wtorek, 1 marca 2016

- 10 -


Tak, jestem pijany, bo na trzeźwo się pomyliłem. Upiłem się, żeby zerwać z moją pomyłką (...) Upiłem się z trzeźwości. Mądrze się upiłem.
— Sławomir Mrożek


I w taki oto sposób przeszłość na nowo stała się moją rzeczywistością, nieodłącznym elementem codzienności, którą dławiłem się, plułem, ale wdychałem ją bez przerwy, aby przeżyć – by przetrwać te kolejne sekundy. Sam stałem się dla siebie więzieniem – możliwe, że nie byłem to ja, a moja niezaspokojona żądza pragnienia – pragnienia wszystkiego co powinno do mnie należeć, co powinno od zawsze być moje, a stało się tym dopiero teraz. Chciałem. Musiałem chcieć obudzić się obok niej tego ranka, skoro nie odszedłem tuż po zaspokojeniu swoich żądzy tej dziwacznej nocy. Musiałem czegoś oczekiwać, skoro nie pozostawiłem jej tam na kolejnych kilka godzin w pustym pokoju, pozbawioną wszelkiej dumy i godności.
Tylko co chciałem otrzymać w zamian?
Kolejną klatkę, w której zatrzymam się na dłużej, w której postanowię oddać część siebie, byleby tylko pozbyć się tego nieznośnego uczucia pustki? Nie kochałem jej. Ta myśl nawet przez chwilę nie przebrnęła między fundamentami mojej świadomości, a mimo to czułem, że mogę zaznać tuż obok niej życia, jakiego nikt mi nie zaoferował.
Musiałem przyznać się przed samym sobą, do słabości jaką była Haruno. Choćbym starał się ze wszystkich sił, nie potrafiłem tak po prostu wyrzucić jej ze swojej pamięci – jej dotyku, pocałunków, zielonych, obezwładniających, upajających… Sasuke!
 — Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytałem, spoglądając w jej przymrużone oczy, jednak wciąż bijąc się z marnym sumieniem, które tym razem obawiało się odejść.
Nie odpowiedziała od razu, tylko dalej świdrowała mnie tym swoim hipnotyzującym spojrzeniem, jakby przemawiając przez nie, że oczekuje czegoś więcej, czegoś co nie kończy się tylko na zaspokojeniu swoich potrzeb, ale ma o wiele głębsze podłoże, stabilniejsze, rzeczywiste.
 — Nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwy – wyszeptała, ujmując moją dłoń i delikatnie ją całując.
Byłem pewien, że oszaleję. Podczas gdy ja zastanawiałem się w jaki sposób przekazać jej wszystkie fakty, do których udało mi się dojść jeszcze przed sekundą, ona sprawiała, że nawet najtwardsze serce roztapiało się na dźwięk jej głosu. Osnuty magią jej oddechu nie marzyłem aby zapomnieć o wszystkim co nas łączyło, ale wręcz przeciwnie – aby przeżyć to jeszcze raz, odnowić te zjawiskowe uczucia do których mnie doprowadzała i pławić się w nich, zagłębiać.
Zrozumiałem, że tej nocy minąłem się z tamtą przeszłością, z tymi wspomnieniami, które wciąż niszczyły mnie od środka. Dałem upust niedoszłym emocjom, pozwalając im na odrobinę euforii. Możliwe, że przegrałem, że w tamtym momencie całkowicie spisałem się na straty, ale to dokładnie dlatego, że nie mogłem przyjąć do świadomości, że są rzeczy ważniejsze od teraźniejszości – od mojego tu i teraz. Zawiodłem swoją wiedzę, i nie jestem pewien czy jeszcze cokolwiek mi zostało prócz wszelkich porażek i sukcesów. Tylko dlaczego sam nie potrafiłem się do tego przekonać, dlaczego w kółko to analizowałem? Świeżo uzależniałem się od coraz to nowszych rzeczy, wyłącznie po to by wymazać z pamięci rzeczy istotne, mające jakąkolwiek wartość? Byłem coraz pewniejszy mojej słabej pozycji, kontrola nie należała do mnie, zupełnie jak walka i nadzieja. Wszystko to zwróciłem już dawno, aby w obliczu spłacenia długo, choć o jedną rzecz być do przodu. Jedyne co pozostało, to te mylne wspomnienia, które w ostatecznej rozgrywce okazały się być zbędne sercu.
