się
to na komisariacie. Kiedy mogę się zjawić?
— Najlepiej jak najszybciej. — Kakashi również
zignorował mojego brata i podjął konwersację wyłącznie ze mną. — Możemy umówić
się na jutro, w samo południe.
Zamykając drzwi wciąż czułem na
sobie wzrok starszego Uchihy. Spodziewałem się konfrontacji z jego strony, a
może nawet i próśb o zmianę zdania, choć w jego przypadku byłoby to co najmniej
niespotykane. Odwróciłem się w jego stronę i dokładnie przyjrzałem temu
wyrazowi twarzy jaki przyjął w momencie mojej zgody na przesłuchanie. Nie tylko
on miał prawo decydować, już od dłuższego czasu byłem w stanie podejmować
własne decyzje.
— Wytłumaczę ci.
Dwa słowa wydobyte z jego ust
wywołały grymas na mojej twarzy. Chyba sam nie wiedział dokładnie, co tak
naprawdę chciał mi wyjaśnić. To, że mnie okłamywał, a miałem go za
prawdomównego i prawdziwego, czy to, że nasi rodzice może wcale nie byli tak
straszni jak mi się wydawało? Może ta cała historia z handlowaniem cudzym
życiem była tylko kolejną bajeczką Itachiego, w której chciał pokazać się z tej
lepszej strony, zasłonić się nią przed moją nienawiścią?
— Słucham.
— Nie powinieneś znać tej prawdy — zaczął
powoli, ważąc każde ze swoich słów. — To w ogóle nie ma z tobą nic wspólnego,
nigdy cię to nie dotyczyło. Nie wiem jakim prawem chcą cię w to wszystko
mieszać. — Zatrzymał się chowając twarz w swoich dużych i zniszczonych
dłoniach. Wbrew wszystkiemu co o nim myślałem, Itachi wiele przeszedł i jak
nikt potrafił stawiać czoło najokrutniejszym wyzwaniom. Czy mogłem oskarżać go
o tak podłe czyny? — To śmietnisko jakie ułożyli pod naszymi stopami, stworzone
z łez i krwi… Oni nie zasłużyl…
— Ci „oni” — nakreśliłem w powietrzu cudzysłów
— zostali zamordowani. Niby dlaczego miałoby mnie to nie dotyczyć?
Otworzył usta, aby coś
powiedzieć, ale od razu je zamknął. Nie myliłem się, wciąż ukrywał przede mną
coś istotnego. Coś, czego nie chciał mi zdradzić, nie podając konkretnego
powodu. Klamka jednak zapadła. Nadszedł czas, w którym musiałem poznać
szczegóły pominięte w rozmowie z Itachim jedenaście lat temu.
— Ty ułóż sobie dobrą przemowę w głowie
usprawiedliwiającą twoje zachowanie, a ja — powiedziałem ostentacyjnie
odwracając się w stronę salonu i ruszając w kierunku kremowej kanapy — usiądę
sobie wygodnie i posłucham. — Obrazując mu to, spocząłem na niej wykładając
obie nogi na szklany stolik.
Brat zajął miejsce naprzeciwko,
jednak nie przyjął wygodnej, rozluźniającej pozycji jak ja, tylko kurczowo
zacisnął dłonie na kolanach. Potrzebował czasu, rozumiałem to. Od początku
wiedział, że ta chwila w końcu nastanie i pewnie od dłuższego czasu układał
sobie w głowie odpowiednią przemowę.
Westchnął głośno dając mi tym
znak, że jest gotowy. Rozsiadłem się wygodniej, zakładając nogę na nogę i
przygotowując w głowie odpowiednie argumenty na obarczenie go winą. Wtedy w
głowie pojawiła się jedna, mało znacząca myśl.
Gdzie podziewa się Naruto?
Musiałem odetchnąć.
Rozmowa z Itachim wprowadziła w
mojej głowie tylko kolejny mętlik, następne niedomówienia i niewyjaśnione
podejrzenia. Jeszcze kilka godzin temu wydawało mi się, że jest on jedyną
prawdziwą osobą w tym cholernym świecie. Jedynym właściwym wyjściem z opresji i
sytuacji na tyle skomplikowanych, abym nie mógł zadecydować jednomyślnie. Może
nigdy nie byłem w stanie zaufać mu na tyle, aby w szczegółach streścić myśli i
koszmary nie pozwalające mi zasnąć i budzące w środku nocy. Jednak zawsze
figurował na wysokiej pozycji w moim sercu; sercu, którego nie udało mi się
poskładać.
