Tak, jestem pijany, bo na trzeźwo się
pomyliłem. Upiłem się, żeby zerwać z moją pomyłką (...) Upiłem się z
trzeźwości. Mądrze się upiłem.
— Sławomir Mrożek
— Sławomir Mrożek
I w taki oto sposób przeszłość na
nowo stała się moją rzeczywistością, nieodłącznym elementem codzienności, którą
dławiłem się, plułem, ale wdychałem ją bez przerwy, aby przeżyć – by przetrwać
te kolejne sekundy. Sam stałem się dla siebie więzieniem – możliwe, że nie
byłem to ja, a moja niezaspokojona żądza pragnienia – pragnienia wszystkiego
co powinno do mnie należeć, co powinno od zawsze być moje, a stało się tym
dopiero teraz. Chciałem. Musiałem chcieć obudzić się obok niej tego ranka,
skoro nie odszedłem tuż po zaspokojeniu swoich żądzy tej dziwacznej nocy.
Musiałem czegoś oczekiwać, skoro nie pozostawiłem jej tam na kolejnych kilka
godzin w pustym pokoju, pozbawioną wszelkiej dumy i godności.
Tylko co chciałem otrzymać w
zamian?
Kolejną klatkę, w której
zatrzymam się na dłużej, w której postanowię oddać część siebie, byleby tylko
pozbyć się tego nieznośnego uczucia pustki? Nie kochałem jej. Ta myśl nawet
przez chwilę nie przebrnęła między fundamentami mojej świadomości, a mimo to
czułem, że mogę zaznać tuż obok niej życia, jakiego nikt mi nie zaoferował.
Musiałem przyznać się przed samym
sobą, do słabości jaką była Haruno. Choćbym starał się ze wszystkich sił, nie
potrafiłem tak po prostu wyrzucić jej ze swojej pamięci – jej dotyku,
pocałunków, zielonych, obezwładniających, upajających… Sasuke!
— Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytałem,
spoglądając w jej przymrużone oczy, jednak wciąż bijąc się z marnym sumieniem,
które tym razem obawiało się odejść.
Nie odpowiedziała od razu, tylko
dalej świdrowała mnie tym swoim hipnotyzującym spojrzeniem, jakby przemawiając
przez nie, że oczekuje czegoś więcej, czegoś co nie kończy się tylko na
zaspokojeniu swoich potrzeb, ale ma o wiele głębsze podłoże, stabilniejsze,
rzeczywiste.
— Nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwy –
wyszeptała, ujmując moją dłoń i delikatnie ją całując.
Byłem pewien, że oszaleję.
Podczas gdy ja zastanawiałem się w jaki sposób przekazać jej wszystkie fakty,
do których udało mi się dojść jeszcze przed sekundą, ona sprawiała, że nawet
najtwardsze serce roztapiało się na dźwięk jej głosu. Osnuty magią jej oddechu
nie marzyłem aby zapomnieć o wszystkim co nas łączyło, ale wręcz przeciwnie –
aby przeżyć to jeszcze raz, odnowić te zjawiskowe uczucia do których mnie
doprowadzała i pławić się w nich, zagłębiać.
Zrozumiałem, że tej nocy minąłem
się z tamtą przeszłością, z tymi wspomnieniami, które wciąż niszczyły mnie od
środka. Dałem upust niedoszłym emocjom, pozwalając im na odrobinę euforii.
Możliwe, że przegrałem, że w tamtym momencie całkowicie spisałem się na straty,
ale to dokładnie dlatego, że nie mogłem przyjąć do świadomości, że są rzeczy
ważniejsze od teraźniejszości – od mojego tu
i teraz. Zawiodłem swoją wiedzę, i
nie jestem pewien czy jeszcze cokolwiek mi zostało prócz wszelkich porażek i
sukcesów. Tylko dlaczego sam nie potrafiłem się do tego przekonać, dlaczego w
kółko to analizowałem? Świeżo uzależniałem się od coraz to nowszych rzeczy,
wyłącznie po to by wymazać z pamięci rzeczy istotne, mające jakąkolwiek
wartość? Byłem coraz pewniejszy mojej słabej pozycji, kontrola nie należała do
mnie, zupełnie jak walka i nadzieja. Wszystko to zwróciłem już dawno, aby w
obliczu spłacenia długo, choć o jedną rzecz być do przodu. Jedyne co pozostało,
to te mylne wspomnienia, które w ostatecznej rozgrywce okazały się być zbędne
sercu.
Sercu, które musiało umrzeć, bym
ja mógł żyć. Bym nie zwariował zupełnie.
— Nie możemy tak dłużej, Sakuro – rzuciłem,
nie odrywając wzroku od jej tęczówek, które w żaden sposób nie zareagowały. Swobodnie
poruszająca się w górę i w dół powieka nawet nie drgnęła z wrażenia, a jej ręce
trzymające moją dłoń ani trochę nie przypominały tych lepkich i drżących.
Czyżby spodziewała się tej rozmowy? Tego niechybnego końca, jaki w tamtym
momencie nastał?
— Czyli jak, Sasuke?
To był zamach na moją
inteligencję, moje męstwo, mój charakter.
Dlaczego?
Ponieważ sam nie wiedziałem co
mam na myśli mamrocząc kilka chwil wcześniej te słowa.
Owszem, chciałem zerwać z
przeszłością, która nieustannie wracała do mnie jak bumerang. Nie poszukiwać
ratunku w drugiej osobie, szczególnie jeżeli miała być nią Haruno. I aby
przypomnieć sobie dlaczego jestem tym okrutnym Sasuke, który odrzuca wszelkie
uczucia ze strony swej wiernej przyjaciółki.