Sercu, które musiało umrzeć, bym ja mógł żyć. Bym nie zwariował zupełnie.
 — Nie możemy tak dłużej, Sakuro – rzuciłem, nie odrywając wzroku od jej tęczówek, które w żaden sposób nie zareagowały. Swobodnie poruszająca się w górę i w dół powieka nawet nie drgnęła z wrażenia, a jej ręce trzymające moją dłoń ani trochę nie przypominały tych lepkich i drżących. Czyżby spodziewała się tej rozmowy? Tego niechybnego końca, jaki w tamtym momencie nastał?
 — Czyli jak, Sasuke?
To był zamach na moją inteligencję, moje męstwo, mój charakter.
Dlaczego?
Ponieważ sam nie wiedziałem co mam na myśli mamrocząc kilka chwil wcześniej te słowa.
Owszem, chciałem zerwać z przeszłością, która nieustannie wracała do mnie jak bumerang. Nie poszukiwać ratunku w drugiej osobie, szczególnie jeżeli miała być nią Haruno. I aby przypomnieć sobie dlaczego jestem tym okrutnym Sasuke, który odrzuca wszelkie uczucia ze strony swej wiernej przyjaciółki.
 — To nigdy nie byłaś ty – zacząłem spokojnie, aby mogła przetrawić pojedynczo każde ze słów. – Nie jesteś tą, na którą czekałem, której wtedy potrzebowałem, a której przestałem już wypatrywać. – Kłamałem, ale uznałem to za jedyne wyjście z tej katastroficznej opresji. Jedyne słuszne posunięcie w całej mojej ludzkiej egzystencji, kiedy to po raz pierwszy w pełni nie liczyłem się ja, a ta druga osoba.
Nie chciałem czekać na jej reakcję, a może i sam jej brak, czego z każdą sekundą spodziewałem się bardziej.
Kochała mnie.
Powiedziała, że kochała mnie jak wariatka.
A wtedy leżała, nieprzejęta swoją nagością i najwidoczniej oczekiwała mojego wyjścia. Jakby była pewna, że wrócę. Że ten ostatni raz wcale nie oznacza końca, a jedynie początek czegoś nowego. Czegoś co jeszcze mocniej powiąże mnie z różowowłosą, a przed czym za każdym razem będzie trudniej mi uciec.
W pośpiechu ubierałem wszystkie części garderoby starannie omijając jej spojrzenie i niezwykle pociągające ciało jakim kusiła mnie przy każdym ruchu. Wodząc za mną wzrokiem, specjalnie odsuwała z poszczególnych części aksamitną pościel dając mi więcej. Dając mi wszystko co miała do zaoferowania. Tylko po to abym wiedział, że to ona jest moją przystanią.
Jednakże Haruno utożsamiałem z klatką. Osobistymi więzami jakie ograniczają mnie, a nie pchają ku wolności.
Nie chciałem kolejnej klatki.
Nie potrzebowałem następnego więzienia.
 — Wybacz mi, Sasuke – wyszeptała w momencie, kiedy moja dłoń spoczęła na klamce drzwi sypialni. — Wybacz, że nie potrafiłam być tą — przerwała, cicho pociągając na nosie. Płacz był jej niezawodnym sposobem na moje sumienie. Sumienie, o którym musiałem zapomnieć. Dokładnie w tamtym mieszkaniu, w tamtej chwili, aby nie dać się pokonać na dobre. — Tą, której przestałeś poszukiwać.
Chciałem zostać rzucony na pożarcie lwom.
Który to już raz przez tę irytująca osóbkę? Nie pamiętałem.