Wszystkie podejrzane wspomnienia
uderzyły we mnie, prześlizgując się przed oczami. Mógłbym wyobrazić sobie, że
umieram i moje życie nagle postanowiło do mnie wrócić. Ale straconego czasu nie
warto poszukiwać na nowo. Młodość, którą utraciliśmy nie ożywią spotkane na
nowo, te same, osoby. Tak samo jak one, tak i my poddaliśmy się zmianom, na
które wpłynęła cywilizacja i losowe zjawiska. Błędne przeświadczenie, że jest
się w stanie zawrócić czas, przeżyć to, czego nie przeżyło się będąc młodym
chłopcem; poczuć to, co być może wtedy tłumiłem — nie jest możliwe. Granica
między przeszłością, a tym co teraźniejsze i przyszłe jest wystarczająco silna,
pozostaje tylko przechowywanie w swoim wnętrzu wspomnień. Niekoniecznie tych…
Najlepszych.
Nadeszła pora rozważyć, czy
Itachi nieodwołanie został skreślony z mojej listy potencjalnych przyjaciół.
Przyjaciele nie istnieją, Sasuke.
Doszło do moich uszu. Tylko czy
to abym na pewno ja stworzył podobną myśl i zakomunikował ją sobie otwarcie? W
końcu… Miałem wielu przyjaciół, ludzi, którym mogłem powierzyć mało znaczące
tajemnice. Którym nie ufałem.
A więc nie. Nie miałem
przyjaciół.
Sakura.
Podniosłem swoją głowę do góry,
próbując odnaleźć sprawcę tego zamieszania w moim umyśle. Ktoś odpowiadał za
majstrowanie w rozumie odpornym na uczucia, jednak nie odpornym na szepty. Intuicja
mnie nie zawiodła, gdyż tuż zza zakrętu prowadzącego na cmentarz wyłoniła się
różowowłosa kobieta, trzymająca w jednej ze swoich dłoni białe kwiaty, a w
drugiej rączkę małej, czarnowłosej dziewczynki.
Śledziłem je wzrokiem, ustalając
w ten sposób gdzie zmierzają w tak upalny dzień. Pomimo późniejszej godziny
temperatura na zewnątrz nie zmalała, a deszczowych chmur wciąż nie było widać
na horyzoncie. Odnosiłem wrażenia, że same zielone drzewa, potrzebujące słońca —
skarżą się na pogodę; domagają się wręcz jej zmiany. Zmiany swojego życia.
Każdy potrzebuje zmian.
Jak na sygnał do startu, ruszyłem
za paniami utrzymując dystans niezauważonego i niewzbudzającego podejrzeń.
Wszystko wskazywało na to, że Sakura idzie na cmentarz; świadczyły o tym
kwiaty, jej mało skąpy ubiór i droga, po której stąpała. Tylko dlaczego chciała
w tak korzystną dla świata pogodę spędzić część dnia wśród zmarłych? Z tego co
sobie przypominałem cała jej rodzina mieszkała daleko od miasta, a więc nie
miała przy sobie nikogo bliskiego kogo mogłaby tu pochować.
Chyba, że…
Skręciła do bramki i wcześniej puszczając dłoń
małej Ayi, mocno szarpnęła za zardzewiałą klamkę. Ta z małym utrudnieniem
ustąpiła wreszcie, wpuszczając dwie osoby na teren co najmniej — nieprzyjemny.
To tutaj znajduje się ojciec dziewczynki?
Wcześniej tylko raz byłem na
cmentarzu, a zdarzyło się to w dniu pogrzebu rodziców. Tego samego dnia
poznałem prawdę o ich interesach, dlatego kolejny raz nie musiałem się tu
pojawiać. Przez jedenaście lat leżeli tu sami, porzuceni przez najbliższą
rodzinę, odtrąceni przez własnych synów. Nawet najgorsi zbrodniarze nie
zasługiwali na podobne traktowanie… Tylko, że oni należeli do o wiele bardziej
zaawansowanej grupy przestępców. Do ludzi… Którym się nie wybacza.
Podążyłem za nimi, starając się
nie wywoływać niepotrzebnych dźwięków. Nikt nie musiał wiedzieć o mojej wizycie
tutaj, szczególnie, że nie miała osobistych pobudek. No… Może tylko ciekawość.