— To nigdy nie byłaś ty – zacząłem spokojnie,
aby mogła przetrawić pojedynczo każde ze słów. – Nie jesteś tą, na którą
czekałem, której wtedy potrzebowałem, a której przestałem już wypatrywać. –
Kłamałem, ale uznałem to za jedyne wyjście z tej katastroficznej opresji. Jedyne
słuszne posunięcie w całej mojej ludzkiej egzystencji, kiedy to po raz pierwszy
w pełni nie liczyłem się ja, a ta druga osoba.
Nie chciałem czekać na jej
reakcję, a może i sam jej brak, czego z każdą sekundą spodziewałem się
bardziej.
Kochała mnie.
Powiedziała, że kochała mnie jak
wariatka.
A wtedy leżała, nieprzejęta swoją
nagością i najwidoczniej oczekiwała mojego wyjścia. Jakby była pewna, że wrócę.
Że ten ostatni raz wcale nie oznacza końca, a jedynie początek czegoś nowego.
Czegoś co jeszcze mocniej powiąże mnie z różowowłosą, a przed czym za każdym
razem będzie trudniej mi uciec.
W pośpiechu ubierałem wszystkie
części garderoby starannie omijając jej spojrzenie i niezwykle pociągające
ciało jakim kusiła mnie przy każdym ruchu. Wodząc za mną wzrokiem, specjalnie
odsuwała z poszczególnych części aksamitną pościel dając mi więcej. Dając mi
wszystko co miała do zaoferowania. Tylko po to abym wiedział, że to ona jest
moją przystanią.
Jednakże Haruno utożsamiałem z
klatką. Osobistymi więzami jakie ograniczają mnie, a nie pchają ku wolności.
Nie chciałem kolejnej klatki.
Nie potrzebowałem następnego więzienia.
— Wybacz mi, Sasuke – wyszeptała w momencie,
kiedy moja dłoń spoczęła na klamce drzwi sypialni. — Wybacz, że nie potrafiłam
być tą — przerwała, cicho pociągając na nosie. Płacz był jej niezawodnym
sposobem na moje sumienie. Sumienie, o którym musiałem zapomnieć. Dokładnie w
tamtym mieszkaniu, w tamtej chwili, aby nie dać się pokonać na dobre. — Tą,
której przestałeś poszukiwać.
Chciałem zostać rzucony na
pożarcie lwom.
Który to już raz przez tę
irytująca osóbkę? Nie pamiętałem.
— Zapomnij o mnie – mówiłem, nie spuszczając
swojego wzroku z metalowej klamki, na której wyryto wiele historii jej życia. —
Zapomnij o mnie, Sakuro – ciągnąłem tę wypowiedź, aby odwlec nieuniknione. —
Tylko w ten sposób twoje życie wróci do normalności.
Westchnęła tak głośno, że jej
oddech spokojnym truchtem dobiegł i do mojej skóry na karku.
— To ty jesteś moją normalnością, Sasuke.
Podejrzewałem, że ta rozmowa
nigdy nie odnalazłaby końca. Tak jak to przewidywałem, moje odejście różniło
się od tych poprzednich, w których brak było wspomnień i uczuć. Zapodziałem
moją obojętność, mój wszelako rozpoznawalny brak empatii i sumienia. Dlatego
też nie mogłem pozwolić, aby wyglądało tak samo, aby zapamiętała mnie dokładnie
w taki sposób. Jako zdystansowanego dupka idiotę.
Odwróciłem się ten ostatni raz.
Nie dla niej. Dla siebie. Dla swoich oczu, ukrytych pożądań i zachwianej
hierarchii wartości.
Ostatni raz – jak mi się wydawało
– składałem na jej ustach krótki pocałunek, uczciwie zamykając przy tym oczy.
Miałem nadzieję, że w ten sposób zapamiętam to wyraźniej, zachowam na dłużej i
nie zniszczę tak jak pozostałej części pamięci.
— Żegnaj, przyjaciółko.
Dni, pełne namacalnej nudy,
mijają o wiele wolniej niż te wypełnione ruchem i zamiarami. Myślenie
zatrzymuje czas, wspomnienia przesuwają wskazówki, a serce gnijące od środka
pragnie jedynie zemsty. Czy to normalne? Przyznaję, że pierwszych kilka
poniedziałków przetrwałem jedynie na wypalaniu papierosów i dopijaniu zimnej
kawy. Pogoda robiła się na tyle sprzyjająca dla sąsiadów i innych mieszkańców
miasteczka, że ukrywając się przed nimi całkowicie zapominałem o wcześniejszych
czynnościach. Itachiego nie było w ogóle w domu. Bez przerwy ukrywał się za
swoimi spotkaniami z nieznajomymi dla mnie ludźmi, czy też stertą papierów na
biurku i masą roboty. Nie miałem ochoty na kłótnię, więc i takowych nie
wszczynałem. Czułem się jednak niezwykle samotny, w tym wielkim domu, wśród
zakurzonych i nieodmalowanych ścian. Czułem się pusty w swoim życiu, do którego
ruiny doprowadziłem – wpierw odnawiając swoje relacje, zagłębiając się w nich,
aż wreszcie kończąc, byleby tylko znaleźć się jak najdalej od problemów. Tylko
co tak naprawdę stanowiło owe problemy, do których nie dopuszczałem samego
siebie? Gdzie tkwił błąd moich rozważań nad stanowczym tak, i mocniejszym od niego nie?
Czy istniało coś pośredniego, co zarówno sprawiłoby, że te dni skończyłyby się
na wieki, ale i spokój mój z lat dawnych powróciłby i zapomniałbym?
Nie miałem pojęcia.