 — Zapomnij o mnie – mówiłem, nie spuszczając swojego wzroku z metalowej klamki, na której wyryto wiele historii jej życia. — Zapomnij o mnie, Sakuro – ciągnąłem tę wypowiedź, aby odwlec nieuniknione. — Tylko w ten sposób twoje życie wróci do normalności.
Westchnęła tak głośno, że jej oddech spokojnym truchtem dobiegł i do mojej skóry na karku.
 — To ty jesteś moją normalnością, Sasuke.
Podejrzewałem, że ta rozmowa nigdy nie odnalazłaby końca. Tak jak to przewidywałem, moje odejście różniło się od tych poprzednich, w których brak było wspomnień i uczuć. Zapodziałem moją obojętność, mój wszelako rozpoznawalny brak empatii i sumienia. Dlatego też nie mogłem pozwolić, aby wyglądało tak samo, aby zapamiętała mnie dokładnie w taki sposób. Jako zdystansowanego dupka idiotę.
Odwróciłem się ten ostatni raz. Nie dla niej. Dla siebie. Dla swoich oczu, ukrytych pożądań i zachwianej hierarchii wartości.
Ostatni raz – jak mi się wydawało – składałem na jej ustach krótki pocałunek, uczciwie zamykając przy tym oczy. Miałem nadzieję, że w ten sposób zapamiętam to wyraźniej, zachowam na dłużej i nie zniszczę tak jak pozostałej części pamięci.
 — Żegnaj, przyjaciółko.


Dni, pełne namacalnej nudy, mijają o wiele wolniej niż te wypełnione ruchem i zamiarami. Myślenie zatrzymuje czas, wspomnienia przesuwają wskazówki, a serce gnijące od środka pragnie jedynie zemsty. Czy to normalne? Przyznaję, że pierwszych kilka poniedziałków przetrwałem jedynie na wypalaniu papierosów i dopijaniu zimnej kawy. Pogoda robiła się na tyle sprzyjająca dla sąsiadów i innych mieszkańców miasteczka, że ukrywając się przed nimi całkowicie zapominałem o wcześniejszych czynnościach. Itachiego nie było w ogóle w domu. Bez przerwy ukrywał się za swoimi spotkaniami z nieznajomymi dla mnie ludźmi, czy też stertą papierów na biurku i masą roboty. Nie miałem ochoty na kłótnię, więc i takowych nie wszczynałem. Czułem się jednak niezwykle samotny, w tym wielkim domu, wśród zakurzonych i nieodmalowanych ścian. Czułem się pusty w swoim życiu, do którego ruiny doprowadziłem – wpierw odnawiając swoje relacje, zagłębiając się w nich, aż wreszcie kończąc, byleby tylko znaleźć się jak najdalej od problemów. Tylko co tak naprawdę stanowiło owe problemy, do których nie dopuszczałem samego siebie? Gdzie tkwił błąd moich rozważań nad stanowczym tak, i mocniejszym od niego nie? Czy istniało coś pośredniego, co zarówno sprawiłoby, że te dni skończyłyby się na wieki, ale i spokój mój z lat dawnych powróciłby i zapomniałbym?
Nie miałem pojęcia.
Jednakże odnalazłem antidotum na te godziny pustki, te upływające doby pełne marnotrawstwa i hańby. Postanowiłem wziąć w końcu sprawy w swoje ręce i odnaleźć sprawcę całego zamieszania z przeszłości. Tego samego, który doprowadził do zabójstwa moich okrutnych rodziców, do przemocy wymierzonej w stronę Haruno, kończąc na morderstwie jej rodziców. Wszystkie te sprawy wiązały się ze sobą w tak widoczny sposób, że nie można było pominąć ich spójności. Trzy różne akty zbrodni dokonane przez jednego człowieka. Człowieka, którego miałem nadzieję, że nie zabrały ze sobą żadne duchy nieczyste.
Zemsta należała do mnie.
Mój nowy cel. Sens. Przeznaczenie.