Ale nie sobą. Dziewczyną mieszającą w jego życiu z każdym dniem coraz bardziej.
Szła powoli, może nawet z każdą sekundą zwalniała coraz bardziej, co w efekcie
wywołało moje znaczne zbliżenie do tej dwójki. Wyczułem jej wahanie przed
dalsza wędrówką. Pewnie tak samo jak ja kilka minut wcześniej, przywoływała do
siebie dawne wspomnienia, napawające ją szczęściem, ale i smutkiem z powodu ich
przemijania.
Zatrzymałem się po raz pierwszy
rozglądając się wokoło. Mimo walki ze swoim sumieniem, próbowałem przypomnieć
sobie, w którym sektorze znajdują się moi rodzice. W jakim stanie po tylu
latach jest ich grób i czy kiedykolwiek ktoś na nim zawitał. Te myśli nie
dawały mi spokoju, a także wzbudzały kłopotliwe poczucie winy.
Dlaczego?
Może powodem było to, że pomimo
upływu miesięcy, a nawet i życia… Dwadzieścia osiem lat temu, jedenaście, a
nawet i za sto lat… Bez względu na wszystko — moje chcę i nie chcę, rozkazy
i prośby, zmianę nazwiska, czy nawet imienia… Już na zawsze, pozostaną moimi
rodzicami.
Dostrzegłem, że różowy punkcik
będący moim głównym obiektem obserwacji zatrzymał się nagle na środku ścieżki.
Nastała głucha cisza, którą wcześniej prócz szelestu liści przerywały także
kroki dwóch osób. Jak na złość nie widziałem w tamtym miejscu nikogo więcej, a
czułbym się dość dziwacznie uciekając w stronę jednego z drzew, aby się za nim
ukryć. Stałem więc i czekałem na cokolwiek. Było mi obojętne czy mnie zobaczy,
czy ruszy dalej uwalniając się spod widma przeszłości.
— Możesz iść z nami, Sasuke.
Pozwoliłem otworzyć sobie szerzej
oczy, gdy wypowiedziała to zdanie. Bez przerwy stała odwrócona do mnie tyłem,
więc szok jaki zawitał na mojej twarzy był póki co dla niej nieosiągalny.
Musiała dostrzec mnie już wcześniej, może wydarzyło się to nawet wtedy kiedy i
ja je zauważyłam. Od zawsze była wrażliwa na moją obecność, może tak samo jak
mnie i jej coś szepnęło do ucha aby na ten ułamek sekundy spojrzała w górę
posyłając obraz chodnika w zapomnienie. Kto wie, czy siły wiszące nad naszą
dwójką nie próbują spłatać nam niesfornego figla, aby jeszcze bardziej
uprzykrzyć nam życie. Tu wszystko było możliwe… To miasto niosło ze sobą same
nieszczęścia.
Zaraz… Czy tych samych słów nie użył Kiba?
Chciałem się uśmiechnąć, ale
wracając myślami do sytuacji w której się znalazłem, wcale nie było mi do
śmiechu. Mógłbym spokojnie odwrócić się na pięcie i wrócić do poprzedniej
rozrywki. Przebywanie w obecności Sakury równało się kolejnym nieprzyjemnościom
i krzywdzie. Może nie kierowanej w moją stronę, ale ta krzywda działa się w
środku, w moim sercu i w mojej duszy. Jeżeli chodziło o nią, to ja przybierałem
maskę krzywdzącego, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie przychodziło mi
zastanawiać się nad podobnym czynem.
Tym razem kierowała mną jednak
ciekawość jej pobytu w tym martwym miejscu. Wszędzie czuć było śmiercią i
woskiem. W powietrzu unosiła się aura samotności, lęku i ukrytej prawdy.
— Nie chciałem cię przestraszyć — wymamrotałem, wkładając ręce do kieszeni.
Odnalazłem tam paczkę papierosów i zapalniczkę, pobudziło to w moim organizmie
głód nikotynowy, o którym w dziwny sposób zapomniałem wcześniej. Mimo iż miałem
ku temu znaczące powody.
Wyobraziłem sobie, że na jej
twarzy pojawił się uśmiech. Nie mogłem się jednak o tym przekonać, bo bez słowa
ruszyła dalej nie puszczając dłoni Ayi ani na sekundę. Dziewczynka, tak samo
jak jej matka, nie spojrzała na mnie nawet raz, tylko patrzyła pod swoje nogi
cicho śpiewając jakąś nieznaną mi piosenkę.