Jednakże odnalazłem antidotum na
te godziny pustki, te upływające doby pełne marnotrawstwa i hańby. Postanowiłem
wziąć w końcu sprawy w swoje ręce i odnaleźć sprawcę całego zamieszania z
przeszłości. Tego samego, który doprowadził do zabójstwa moich okrutnych
rodziców, do przemocy wymierzonej w stronę Haruno, kończąc na morderstwie jej
rodziców. Wszystkie te sprawy wiązały się ze sobą w tak widoczny sposób, że nie
można było pominąć ich spójności. Trzy różne akty zbrodni dokonane przez
jednego człowieka. Człowieka, którego miałem nadzieję, że nie zabrały ze sobą
żadne duchy nieczyste.
Zemsta należała do mnie.
Mój nowy cel. Sens.
Przeznaczenie.
I tak oto pierwszym tropem, od
którego postanowiłem rozpocząć stał się gabinet Itachiego. Wertowałem w nim
kilka dobrych godzin póki brat nie wrócił, ale i tak nie udało mi się znaleźć
nic podejrzanego. Wszędzie rozwalone były jedynie kartki z obliczeniami,
rachunkami i fakturami, do których nawet nie chciało mi się zaglądać. Nawet
jeżeli coś przede mną ukrywał, robił to w tak cholernie genialny sposób, że
przechytrzył mnie na całej linii. Zwróciłem więc swoje myśli w stronę czegoś
mniej przyziemnego, czegoś co stało się niewidzialne, niewidoczne i przede
wszystkim nieżywe.
— To był popieprzony pomysł, Sasuke –
wyszeptałem do siebie stawiając przed sobą kolejne kroki, tym samym
minimalizując odległość pomiędzy mną, a swoim celem. — Bardzo popieprzony.
Wokoło panowała cisza, którą mój
głos przebijał niczym żywa tarczę. Odczuwałem niepokój, przebywając wśród tak
ogromnej ilości nagrobków z nazwiskami nieznanymi mi zupełnie. Drzewa chcąc
doprowadzić mnie do większego obłędu ucichły, nakazując tego samego wszelkiemu
ptactwu i innym podobnym w dźwiękach stworzeniom. Nikt nie miał dla mnie serca,
nawet te niemyślące organizmy, które stanowiły obecną tu naturę.
Naturę, która żyła i nie żyła
zarazem. Okropne.
Dla zabicia myśli począłem liczyć
kroki, nie podnosząc swojej głowy zbyt wysoko, aż do momentu dotarcia do
znajomego skrzyżowania. Z tamtego miejsca szybko dotarłem do kresu swojej
wędrówki i jak nakazywała tego kultura uklęknąłem na jedno kolano, oddającym
tym samym hołd zmarłym rodzicom Haruno. Po raz drugi dane było mi czytać ich
nazwiska na marmurowym nagrobku, które z perspektywy tego miejsca wydawały mi
się całkowicie nie na miejscu. Jakby nigdy nie należeli do tego kręgu, a ich
obecność tam nie miała żadnej racji bytu. W tamtej chwili powinni być zupełnie
gdzie indziej, zabawiając małą Ayę i ucząc jej kolejnych trudnych zasad
matematycznych, czy też innych potrzebnych jej umiejętności.
Jednakże oni znajdowali się tuż
pod moimi stopami, bliżej czy dalej umieszczeni głęboko pod tą murawą,
odpoczywając od tej pozbawiającej człowieczeństwa teraźniejszości.
— Dlaczego was tutaj nie ma, hm? — zadałem
pytanie bardziej w przestworza, jakby w niewyjaśniony sposób mogli odpowiedzieć
mi podmuchem wiatru, czy kroplami niespodziewanego deszczu.
Sam nie wiedziałem dlaczego
postąpiłem w ten sposób, szukając na tym pustkowiu odpowiedzi na nurtujące mnie
od wielu dni pytania. Wokoło nie było ani jednej żywej duszy, która w
jakikolwiek sposób mogłaby naprowadzić mnie na odpowiedni tor. Jedynymi
przyjaciółmi były te wysuszone kwiaty i dopalające się znicze.
— On musi za to zapłacić.
— O kim mówisz?
Odwróciłem się jak poparzony w
stronę znikąd przybyłego towarzysza. Od początku wiedziałem, że głos należał do
kobiety, w dodatku kobiety, którą dane było mi słyszeć w przeszłości. Mimo to
zdumienie wystąpiło na mojej twarzy, kiedy odkryłem do kogo należy.
— Pani policjant – zacząłem kusząco, jakby
wstąpił we mnie jakiś potwór — taka miła odmiana, w tak niemiłym miejscu.
Oboje znajdowaliśmy się na
cmentarzu, miejscu pełnym zmarłych ludzi, ale ja jak zwykle postawiłem na
zwykły flirt, ani trochę nie dostosowując się do sytuacji.
— Nie odpowiedziałeś.
Nie odpowiedziałem, bo jej
pytanie umknęło mi od razu, kiedy to zdałem sobie sprawę, że jej figura
prezentuje się najlepiej ze wszystkich spotkanych w tym miasteczku kobiet. Z
pewnością posiadała atuty, których im brakowało, a dodatkowo uroczo ukrywała je
pod warstwą ubrań. Dzień był wystarczająco upalny, aby mogła się ich
bezceremonialnie pozbyć. Gdyby nie fakt, że jeszcze niedawno odwiedzała mnie w
moim domu w podobnym, zakrywającym całe ciało mundurze służbowym, od razu
zaproponowałbym jej moje usługi.
— Kto ma zapłacić, Sasuke? – podniosła głos,
nie doczekując się z mojej strony żadnej reakcji, prócz świdrowania jej ciała
wzrokiem.