I tak oto pierwszym tropem, od którego postanowiłem rozpocząć stał się gabinet Itachiego. Wertowałem w nim kilka dobrych godzin póki brat nie wrócił, ale i tak nie udało mi się znaleźć nic podejrzanego. Wszędzie rozwalone były jedynie kartki z obliczeniami, rachunkami i fakturami, do których nawet nie chciało mi się zaglądać. Nawet jeżeli coś przede mną ukrywał, robił to w tak cholernie genialny sposób, że przechytrzył mnie na całej linii. Zwróciłem więc swoje myśli w stronę czegoś mniej przyziemnego, czegoś co stało się niewidzialne, niewidoczne i przede wszystkim nieżywe.


 — To był popieprzony pomysł, Sasuke – wyszeptałem do siebie stawiając przed sobą kolejne kroki, tym samym minimalizując odległość pomiędzy mną, a swoim celem. — Bardzo popieprzony.
Wokoło panowała cisza, którą mój głos przebijał niczym żywa tarczę. Odczuwałem niepokój, przebywając wśród tak ogromnej ilości nagrobków z nazwiskami nieznanymi mi zupełnie. Drzewa chcąc doprowadzić mnie do większego obłędu ucichły, nakazując tego samego wszelkiemu ptactwu i innym podobnym w dźwiękach stworzeniom. Nikt nie miał dla mnie serca, nawet te niemyślące organizmy, które stanowiły obecną tu naturę.
Naturę, która żyła i nie żyła zarazem. Okropne.
Dla zabicia myśli począłem liczyć kroki, nie podnosząc swojej głowy zbyt wysoko, aż do momentu dotarcia do znajomego skrzyżowania. Z tamtego miejsca szybko dotarłem do kresu swojej wędrówki i jak nakazywała tego kultura uklęknąłem na jedno kolano, oddającym tym samym hołd zmarłym rodzicom Haruno. Po raz drugi dane było mi czytać ich nazwiska na marmurowym nagrobku, które z perspektywy tego miejsca wydawały mi się całkowicie nie na miejscu. Jakby nigdy nie należeli do tego kręgu, a ich obecność tam nie miała żadnej racji bytu. W tamtej chwili powinni być zupełnie gdzie indziej, zabawiając małą Ayę i ucząc jej kolejnych trudnych zasad matematycznych, czy też innych potrzebnych jej umiejętności.
Jednakże oni znajdowali się tuż pod moimi stopami, bliżej czy dalej umieszczeni głęboko pod tą murawą, odpoczywając od tej pozbawiającej człowieczeństwa teraźniejszości.
 — Dlaczego was tutaj nie ma, hm? — zadałem pytanie bardziej w przestworza, jakby w niewyjaśniony sposób mogli odpowiedzieć mi podmuchem wiatru, czy kroplami niespodziewanego deszczu.
Sam nie wiedziałem dlaczego postąpiłem w ten sposób, szukając na tym pustkowiu odpowiedzi na nurtujące mnie od wielu dni pytania. Wokoło nie było ani jednej żywej duszy, która w jakikolwiek sposób mogłaby naprowadzić mnie na odpowiedni tor. Jedynymi przyjaciółmi były te wysuszone kwiaty i dopalające się znicze.
 — On musi za to zapłacić.
 — O kim mówisz?
Odwróciłem się jak poparzony w stronę znikąd przybyłego towarzysza. Od początku wiedziałem, że głos należał do kobiety, w dodatku kobiety, którą dane było mi słyszeć w przeszłości. Mimo to zdumienie wystąpiło na mojej twarzy, kiedy odkryłem do kogo należy.
 — Pani policjant – zacząłem kusząco, jakby wstąpił we mnie jakiś potwór — taka miła odmiana, w tak niemiłym miejscu.
Oboje znajdowaliśmy się na cmentarzu, miejscu pełnym zmarłych ludzi, ale ja jak zwykle postawiłem na zwykły flirt, ani trochę nie dostosowując się do sytuacji.
 — Nie odpowiedziałeś.