Ruszyłem za nimi.
Nie dlatego, że poczułem taką
potrzebę, czy chciałem wywiązać się z niemej obietnicy jaką chwilę wcześniej
złożyłem Haruno. Najzwyczajniej w świecie chciałem dowiedzieć się kto taki
zaprząta myśli Sakury, że postanawia uczcić go białymi goździkami i komu w tak
chwalebny sposób śpiewa dziewczynka.
Nie udaliśmy się zbyt daleko, po
kilkudziesięciu sekundach kobieta skręciła w uliczkę po prawej stronie, a
następnie przeszła kilka kroków wyżej, aby przystanąć przed białą tablicą
usytuowaną na zielonej trawie. Poczułem przeszywający mnie strach przed
podejściem bliżej do moich towarzyszek. Dla Haruno te osoby wyraźnie coś
znaczyły, dała temu dowód przyklękając przed wypisanymi na nagrobku nazwiskami
i roniąc kilka swoich słonych łez. Aya stała tuż obok mamy, nie spuszczając z
niej swojego wzroku. Z pasją przyglądała się jej poczynaniom i mimo troski
wypisanej na jej gładkiej twarzyczce, nie pozwoliła swojemu ciałku poruszyć się
nawet o milimetr. Odniosłem wrażenie, że przyzwyczaiła się do podobnych scen ze
swoją matką w roli głównej. Ta postawa miała wagę swoistego rytuału — czci,
hołdu i powagi godnej zmarłego.
Westchnąłem głośno i przestałem
pokazywać się od strony dygoczącego ze strachu chłopca. Mężczyzna nie zachowuje
się w taki sposób w towarzystwie kobiet, czy nawet dzieci, ale jest właśnie
wsparciem, na które mogą one liczyć. Wysłałem więc do swojego mózgu komunikat,
aby ruszył do przodu leniwe nogi odmawiające mi wcześniej posłuszeństwa… Po
sekundzie jedna za drugą maszerowały chwilę, aby zatrzymać się na wprost od
pochowanych głęboko w ziemi nieznajomych trupów. Powstrzymałem się przed
bezpośrednim odczytaniem ułożonych ze złotych literek imion, wpierw moja ręka
spoczęła na ramieniu starej przyjaciółki, ocierając opuszkami palców łzy z jej
policzka. Przewidywalna do szpiku kości kobieta drgnęła pod moim dotykiem.
Dopiero wtedy przypomniałem sobie o naszej wspólnej nocy, o przytulonych nagich
ciałach do granic możliwości, bez wolnej przestrzeni pomiędzy, o jej krzykach,
niespokojnym wyrazie twarzy i o tym jak niezapomniane okazały się te chwile.
Wycofałem dłoń z powrotem do kieszeni,
równocześnie patrząc w dół i składając układankę w jedną, spójną całość.
Moje oczy automatycznie otworzyły
się szerzej, rozpoznając w odczytanych nazwiskach tak bardzo znane osoby.
Przeniosłem wzrok na różowowłosą uświadamiając sobie powód jej zachowania. Nic
dziwnego, że przeżywała to w tak dosadny sposób, a jej myśli nie wędrowały w
kierunku łóżka i mężczyzny, którego niegdyś kochała. Wyjaśnienie tego zjawiska
znajdowało się tuż przede mną — zarówno na białej tablicy, jak i głęboko pod
nią. Ukryte i widoczne, zrozumiałe i tak bardzo niewytłumaczalne, straszne i…
Przerażające.
— Nie miałem pojęcia — oznajmiłem zupełnie
szczerze, czując jak w moim gardle narasta gula blokująca nie tylko przepływ
powietrza, ale i dalsze słowa, których chciałem użyć w tamtej niezręcznej
chwili.
Pokiwała głową, ocierając wilgotne
policzki z pozostałości po starych łzach. Nowe o dziwo nie nadeszły,
najwyraźniej tak samo jak Sakura zachowujące odpowiedni podział ról w tym
częstym przedstawieniu, znały swoje miejsce.