Nie mogłem się powstrzymać. Ten
ruch był silniejszy ode mnie, a same myśli działały jeszcze mocniej na przekór
odpowiedniej postawy i zachowania. Przypomniałem sobie jak Naruto wspominał o
odwiedzinach u niej i zrozumiałem dlaczego w tak szybkim tempie opuścił dom
Sakury. Ja sam nie przepuściłbym podobnej okazji, gdyby takowa się nadarzyła.
— Bredziłem – odpowiedziałem normalniejszym
tonem, doprowadzając swoje myśli do porządku.
— Bredziłeś? – Zmrużyła oczy, nie tracąc
jednak czujności.
— Mówiłem sam do siebie.
— Mówiłeś, że ktoś musi zapłacić. Kto i za co?
— Kobiety zawsze są takie ciekawe?
Nie zareagowała na moją zaczepkę,
ale i rozluźniła swoje mięśnie najwyraźniej zdając sobie sprawę, że nie
stanowię żadnego zagrożenia. Skierowała swój wzrok na miejsce, które wcześniej
stanowiło mój obiekt zainteresowania i dopiero wtedy dostrzegłem, że w rękach
trzyma kilka świeżo zerwanych kwiatów. Minęła mnie w mgnieniu oka i przyklękła
nad grobem rodziców różowowłosej. Nie wiem jak to się stało, że wszystkie te
pojedyncze osoby, które w tamtym czasie stanowiły elementy życia Sakury,
wyparowały z moich wspomnień. Sam Naruto, który wiele lat spędził obok mnie w
szkolnej ławce, przypomniał mi się po wielu trudnościach. Shikamaru, Kiba,
Hinata… Każda z tych postaci była mi tak samo obca, jak znajomość nazw ulic tej
mieściny.
Przypatrywałem się jej
poczynaniom – układaniu roślin przy nagrobku – i za wszelką cenę starałem się
przypomnieć choćby sekundę z przeszłości, w której białooka Hinata przelatuje
przez korytarz do swojej klasy. Do naszej wspólnej klasy. Lecz taki moment nie
istniał w mojej podświadomości, co odpowiadało mojemu braku zainteresowania
dziewczynami w młodości. Czyżby więc dopiero po moim wyjeździe Sakura odnalazła
w nich bratnie dusze, na które mogła liczyć wtedy, kiedy mnie nie mogło być obok?
Pojawiło się tyle pytań od kiedy
tam wróciłem, że brak odpowiedzi na nie doprowadzał mnie do białej gorączki.
Chciałem poznać wszystkie odpowiedzi, sekrety ich łączące i wiedzieć, czy była
szczęśliwa.
Czy dali jej to szczęście,
którego ja nie potrafiłem.
Nie miałem jednak odwagi pytać,
nie miałem prawa tego wiedzieć. Ani wtedy, ani w dalekiej przeszłości, do
której również nie powinienem był wracać. Od wielu dni starałem się pozbyć tego
ciężaru jakim były wspomnienia. Zerwać z więzami nieprzyjemnych wspomnień i
wrócić do tych chwil, w których wyłączałem emocje i żyłem najłatwiej jak tylko
potrafiłem. Zagłębianie się w myśli
dodatkowych ludzi pozbawiłoby mnie na nowo tej szansy, a przetrwałem już wtedy
wiele godzin. Odwróciłem się więc na pięcie i z zamiarem odejście ruszyłem w
drogę powrotną.
— Nie musisz odchodzić z mojego powodu –
Hinata powiedziała półszeptem, nie naruszając tym niezapisanych zasad tamtego
miejsca. – Nie przeszkadzasz mi – wyprzedziła moją ripostę, tym samym
pozbawiając mnie klarownej wymówki.
— I tak miałem już iść – zacząłem
zdenerwowany, przeczesując równocześnie włosy i szukając w głowie odpowiedniego
pretekstu do ucieczki – palenie w takim miejscu nie przystoi dżentelmenowi.
Odpowiedni człowiek, na
odpowiednim stanowisku.
— Nie odwiedzisz rodziców?
Rodziców?
Szereg przedziwnych uczuć
obezwładnił moje ciało. Ostatnim razem, kiedy w niewyjaśniony wciąż dla mnie
sposób znalazłem się na cmentarzu od razu pomyślałem o swoich krewnych, którzy
po tamten dzień nie uzyskali mojego wybaczenia. Jednakże kiedy zjawiłem się tam
drugi raz, nawet nie zalęgli się w mojej głowie.
— Nie mam tego w zwyczaju. – Nagle ulotniły
się ze mnie wszelkie przyjemne uczucia, a zastąpiła je obojętność i oziębłość,
która była nieodłącznym elementem tych dwóch postaci.
Dziewczyna zauważyła to od razu,
gdyż na nowo przyjęła obronną postawę – prostując się i spinając wszystkie
mięśnie. Miała prawo do obaw, kiedy stał przed nią o wiele wyższy mężczyzna,
nie grzeszący siłą. Odnosiłem nawet wrażenie, że doskonale zdawała sobie sprawę
z tego, że to ona doprowadziła mnie do podobnego stanu. Jako policjantka
analizowała swoje słowa w głowie, co można było wyczytać z jej wyrazu twarzy.
Domyślała się czegoś, a ja nie mogłem pozwolić aby poznała prawdę.
Prawdę, o której nawet ja
wiedziałem coraz mniej.
Powróciłem do wcześniejszego
zamiaru odejścia, aby znaleźć się jak najdalej od niewygodnych pytań i
zmyślonych odpowiedzi. Przez ostatni czas zbyt wiele razy musiałem kłamać, a
nawet i takie czynności potrafią na dobre wykończyć psychikę człowieka.