Nie odpowiedziałem, bo jej pytanie umknęło mi od razu, kiedy to zdałem sobie sprawę, że jej figura prezentuje się najlepiej ze wszystkich spotkanych w tym miasteczku kobiet. Z pewnością posiadała atuty, których im brakowało, a dodatkowo uroczo ukrywała je pod warstwą ubrań. Dzień był wystarczająco upalny, aby mogła się ich bezceremonialnie pozbyć. Gdyby nie fakt, że jeszcze niedawno odwiedzała mnie w moim domu w podobnym, zakrywającym całe ciało mundurze służbowym, od razu zaproponowałbym jej moje usługi.
 — Kto ma zapłacić, Sasuke? – podniosła głos, nie doczekując się z mojej strony żadnej reakcji, prócz świdrowania jej ciała wzrokiem.
Nie mogłem się powstrzymać. Ten ruch był silniejszy ode mnie, a same myśli działały jeszcze mocniej na przekór odpowiedniej postawy i zachowania. Przypomniałem sobie jak Naruto wspominał o odwiedzinach u niej i zrozumiałem dlaczego w tak szybkim tempie opuścił dom Sakury. Ja sam nie przepuściłbym podobnej okazji, gdyby takowa się nadarzyła.
 — Bredziłem – odpowiedziałem normalniejszym tonem, doprowadzając swoje myśli do porządku.
 — Bredziłeś? – Zmrużyła oczy, nie tracąc jednak czujności.
 — Mówiłem sam do siebie.
 — Mówiłeś, że ktoś musi zapłacić. Kto i za co?
 — Kobiety zawsze są takie ciekawe?
Nie zareagowała na moją zaczepkę, ale i rozluźniła swoje mięśnie najwyraźniej zdając sobie sprawę, że nie stanowię żadnego zagrożenia. Skierowała swój wzrok na miejsce, które wcześniej stanowiło mój obiekt zainteresowania i dopiero wtedy dostrzegłem, że w rękach trzyma kilka świeżo zerwanych kwiatów. Minęła mnie w mgnieniu oka i przyklękła nad grobem rodziców różowowłosej. Nie wiem jak to się stało, że wszystkie te pojedyncze osoby, które w tamtym czasie stanowiły elementy życia Sakury, wyparowały z moich wspomnień. Sam Naruto, który wiele lat spędził obok mnie w szkolnej ławce, przypomniał mi się po wielu trudnościach. Shikamaru, Kiba, Hinata… Każda z tych postaci była mi tak samo obca, jak znajomość nazw ulic tej mieściny.
Przypatrywałem się jej poczynaniom – układaniu roślin przy nagrobku – i za wszelką cenę starałem się przypomnieć choćby sekundę z przeszłości, w której białooka Hinata przelatuje przez korytarz do swojej klasy. Do naszej wspólnej klasy. Lecz taki moment nie istniał w mojej podświadomości, co odpowiadało mojemu braku zainteresowania dziewczynami w młodości. Czyżby więc dopiero po moim wyjeździe Sakura odnalazła w nich bratnie dusze, na które mogła liczyć wtedy, kiedy mnie nie mogło być obok?
Pojawiło się tyle pytań od kiedy tam wróciłem, że brak odpowiedzi na nie doprowadzał mnie do białej gorączki. Chciałem poznać wszystkie odpowiedzi, sekrety ich łączące i wiedzieć, czy była szczęśliwa.
Czy dali jej to szczęście, którego ja nie potrafiłem.
Nie miałem jednak odwagi pytać, nie miałem prawa tego wiedzieć. Ani wtedy, ani w dalekiej przeszłości, do której również nie powinienem był wracać. Od wielu dni starałem się pozbyć tego ciężaru jakim były wspomnienia. Zerwać z więzami nieprzyjemnych wspomnień i wrócić do tych chwil, w których wyłączałem emocje i żyłem najłatwiej jak tylko potrafiłem.  Zagłębianie się w myśli dodatkowych ludzi pozbawiłoby mnie na nowo tej szansy, a przetrwałem już wtedy wiele godzin. Odwróciłem się więc na pięcie i z zamiarem odejście ruszyłem w drogę powrotną.