Uniosła się z pozycji klęczącej,
równocześnie otrzepując kolana, na których nie znajdywało się nic
niepokojącego, czego trzeba byłoby się pozbyć. Może i ten element należał do
jej stałych czynności, a pominięcie go mogło sprawić, że po wizycie tutaj nie
mogłaby poczuć się choć na chwilę lepiej? Nie miałem pojęcia, lecz kiedy
odwróciła się w moją stronę, a na jej twarzy nie widniał ani pogodny uśmiech,
ani roześmiany wzrok, zrozumiałem, że musiałem zrobić coś niewłaściwego. Coś co
czyniło ją tego dnia jeszcze smutniejszą…
— Jeszcze o wielu rzeczach nie masz pojęcia —
wydusiła dumnie podnosząc głowę. Drżenie rąk, które wcześniej ją męczyło —
ustało, a strach zamienił się w gotowość do starcia ze mną, nie ważne za jaką
cenę i o co tak naprawdę. — I nie uwierzę ci kiedy powiesz, że ich śmierć choć
trochę cię interesuje. Są dla ciebie tak samo martwi jak rodzice, o których
zapomniałeś tuż po śmierci; jak ja, mimo tego, że prócz mnie na tym cholernym
świecie nie pozostał ci nikt więcej.
Chciałem przypomnieć jej o Itachim;
o moim bracie, bez którego nie przeżyłbym nawet jednego zakichanego dnia przez
te parszywe lata, ale po wizycie policjantów i kolejnych jego kłamstwach sam
nie wierzyłem w to dobre serce, którym mnie kusił. Miałem pewność, że ukrywa
przede mną o wiele gorsze tajemnice, niż te które zdradził mi kilka godzin
wcześniej, a moim celem było je odkryć.
— Nie zasługują na litość, którą im okazujesz —
szepnąłem niepewny swoich słów. Do tamtej chwili byłem przekonany, że
nienawidzę ich z całego serca, a każde życie, któremu nadali inną drogę
zasługuje na odkupienie w postaci mojej pogardy; aby choć częściowo poczuli ból
i cierpienie, które zadawali innym przez długie lata. Jednak kiedy stała przede
mną pogrążona w żałobie Sakura, a obok niej Aya — urocza istotka, dziedzicząca
urodę po mamie, sam nie wiedziałem co czuję. — Dla mnie przestali istnieć, ty
również powinnaś wziąć tę opcję pod uwagę.
— Twoja wdzięczność zwala z nóg — ironizowała.
— Po tylu latach troski, wychowania i okazywanej najgłębszej miłość, potrafisz
ich aż tak nienawidzić? — Wbijałem w nią pogardliwy wzrok, śmiejąc się z jej
niewiedzy na temat prawdziwego świata. Nagle uświadomiłem sobie, że moje
uczucia nie uległy zmianie, wciąż czułem ten sam wstręt na myśl o ich
postępkach, a głupiutka Haruno jak zwykle próbowała uratować cały świat. Świat,
który na to nie zasłużył. — Gdzie podziewa się mój Sasuke, który z czułością
zapierającą dech w piersiach mówił o swojej rodzicielce? Gdzie jego chęć
imponowania jej, dążenia do doskonałości? — Oczy dziewczyny na nowo zaszły
łzami, ślepo wpatrując się w moje. — Musi wrócić, aby uświadomić ci błędy jakie
popełniasz.
— Wiesz jeszcze mniej niż ja, Sakuro. —
Uśmiechnąłem się do niej szyderczo. — Twoja wiedza na temat cierpienia jest
śmieszna. Przykro mi, że straciłaś swoich rodziców, ale odwiedzanie ich na
cmentarzu nie wróci im życia. Oni już na zawsze pozostaną tak samo martwi jak w
dniu, w którym przyszła na nich odpowiednia pora.
Dostrzegłem przerażenie w oczach
małej Ayi. Nie powinienem mówić o jej dziadkach w taki sposób, ale sytuacja nie
pozwoliła mi na milczenie. Wina leżała po stronie Haruno, która prowokowała
mnie do dalszej dyskusji; dobrze wiedząc, że jej córka znajduje się obok i nie
powinna być świadkiem tej rozmowy.
— Pora nigdy nie jest odpowiednia — jęknęła
chicho poprzez łzy. — Szczególnie jeżeli decyduje o niej ktoś obcy — szepnęła,
jakby bała się, że ktoś może ją usłyszeć. Niewłaściwa osoba, mogąca zrobić jej
krzywdę; jej, albo dziecku.
Aluzja w tych słowach była
jednoznaczna — rodzice Sakury zostali zamordowani.