— Mogę ci towarzyszyć – oznajmiła, nie
rezygnując z konwersacji.
Oznajmiła, czy zapytała?
Chciała wyjść stamtąd razem ze
mną, czy wspierać w wpatrywaniu się w imiona moich opiekunów? Sam nie
wiedziałem, która możliwość jest odpowiedniejsza. Nad grobem nie poruszałaby
żadnej rozmowy, a w drodze ku wolności nie przestawałaby pytać.
Kim jesteś, Hinato?
— Czego chcesz? – zapytałem wprost, tracąc
cierpliwość nad swoimi podejrzeniami i domysłami opartymi jedynie na własnych
myślach.
Byłem niemal pewien, że zrazi się
na dźwięk tych słów i jak gdyby nic zapomni o mojej obecności. Ona jednak – tak
jak i słodka Haruno – zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Najzwyczajniej w
świecie, jakby nigdy nie miało być do tego lepszej okazji; uśmiechnęła się do
mnie i spokojnym krokiem zbliżała w stronę miejsca, w którym stałem.
Kobiety nie były normalne. Nigdy
nie będą normalne i nigdy nikomu nie uda się ich rozgryźć.
— Nie uciekaj przed kimś, kto wyciąga do
ciebie swoją rękę. – Stanęła kilka centymetrów od mojej twarzy, o wiele
pewniejsza niż kilka minut wcześniej i uważnie lustrowała moją reakcję.
Nie miałem pojęcia co począć i
jakich słów użyć, aby były tymi odpowiednimi.
— Ostatnio robi to zbyt wiele osób – dlaczego to powiedziałem? – i żadna z
nich nie wychodzi na tym najlepiej – jestem
kretynem.
— Przyzwyczaiłam się do rozczarowań.
— Od początku wiedziałem, że Uzumaki to
skończony kretyn – wymamrotałem przed połknięciem kolejnej dawki alkoholu.
Oboje siedzieliśmy w tym samym
barze, do którego z chęcią wracałem tygodnie temu, a w którym nie odnajdywałem
niczego co sprawiałoby mi choćby cień nadziei. Nadziei, że nie wszystko jest
jeszcze stracone, że istnieje szansa na moją osobistą normalność. Pomimo każdej
z przeżytych tam przygód, nie spodziewałem się nagłego olśnienia i zesłanego
przez tajemnicze moce rozwiązania moich problemów.
— Miłość jest po prostu ślepa, Uchiha –
odpowiedziała powielając moją czynność.
Od przekroczenia przez nas progu
tej speluny minęło sporo czasu, a ja zdążyłem po kilku głębszych, poznać
sekrety serca młodziutkiej Hyugi. Zakochana po uszy od dzieciństwa w
głupkowatym blondynie, uparcie żywiła się myślą, że jej życie kiedyś się
odmieni, a ten idiota spojrzy na nią inaczej niż tylko na przyjaciółkę.
Czy tak wiele lat doświadczenia,
nie sprawia, że ludzie stają się mądrzejsi?
— Nie ma czegoś takiego jak miłość – zacząłem
pewny siebie, bacznie przyglądając się jej ruchom dłoni — to pożądanie nakręca
nas w stronę tego wyimaginowanego zachowania, które nazywamy szczerym uczuciem,
Hinatko – moja pieszczotliwa uwaga zwróciła jej uwagę.
Zmrużyła oczy, nie bardzo wiedząc
co odpowiedzieć i nie patrząc nawet na kelnera zamówiła kolejną kolejkę. Nie
miałem nic przeciwko takiemu wieczorowi i spędzeniu czasu z niezwykle
atrakcyjną kobietą, którą ktoś najwyraźniej musiał pocieszyć.
Nachodziła mnie niewyobrażalna
ochota, aby zaproponować jej coś więcej. Coś co może i uwolniłoby ją z więzów
tego chorego uczucia, którym darzyła Uzumakiego i nadało jej życiu świeży
powiew doznań.
— Mówisz tak, jakbyś nigdy nie kochał.
— Bo nigdy nie kochałem.
— Chrzanisz.
Zaśmiałem się. Odurzony kolejnymi
dawkami procentów, zyskałem naprawdę dobry humor, którego chyba już nikt nie
mógł zniszczyć. Cała jej historia uwodzenia Naruto i jego brak zainteresowania
wobec niej może i wywołał cień współczucia, ale mimo wszystko bardziej bawił
niż pogrążał w smutku. Nasze życie trwa tylko kilkadziesiąt lat, lat, które
mijają nieubłaganie i już nic nie pozwoli nam ich odzyskać. Poświęcamy
najcenniejszą rzecz na świecie na rozmyślaniu o podobnych sprawach, nie
zwracając uwagi, że te sekundy można byłoby przeznaczyć na coś
pożyteczniejszego i przede wszystkim na coś czego nie wspominalibyśmy z podobną
agonią.
— Miłość nie jest czymś co odkrywamy od razu.
– Wpatrywała się w swój pusty kieliszek na ladzie, co jakiś czas wzdychając i
zamykając przy tym oczy. — Przychodzi nagle, w najmniej oczekiwanym przez
ciebie momencie, tylko po to żeby rozwalić wszystko co już dawno miałeś
poukładane. — Uśmiechnęła się dziwnie. — Na szczęście byłam zbyt młoda kiedy
zastukała do moich drzwi – spojrzała na mnie, wciąż szczerząc się jak
psychopatka — nie miałam nawet żadnego bagażu.
— Skoro przychodzi tak niespodziewanie – i ja
postanowiłem zabawić się w metaforyka – po co ją zapraszać?
— Mówisz tak jakby pytała cię o zdanie.