 — Nie musisz odchodzić z mojego powodu – Hinata powiedziała półszeptem, nie naruszając tym niezapisanych zasad tamtego miejsca. – Nie przeszkadzasz mi – wyprzedziła moją ripostę, tym samym pozbawiając mnie klarownej wymówki.
 — I tak miałem już iść – zacząłem zdenerwowany, przeczesując równocześnie włosy i szukając w głowie odpowiedniego pretekstu do ucieczki – palenie w takim miejscu nie przystoi dżentelmenowi.
Odpowiedni człowiek, na odpowiednim stanowisku.
 — Nie odwiedzisz rodziców?
Rodziców?
Szereg przedziwnych uczuć obezwładnił moje ciało. Ostatnim razem, kiedy w niewyjaśniony wciąż dla mnie sposób znalazłem się na cmentarzu od razu pomyślałem o swoich krewnych, którzy po tamten dzień nie uzyskali mojego wybaczenia. Jednakże kiedy zjawiłem się tam drugi raz, nawet nie zalęgli się w mojej głowie.
 — Nie mam tego w zwyczaju. – Nagle ulotniły się ze mnie wszelkie przyjemne uczucia, a zastąpiła je obojętność i oziębłość, która była nieodłącznym elementem tych dwóch postaci.
Dziewczyna zauważyła to od razu, gdyż na nowo przyjęła obronną postawę – prostując się i spinając wszystkie mięśnie. Miała prawo do obaw, kiedy stał przed nią o wiele wyższy mężczyzna, nie grzeszący siłą. Odnosiłem nawet wrażenie, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to ona doprowadziła mnie do podobnego stanu. Jako policjantka analizowała swoje słowa w głowie, co można było wyczytać z jej wyrazu twarzy. Domyślała się czegoś, a ja nie mogłem pozwolić aby poznała prawdę.
Prawdę, o której nawet ja wiedziałem coraz mniej.
Powróciłem do wcześniejszego zamiaru odejścia, aby znaleźć się jak najdalej od niewygodnych pytań i zmyślonych odpowiedzi. Przez ostatni czas zbyt wiele razy musiałem kłamać, a nawet i takie czynności potrafią na dobre wykończyć psychikę człowieka.
 — Mogę ci towarzyszyć – oznajmiła, nie rezygnując z konwersacji.
Oznajmiła, czy zapytała?
Chciała wyjść stamtąd razem ze mną, czy wspierać w wpatrywaniu się w imiona moich opiekunów? Sam nie wiedziałem, która możliwość jest odpowiedniejsza. Nad grobem nie poruszałaby żadnej rozmowy, a w drodze ku wolności nie przestawałaby pytać.
Kim jesteś, Hinato?
 — Czego chcesz? – zapytałem wprost, tracąc cierpliwość nad swoimi podejrzeniami i domysłami opartymi jedynie na własnych myślach.
Byłem niemal pewien, że zrazi się na dźwięk tych słów i jak gdyby nic zapomni o mojej obecności. Ona jednak – tak jak i słodka Haruno – zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Najzwyczajniej w świecie, jakby nigdy nie miało być do tego lepszej okazji; uśmiechnęła się do mnie i spokojnym krokiem zbliżała w stronę miejsca, w którym stałem.
Kobiety nie były normalne. Nigdy nie będą normalne i nigdy nikomu nie uda się ich rozgryźć.
 — Nie uciekaj przed kimś, kto wyciąga do ciebie swoją rękę. – Stanęła kilka centymetrów od mojej twarzy, o wiele pewniejsza niż kilka minut wcześniej i uważnie lustrowała moją reakcję.
Nie miałem pojęcia co począć i jakich słów użyć, aby były tymi odpowiednimi.
 — Ostatnio robi to zbyt wiele osób – dlaczego to powiedziałem? – i żadna z nich nie wychodzi na tym najlepiej – jestem kretynem.
 — Przyzwyczaiłam się do rozczarowań.