Kobieta chciała mi ją przekazać,
może w nadziei, że będę w stanie coś zaradzić? Ale gdzie mógłbym szukać
zabójców jej rodziców, którzy zginęli prawie dziesięć lat temu? Już dawno
mogłoby nie być ich na świecie, a ślady po przestępstwie którego dokonali —
dawno zniszczone.
— Po twoim odejściu byli moim jedynym
wsparciem, kiedy to się stało; gdy na świat przyszła Aya. — Szlochała
nieprzerwanie, z głową spuszczoną w dół, wzbudzając we mnie nieszczęsne
poczucie winy. — Nikt prócz nich mi nie wierzył, widzieli we mnie wariatkę
uciekającą przed ludźmi. — W rzeczywistości nie wiedziałem o co jej chodziło,
ale i tak okrutne wyrzuty sumienia targały moim sercem. — Potrzebowałam kogoś
kto mnie obroni; kto mnie przytuli, pocieszy i przede wszystkim nie pozwoli
więcej skrzywdzić.
Skrzywdzić?
— Wtedy
to się stało. — Spoważniała, nasilając swój ton i mrużąc swoje oczy. — Zjawiło
się u mnie dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i oświadczyło, że zostali
zamordowani; z zimną krwią ktoś kilkakrotnie wbił nóż w ich serca. — Przeniosła
na mnie swoje zielone tęczówki raniąc każdym następnych słowem. — Nie było cię
przy mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia, mimo iż ty nigdy nie
odczułeś mojego braku.
Porzuciłem wygląd twardego i
obojętnego mężczyzny. Obnażyłem się przed nią z wszelkich stworzonych warstw,
ukrywających moje wnętrze przed resztą świata. Ten jeden raz mogła zobaczyć
szargające mną uczucie; uczucie wstydu.
Nie chciałem ich tam zostawiać,
nie w tym parszywym miejscu pełnym trupów i wysuszonych kwiatów, ale Sakura nie
pozostawiła mi wyboru. Dłuższe przebywanie w jej towarzystwie sprawiało, że
łaknąłem stać się inną osobą; dawnym Sasuke, z którym spędzała każdą wolną
chwilę, śmiejąc się przy tym i bawiąc. Będąc blisko niej pragnąłem ją uszczęśliwiać,
wywoływać na tej ponurej twarzyczce uśmiech, byleby tylko więcej nie płakała,
byleby była szczęśliwa.
Tylko, że nie mogłem na nowo
odbudować dawnych relacji, czuć się swobodnie w takich okolicznościach, serce
rozbite na milion kawałków, już dawno stało się niemożliwą do wykonania zabawą
w jego odbudowę.
Dręczyła mnie jednakże konkretna
myśl.
Tego samego dnia dowiaduję się o
zamordowaniu swoich rodziców, ale i rodziców Sakury. Owszem, okoliczności
zabójstw i czas były różne, ale nie mogły pozostawać bez powiązania. Te dwie
sprawy łączyło coś bardzo ważnego i nie dawało mi to spokoju.
Długoletnia znajomość, a nawet
przyjaźń łącząca nasze rodziny miała ze sobą coś wspólnego.
Cholera.
Przyśpieszyłem kroku, niemalże
biegnąc do swojego domu, gdzie prawdopodobnie czekał na mnie klucz do
wszystkich zagadek kończącego się dnia — Itachi.
Mijałem kolejne domy, skrzynki na
listy i spacerujących ludzi, aż wreszcie dotarłem na miejsce. Zwolniłem
natychmiastowo, uspakajając oddech i wyrównując tętno. Mój głos musiał działać
jak należy w ostatecznym starciu z bratem. Tym razem nie miał innego wyboru,
jak tylko przekazać mi całą prawdę dotyczącą już nie tylko nas, ale także ludzi
nam bliskich.
Jak wiele jeszcze przede mną ukrywał? Kto oprócz nich nie żyje?
I kiedy nadejdzie koniec tych paskudnych dni?
Zamykając za sobą drzwi
usłyszałem dźwięki telewizora, co było informacją, że Itachi wygodnie rozsiadł
się na kanapie i w ten niedzielny wieczór odpoczywa. Ruszyłem w tamtym
kierunku, nie zważając na ściąganie butów i zbędnego ubrania. Musiałem wiedzieć
— to był jedyny cel.
Starszy Uchiha jakby spodziewając
się mojej wizyty, czekał spięty na fotelu mierząc mnie swoim wzrokiem od stóp
do głowy. Tak samo jak ja, chciał mieć to już za sobą i zrzucić z siebie ciężar
przeszłości. Nabrałem w płuca powietrze i wykrztusiłem z siebie dręczące
pytanie, obawiając się odpowiedzi.