— Nie spotkałem jej nigdy. – Spojrzałem na nią
ciepło, chcąc w ten sposób dać jej trochę otuchy i wbić do jej głowy, że nad
każdymi emocjami można zapanować. — Możesz uznać mnie za człowieka niedoświadczonego
w tych sprawach.
— Ucieczka też nic nie daje, Sasuke.
— To dla mnie też obce doświadczenie.
I wtedy znowu zaczęła się śmiać.
Tak chaotycznie, jakby jej organizm przyjął już wystarczającą dawkę alkoholu,
aby przestać i wrócić na dobre do ciepłego i bezpiecznego domu, w którym nikt
nie zagraża jej słowami.
Nie miałem pojęcia co w nią
wstąpiło, ale ludzie co chwilę odwracali się w naszym kierunku najwyraźniej
rozpoznając młodą panią aspirant i przybyłego z daleka Uchihę, z którym nie
mogło wiązać się nic dobrego. Nie chciałem dawać tym wszystkim ludziom – którzy
co prawda nic dla mnie nie znaczyli – kolejnych powodów do nienawiści. Kto
wiedział, czy interesy Itachiego nie przedłużą się w nieskończoność, a ja już
do końca swojego życia będę skazany na życie w tym zadupiu.
— Pomyślą, że jesteś niezrównoważona –
zwróciłem jej uwagę.
— Póki co, to ja mam podobne zdanie na twój
temat – odgryzła się, wracając na całe szczęście do normalności. Normalności,
którą oczywiście znałem. Nie przekreślałem myśli, że stwarza tylko pozory swoim
przykładnym zachowaniem.
— Nigdy tego nie ukrywałem. — Wypiłem następny
kieliszek, czując, że dla mnie to wciąż za mało, a żeby zapomnieć o tych dniach
pełnych nudy potrzebowałem co najmniej zasnąć tam na ladzie i wrócić dopiero
jutro nad ranem.
Itachi nawet nie zwróciłby uwagi
na moją nieobecność.
O ile sam byłby tamtej nocy w
domu.
— Ukrywanie miłości jest nienormalne –
wyjąkała tracąc nagle całą odwagę, pesząc się dodatkowo pod ciężarem mojego
spojrzenia. — Miałam nadzieję, że wróciłeś tu dla niej. — Odzyskała pewność
siebie opróżniając zawartość szklanego naczynia. — I że on przestanie się
łudzić, że ona jest w stanie o tobie zapomnieć.
— O kim ty mówisz?
— Mówiłeś, że nigdy nie musiałeś uciekać.
— Bo… - I wtedy mnie olśniło, ta beznadziejna
wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Hinata zakochana w tym
skończonym dupku nie mogła tak naprawdę nic poradzić, gdyż ten skończony dupek
był również zakochany. Zakochany w jedynej osobie, która wracała do mnie każdej
nocy i każdego poranka. Od której chciałem się uwolnić za wszelką cenę, uciec
najdalej jak to możliwe i na zawsze wyrzucić ją ze swoich myśli.
W cudownej, niezastąpionej na
całym świecie Sakurze, która chorym zbiegiem okoliczności zakochała się właśnie
we mnie.
Miłość jest popierdolona.
— Byłem pewien, że jego głupota ma jakieś
granice – zażartowałem, chcąc wprowadzić w naszą konwersację choć trochę
swobody. Chcąc uspokoić także siebie i swoje skołatane myśli, które miały już
nie wracać do irytującej Haruno, a wyprzeć ją, usunąć. Bylebym mógł uwolnić się
od tego palącego uczucia jakie jawiło się na samo wspomnienie jej ust. Smaku
tych ust…
— Kocha ją tak długo, jak długo ona darzy
ciebie tym uczuciem. I tak samo długo jak i mnie to uczucie wypala od środka.
— Ona wie?
Sam nie wiem dlaczego zadałem to
pytanie, ale szargające mną uczucia nie pozwalały postąpić inaczej. Chciałem
wiedzieć, czy ona też coś do niego czuje, czy daje mu choćby cień nadziei na
ich wspólne, szczęśliwe życie. Czy i on kiedyś jej zasmakował, poczuł zapach
jej szamponu, jej delikatnych perfum na dekolcie. Czy widział te wszystkie
cuda, które mnie dane było oglądać. Czy ten skurwysyn śmiał jej dotknąć.
Wypiłem dwie kolejki pod rząd,
aby jakoś uspokoić swoje dłonie, które aż rwały się do zabicia tego drania.
— Jestem tego pewna – mówiła nie zwracając
uwagi na to co działo się ze mną w tamtym momencie. Na zachowanie, które
zdradzało kłamstwa jakimi karmiłem ją od samego początku tej rozmowy. — Tylko
on wierzył jej w to co się stało, w tego człowieka, który ją napadł i zgwałcił.
Wierzył w każde jej słowo, kiedy przechodząc ulicą krzyczała, że on znów ją
ściga, że znów chce ją skrzywdzić. Wierzył jej kiedy oszalała, kiedy straciła
zmysły i prawo do opieki nad córką. – Zamilkła nagle, ocierając łzę płynącą po
jej lewym policzku. — Zawsze nad nią czuwał, dodawał jej otuchy, nie zostawiał
samej. — Przełknęła głośno ślinę, chcąc napić się alkoholu ledwo co
podstawionego pod jej nos, ale zatrzymałem jej dłoń w połowie drogi i mocno
zacisnąłem. — Nieświadomie odebrała mi wszystko o co walczyłam przez tyle lat.
Co powinno należeć tylko do mnie i co z pewnością potrafiłabym docenić.