 — Od początku wiedziałem, że Uzumaki to skończony kretyn – wymamrotałem przed połknięciem kolejnej dawki alkoholu.
Oboje siedzieliśmy w tym samym barze, do którego z chęcią wracałem tygodnie temu, a w którym nie odnajdywałem niczego co sprawiałoby mi choćby cień nadziei. Nadziei, że nie wszystko jest jeszcze stracone, że istnieje szansa na moją osobistą normalność. Pomimo każdej z przeżytych tam przygód, nie spodziewałem się nagłego olśnienia i zesłanego przez tajemnicze moce rozwiązania moich problemów.
 — Miłość jest po prostu ślepa, Uchiha – odpowiedziała powielając moją czynność.
Od przekroczenia przez nas progu tej speluny minęło sporo czasu, a ja zdążyłem po kilku głębszych, poznać sekrety serca młodziutkiej Hyugi. Zakochana po uszy od dzieciństwa w głupkowatym blondynie, uparcie żywiła się myślą, że jej życie kiedyś się odmieni, a ten idiota spojrzy na nią inaczej niż tylko na przyjaciółkę.
Czy tak wiele lat doświadczenia, nie sprawia, że ludzie stają się mądrzejsi?
 — Nie ma czegoś takiego jak miłość – zacząłem pewny siebie, bacznie przyglądając się jej ruchom dłoni — to pożądanie nakręca nas w stronę tego wyimaginowanego zachowania, które nazywamy szczerym uczuciem, Hinatko – moja pieszczotliwa uwaga zwróciła jej uwagę.
Zmrużyła oczy, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć i nie patrząc nawet na kelnera zamówiła kolejną kolejkę. Nie miałem nic przeciwko takiemu wieczorowi i spędzeniu czasu z niezwykle atrakcyjną kobietą, którą ktoś najwyraźniej musiał pocieszyć.
Nachodziła mnie niewyobrażalna ochota, aby zaproponować jej coś więcej. Coś co może i uwolniłoby ją z więzów tego chorego uczucia, którym darzyła Uzumakiego i nadało jej życiu świeży powiew doznań.
 — Mówisz tak, jakbyś nigdy nie kochał.
 — Bo nigdy nie kochałem.
 — Chrzanisz.
Zaśmiałem się. Odurzony kolejnymi dawkami procentów, zyskałem naprawdę dobry humor, którego chyba już nikt nie mógł zniszczyć. Cała jej historia uwodzenia Naruto i jego brak zainteresowania wobec niej może i wywołał cień współczucia, ale mimo wszystko bardziej bawił niż pogrążał w smutku. Nasze życie trwa tylko kilkadziesiąt lat, lat, które mijają nieubłaganie i już nic nie pozwoli nam ich odzyskać. Poświęcamy najcenniejszą rzecz na świecie na rozmyślaniu o podobnych sprawach, nie zwracając uwagi, że te sekundy można byłoby przeznaczyć na coś pożyteczniejszego i przede wszystkim na coś czego nie wspominalibyśmy z podobną agonią.
 — Miłość nie jest czymś co odkrywamy od razu. – Wpatrywała się w swój pusty kieliszek na ladzie, co jakiś czas wzdychając i zamykając przy tym oczy. — Przychodzi nagle, w najmniej oczekiwanym przez ciebie momencie, tylko po to żeby rozwalić wszystko co już dawno miałeś poukładane. — Uśmiechnęła się dziwnie. — Na szczęście byłam zbyt młoda kiedy zastukała do moich drzwi – spojrzała na mnie, wciąż szczerząc się jak psychopatka — nie miałam nawet żadnego bagażu.
 — Skoro przychodzi tak niespodziewanie – i ja postanowiłem zabawić się w metaforyka – po co ją zapraszać?
 — Mówisz tak jakby pytała cię o zdanie.
 — Nie spotkałem jej nigdy. – Spojrzałem na nią ciepło, chcąc w ten sposób dać jej trochę otuchy i wbić do jej głowy, że nad każdymi emocjami można zapanować. — Możesz uznać mnie za człowieka niedoświadczonego w tych sprawach.