— Dlaczego ich także chcieli się pozbyć?
— Nie mów mi, że jeszcze się nie domyśliłeś? —
Rozluźnił się nagle wywołując na mojej twarzy obraz zdziwionego chłopca.
To była właśnie główna zaleta
Itachiego. Zawsze znajdował się krok dalej od reszty.
~~~
Od autorki: Uff. Udało mi się zdążyć przed wyjazdem. Dziś samolot do Szkocji. Myślałam wcześniej, że będę miała tam dużo wolnego czasu na pisanie i leniuchowanie, ale na samym początku pobytu może być ciężko. Miałam jednak w tym tygodniu dużo, dużo motywacji! :) Zapewne znacie cudowną Panią Sasame Ka, z którą przyszło mi się spotkać w czwartek. Jeżeli ktoś kiedyś pomyślał,że jest miła i sympatyczna, to jak najbardziej miał rację! :> Do tego porozmawiasz z Nią naprawdę o wszystkim. Od szkoły/studiów, jedzenia/napojów, polityki/muzyki/imprez po samiutką pogodę. ^^
Co do rozdziału to niby jest sprawdzony, ale zapewne zdarzy się kilka błędów — za co przepraszam... A tak ogólnie, to już troszeczkę mniej spokojnie.
A co do szablonu, to czekam na wspaniałą Panią Mayako, która na pewno wkłada w niego całe swoje serce i nie tylko w niego, ale i w całą resztę. ;) Kiedy tylko pojawi się w moich rękach, nie zawaham się nawet przez minutkę. ;)
Ważąc na to, że wczoraj większość zakończyła swój rok szkolny, niektórzy już wcześniej, a inni jeszcze zmagają się z ostatnimi egzaminami — życzę wszystkim udanych wakacji! Przede wszystkim zdrowych i szalonych.
Dziękuję za wspaniałe komentarze, ciepłe słowa i wszystko co dobre kierowane w moją stronę. Wsparcie na zaawansowanym poziomie! :>
Pozdrawiam cieplutko i do następnego!
Anja, co Ty studiujesz? Od poczatku tej historii... Od pierwszego rozdziału... Nie! Prologu! Tak, tak, tak. (2:30, wybacz, padam na pysk. Pomin bledy i brak polskich znakow, bo znowu wjezdzam z telefonu xD) No, od kiedy zaczelam czytac nie moge pozbyc sie wrazenia, ze interesujesz sie filozofia. Masz tak glebokie, bogate w niesamowicie ciekawe slownictwo, opisy, ze glowka mala! Czlowiek sie tak wciaga w kazdy rozdzial, ze na koniec musi odeczkac chwile mocnej konsternacji i kilka razy przemyslec to co przeczytal. Masz niesamowity talent i strasznie Ci go zazdroszcze. :)
OdpowiedzUsuńAle przechodzac do wlasciwych tresci; ooo cholera! Spodziewalam sie, ze jeszcze sie troche namiesza, bo mimo wszystko bracia Uchiha maja ciezka przeszlosc, ale powiazanie obu morderstw wydaje sie sensowne. Jestem tak ciekawa tych wszystkich tajemnic, ze na miejscu Sasuke kogos na pewno juz bym rozszarpala. Ooo i moj Kakashi. <3 Gdy tylko zobaczylam, ze przy nowym rozdziale widnieje grafika z Hatake to najaralam sie jeszcze bardziej, ale czytanie zostawilam sobie na pozniej - trzeba bylo skonczyc nieszczesne szablony. Dobra, bo znowu odbiegam. XD Jestem wdzieczna za usytuowanie Kakashiego w roli silnego mezczyzny, a nie jakiegos dziada. No co poradze, uwielbiam go. I facetow w mundurach rowniez. :D
No i gdzie zginal ten Naruto, co? On jest tak cholernie podejrzany... Az przeszlo mi przez glowe, ze to on jako dziecko geniusz, pomordowal tych wszystkich ludzi, a teraz gra takiego glupka.