Gdzieś tam, bardzo głęboko
odczułem litość wobec tej niewinnej istotki, która niczym nie zawiniła, aby
spotkał ją tak okrutny los. Jednakże moje myśli były znacznie bardziej skupione
na jej wspomnieniach dotyczących skrzywdzonej Sakury, która niemalże przez tego
drania, który śmiał ja tak potraktować, prócz godności straciłaby i córkę.
Dziewczynkę, którą kochała ponad życia i która jako jedyna pozostała w jej
pochmurnych dniach egzystencji.
— Moje serce już dawno straciło nadzieję. —
Mocniej zacisnęła moją dłoń, aby następnie puścić ją swobodnie i sięgnąć po
wcześniej już upragniony trunek.
Doskonale zdawałem sobie sprawę,
że ledwo co siedzi, a na samą myśl o jej powrocie do domu dostałem zawrotów
głowy. Zamiast przebywać tam i doprowadzić się do stanu nieprzytomnego,
musiałem się poświęcić i sprawić, aby bezpiecznie dotarła do swojego miejsca
zamieszkania.
— Nie powinnaś już pić. — Odebrałem z jej ręki
pusty kieliszek i chwyciłem za ramiona.
— Nagle stałeś się odpowiedzialny?
— Może wiele mi brakuje – szepnąłem, zmęczony
tym wieczorem i tymi wszystkimi informacjami, które do mnie dotarły — ale nie
pozwolę tak pięknej kobiecie doprowadzać się do jeszcze gorszego stanu. —
Ostatnio kłamstwa wychodziły mi naprawdę dobrze.
W rzeczywistości moje pragnienie
tej kobiety sięgało zenitu, ale nie mógłbym wtedy wykorzystać jej w tak
bestialski sposób, wiedząc o jej przeszłości i wszystkim tym co kryło się w jej
wnętrzu. Na co dzień odgrywała rolę twardej i stawiającej na swoim kobiety,
jednakże w środku skrywała prawdziwe piekło, które musiało się nasilać na
każdym wspólnym spotkaniu ze znajomymi. Widok szczerzącego się do Sakury Naruto
wbijał tylko kolejne noże w jej serce, a ona mogła tylko się uśmiechać i
udawać, że wszystko jest tak jak należy.
Podczas gdy nic nie było na swoim
miejscu.
Dlaczego zawsze kocha się te niewłaściwe osoby?
Najwyraźniej świat byłby o wiele
za prosty, a nam nie udałoby się poznać takich uczuć jak zawód i rozpacz.
— Odprowadzę cię do domu – powiedziałem,
równocześnie przerzucając swoją marynarkę przez ramię.
— Lepiej ja to zrobię.
Przed moją twarzą znikąd
zmaterializował się najbardziej niepożądany człowiek w tamtej sytuacji. Upojona
alkoholem Hinata nawet nie zauważyła jego przybycia, natomiast ja od dobrych kilkunastu
sekund walczyłem z tym zabójczym spojrzeniem.
— Sugerujesz coś? – odgryzłem się zniesmaczony
jego tonem.
— Ze mną będzie przynajmniej bezpieczna.
— Uważasz, że mógłbym ją skrzywdzić?
— Jestem o tym przekonany.
— Naruto? — Hinata wybudziła się ze swojego
transu i z całych sił próbowała utrzymać równowagę. Z każdą minutą jej stan był
coraz poważniejszy, a nogi same zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Chwiejąc się we
wszystkie strony starała utrzymywać kontakt wzrokowy z miłością jej życia, a on
wkurzony jak nigdy nawet nie uraczył jej pomocą.
— Nie mogę uwierzyć, że nawet ją chciałeś
zaciągnąć do łóżka.
— Sugerujesz, że nie jest tego warta? –
Uśmiechnąłem się chytrze, chcąc w ten sposób wyprowadzić go z równowagi i kto
wie, może nawet wszcząć ciekawą bójkę, w której w końcu mógłbym obić mu mordę
za przystawianie się do kobiety należącej wyłącznie do mnie.
— Ty śmieciu – wypluł swoją obelgę, stawiając
pierwszy krok w moją stronę.
Z każdą kolejną sekundą czułem do
niego coraz większą nienawiść, kiedy nawiedzały mnie niespokojne myśli z nim i
Sakurą w roli głównej. Przez jedenaście lat mojej nieobecności posiadł wiele
okazji, aby zbliżyć się do niej i namówić na wszelkie próby zapomnienia o
przeszłości. Na samo wyobrażenie jej w ramionach tego kretyna, ręce rwały się
do bójki.
— Przestańcie! — Hinata odzyskując na chwilę
świadomość, stanęła pomiędzy nami kładąc swoje dłonie na naszych klatkach
piersiowych. Swoim chudym i drobnym ciałkiem chciała rozdzielić palącą się do
mordu dwójkę facetów, która równie dobrze mogłaby staranować ją bez mrugnięcia
okiem. — Sasuke nic mi nie zrobił – ciągnęła dalej, a Naruto nawet nie zwrócił
uwagi na jej słowa. Wciąż mierzył mnie wzrokiem, czekając na jakiś niewłaściwy
ruch z mojej strony, który tylko napędziłby bieg dalszych wydarzeń.
Widząc pijaną Hyugę przeszła mi
ochota na nieznaczącą bijatykę, więc spokojnym gestem dałem jej znak, że możemy
wychodzić. Uzumaki przypatrywał się jej poczynaniom, kiedy z ledwością
zakładała na siebie swoją kurtkę, równocześnie brzydząc się tym, że miała ze
mną coś wspólnego. A przecież jeszcze niedawno to on sam zapraszał mnie na
podobne schadzki, sugerując, że właśnie w nim mogę odnaleźć bratnią duszę i
powierzyć jej każde ze swoich sekretów.
Hipokryta.