Oj Anja, Anja. Pisz szybko te osemeczke, bo jaram sie opornie i chce sie dowiedziec, co i jak! Szablon czeka na poczcie, a ja czekam na wiesci dotyczace przeszlosci Sasuke. :D
Pozdrawiam goraco i zycze niekonczacej sie weny! :3
Mówisz o zazdrości, podczas gdy ja nie mogę doczekać się każdego Twojego kolejnego słowa. Twój talent zapiera dech w piersiach i to w taki sposób, że uzaleznia na zawsze. :)
UsuńPrzyznaję się bez bicia, że powielam Twoje studia. I choc wybrałam specjalizację mało dla mnie znaczącą, mimo iż daje ogrom radości, przede wszystkim uwielbiam zagłębiać się w dziełach Nietzschego, Manna, czy Bergsona. :) Może to dlatego wiążesz moje myśli z filozofią... ale nie jestem jakoś niebywale uzdolniona, abym mogła korzystać z ich wiedzy. :)
Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale mój dostęp i czas poświęcony internetom równa się praktycznie zeru. Nie oznacza to jednak, że nie śledzę Cię niemal każdego dnia.
Dziękuję za tak miłe słowa. To wiele dla mnie znaczy. I za szablon. <3 Jest cudowny!!!
Pozdrawiam. ;*
Cześć, Anju.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za nieskomentowanie poprzedniego rozdziału. Przeczytałam oczywiście, ale nie miałam czasu naskrobać chociaż krótkiego komentarza.
Rozdział to całkowita gra na uczuciach. Nawet teraz, po upływie jakiegoś tam czasu, nie umiem zebrać myśli. Sasuke: niby oschły, niby na niczym mu nie zależy, a jednak taki uczuciowy. I Sakura... taka krucha.
Wiedziałam, że coś jest nie tak z tą ciążą, samotną Sakurą! I z ich rodzicami.
W dalszym ciągu wiem za mało. Chcę więcej...
Życzę Ci weny (jak najwięcej), pozdrawiam i błagam o wybaczenie za taki komentarz. Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że ich pisanie to nie mój fach. ;P
Krótko, zwięźle, nie na temat. Ze mną coraz gorzej.
Mimo iż krótko, zawsze mile mi usłyszec od Ciebie coś miłego. Szczególnie, że zawsze jestes taka szczera i pewna tego co piszesz. :)
UsuńDziękuję, obiecuję, że teraz nie będe już tak strasznie zanudzać, lecz w końcu pokarzę coś wciągającego. :>
Pozdrawiam. ;*
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńW końcu wróciłam do życia, jak miło. :3
Jeb, w końcu zaczęło się więcej dziać.
Sasuke to dupek, chociaż wiedziałam, że zmyje się po nocy z Sakurą... Taki typ człowieka.
Widać Itachi skrywa więcej tajemnic niż się wydawało...Nie spodziewałam się kompletnie, że rodzice Uchihów zostali zamordowani. I rodzice Sakury... pewnie też handlowali ludzkimi organami, chociaż... kto wie, czy Itachi znowu nie kłamie. W końcu mógł sobie urządzić z tego niezłą bajeczkę, jako przykrywka na zupełnie coś innego. Ale tutaj już nie będę spekulować.
Szkoda mi Sakury w całym tym zgiełku. To ona cierpi najbardziej, facet sobie jeszcze jako tako poradzi(Sasuke) i w dodatku ma brata, natomiast ona... Została sama i jeszcze w dodatku samotnie wychowuje córkę. No masakra.
Ja już Ci nie będę słodzić, bo i tak wiesz, że uwielbiam twój styl. :3
Również miło wspominam nasze spotkanie i liczę na kolejne. A Ty tam wypoczywaj (i haruj XD hajs się zawsze przyda :D) w tej Szkocji! I oby pogoda dopisała. ;)
Trzymaj się! <3
PS. Oesu, jaki ten szablon jest wyjebany! Pozazdrościć <3333 Można na niego patrzeć i patrzeć <3
8 - (40%)
OdpowiedzUsuń29.10.2015
<3333
PRZYNAJMNIEJ WIEM, ŻE ŻYJESZ I PISZESZ.
CHOLERO, NAWET NIE WIESZ JAK TĘSKNIŁAM, NO.
SASAME! <3
UsuńUmarłam na jakies trzy miesiące.
Nie myśl, że Cię nie obserwuję! Poczekaj jak dam Ci popalić, jak się za chwilę coś nie pokaże na SZARYCH.!
Myślałam, że się na mnie obraziłaś czy coś. XDDD
UsuńCzy ktoś tu coś mówił o Szarych, czy się przewidziałam? XDD
(Jestem leniem bez weny, więc nooo :c).