— Nigdzie z nią nie pójdziesz – zwrócił się
jeszcze raz do mnie, ale przestałem go słuchać w momencie zrozumienia, że jest
skończonym pacanem odrzucając tak cudowną kobietę jak Hinata. — Słyszałeś co
powiedziałem? – Chwycił mnie za łokieć.
Wyrwałem się stanowczym ruchem i
zbliżyłem na odległość kilku centymetrów, aby każde z wypowiedzianych przeze
mnie słów dotarły tylko do niego.
— Zrozum wreszcie – zmniejszyłem jeszcze
bardziej dzielącą nas przestrzeń — że nigdy nie dorastałeś mi do pięt.
— Nie pozwalaj…
— Radzę ci uważać – przerwałem mu. — Jeżeli
dowiem się, że ją tknąłeś — byłem pewien, że domyśli się kogo miałem na myśli —
zabiję.
— Nigdy na nią nie zasługiwałeś.
Miał rację.
I dlatego nie odpowiedziałem,
ostentacyjnie odwracając się w stronę Hinaty i ruszając z nią naprzód.
Noc wydawała mi się dziwnie
nieprzyjemna, jakby sugerowała mi coś przed czym chciałem się powstrzymywać, czego
musiałem sobie zakazać. Ona jednak oczekiwała normalności, stałego schematu
mojego zachowania po podobnych przeżyciach i mojej przegranej.
Nie wiedząc dlaczego świat chciał
mojej porażki, chciał abym stoczył się na samo dno i poczuł to przed czym uciekłem
wraz z Itachim wiele lat temu. Chowając się wśród zieleni i szelestu liści,
wśród natury, spokoju i wolności, której u dziadków nigdy nie mogło nam
zabraknąć. Wszelkie napotkane problemy zostawiliśmy za sobą, w tej mieścinie. I
byliśmy niezwykle naiwni wierząc, że już nigdy więcej nie uda im się pokazać i
rozerwać nas na strzępy. Każdy dzień w prawdziwym domu przeczył tym domysłom,
stawiał przed nami coraz to trudniejsze wyzwania i skłaniał do nowych,
nieznanych jeszcze zachowań, takich jak na przykład odprowadzanie upojonych
alkoholem kobiet do domu, zamiast wykorzystanie ich w najbardziej egoistyczny
sposób. Egoistyczny i przyjemny zarazem.
— Nie pomyliłaś drogi? – zapytałem już trzeci
raz, w obawie, że to nocne błądzenie nie skończy się do samego świtu.
— Jeszcze kawałek.
I tę odpowiedź usłyszałem po raz
wtóry, ale zaufałem jej słowom, wiedząc, że nie było po prostu innego wyjścia.
Tym razem jednak, tak jak powiedziała tak i się stało, gdyż chwilę później
staliśmy pod wysokim na pięć pięter blokiem i liczyliśmy na szybkie pożegnanie.
Ja liczyłem.
Nie wiem czego ona chciała ode
mnie.
— Dziękuję – mówiła ściszonym głosem, ale nie
przypominał już tego bełkotu sprzed kilkudziesięciu minut — za wszystko co dla
mnie dziś zrobiłeś.
— Nie przesadzajmy.
Przecież nic nie zrobiłem.
Każde z moich poczynań miało
jedynie na celu zaspokojenie osobistych pobudek.
Bez zbędnych słów, włożyłem swoje
ręce do kieszeni po prawie że pustą paczkę papierosów i powoli ruszając
odpaliłem jednego z nich.
— Teraz już wiem, że wybrała dobrze.
— Hm?
Doskonale usłyszałem jej
wypowiedź, ale chciałem udać, że nie zrozumiałem jej zupełnie, że nie
interesuje mnie nic co związane jest z różowowłosą, a tym bardziej nie
chciałem, aby w kółko ktoś mi o niej przypominał.
Miała przecież zostawić mnie w
spokoju.
Jednakże jak na złość, bez
przerwy spotykałem na swojej drodze kogoś lub coś, co przyciągało mnie do niej
jak magnes. Co nie pozwalało mi realizować planów i przeczyło im, wyśmiewało.
— Pamiętaj Sasuke – mamrotała idąc po schodach
do drzwi wejściowych — musisz sam ją w sobie odnaleźć.
Wpatrywałem się w jej plecy, aż
wreszcie zniknęła za wielkimi szklanymi drzwiami budynku. Patrzyłem tak, powoli
zaciągając się tytoniem i próbując ustalić co chciała mi przekazać. Kim była
tajemnicza ona i niby jak miałem ją
odnaleźć. Co pominąłem w naszej dziwacznej relacji i przeprowadzonej
pojedynczej rozmowie.
W taki oto sposób dopiero po
kilku minutach zrozumiałem, że od początku poświęcałem swój cenny czas, na coś
tak bezproduktywnego i niepotrzebnego, jak miłość.
~*~
Od autorki: Chciałam skończyć to dużo szybciej, dużo lepiej, dużo staranniej. Ale chcę wierzyć, że nie jest tak źle jak myślę. Usprawiedliwiam się sama przed sobą, że tak miało to wyglądać i taki chciałam stworzyć ten rozdział.
Dopadła mnie wena, chęć... akurat teraz kiedy wydaje mi się, że mój grafik pęka w szwach. Trudno, może chociażby jedenastka wyjdzie z tego jako taka. :)
I teraz taka dygresja - na Facebooku pojawił się fp, widać go w kolumnie po lewej stronie, gdyby ktoś chciał być po prostu na bieżąco.
I teraz taka dygresja - na Facebooku pojawił się fp, widać go w kolumnie po lewej stronie, gdyby ktoś chciał być po prostu na bieżąco.
Pozdrawiam!