 — Ucieczka też nic nie daje, Sasuke.
 — To dla mnie też obce doświadczenie.
I wtedy znowu zaczęła się śmiać. Tak chaotycznie, jakby jej organizm przyjął już wystarczającą dawkę alkoholu, aby przestać i wrócić na dobre do ciepłego i bezpiecznego domu, w którym nikt nie zagraża jej słowami.
Nie miałem pojęcia co w nią wstąpiło, ale ludzie co chwilę odwracali się w naszym kierunku najwyraźniej rozpoznając młodą panią aspirant i przybyłego z daleka Uchihę, z którym nie mogło wiązać się nic dobrego. Nie chciałem dawać tym wszystkim ludziom – którzy co prawda nic dla mnie nie znaczyli – kolejnych powodów do nienawiści. Kto wiedział, czy interesy Itachiego nie przedłużą się w nieskończoność, a ja już do końca swojego życia będę skazany na życie w tym zadupiu.
 — Pomyślą, że jesteś niezrównoważona – zwróciłem jej uwagę.
 — Póki co, to ja mam podobne zdanie na twój temat – odgryzła się, wracając na całe szczęście do normalności. Normalności, którą oczywiście znałem. Nie przekreślałem myśli, że stwarza tylko pozory swoim przykładnym zachowaniem.
 — Nigdy tego nie ukrywałem. — Wypiłem następny kieliszek, czując, że dla mnie to wciąż za mało, a żeby zapomnieć o tych dniach pełnych nudy potrzebowałem co najmniej zasnąć tam na ladzie i wrócić dopiero jutro nad ranem.
Itachi nawet nie zwróciłby uwagi na moją nieobecność.
O ile sam byłby tamtej nocy w domu.
 — Ukrywanie miłości jest nienormalne – wyjąkała tracąc nagle całą odwagę, pesząc się dodatkowo pod ciężarem mojego spojrzenia. — Miałam nadzieję, że wróciłeś tu dla niej. — Odzyskała pewność siebie opróżniając zawartość szklanego naczynia. — I że on przestanie się łudzić, że ona jest w stanie o tobie zapomnieć.
 — O kim ty mówisz?
 — Mówiłeś, że nigdy nie musiałeś uciekać.
 — Bo… - I wtedy mnie olśniło, ta beznadziejna wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Hinata zakochana w tym skończonym dupku nie mogła tak naprawdę nic poradzić, gdyż ten skończony dupek był również zakochany. Zakochany w jedynej osobie, która wracała do mnie każdej nocy i każdego poranka. Od której chciałem się uwolnić za wszelką cenę, uciec najdalej jak to możliwe i na zawsze wyrzucić ją ze swoich myśli.
W cudownej, niezastąpionej na całym świecie Sakurze, która chorym zbiegiem okoliczności zakochała się właśnie we mnie.
Miłość jest popierdolona.
 — Byłem pewien, że jego głupota ma jakieś granice – zażartowałem, chcąc wprowadzić w naszą konwersację choć trochę swobody. Chcąc uspokoić także siebie i swoje skołatane myśli, które miały już nie wracać do irytującej Haruno, a wyprzeć ją, usunąć. Bylebym mógł uwolnić się od tego palącego uczucia jakie jawiło się na samo wspomnienie jej ust. Smaku tych ust…
 — Kocha ją tak długo, jak długo ona darzy ciebie tym uczuciem. I tak samo długo jak i mnie to uczucie wypala od środka.
 — Ona wie?
Sam nie wiem dlaczego zadałem to pytanie, ale szargające mną uczucia nie pozwalały postąpić inaczej. Chciałem wiedzieć, czy ona też coś do niego czuje, czy daje mu choćby cień nadziei na ich wspólne, szczęśliwe życie. Czy i on kiedyś jej zasmakował, poczuł zapach jej szamponu, jej delikatnych perfum na dekolcie. Czy widział te wszystkie cuda, które mnie dane było oglądać. Czy ten skurwysyn śmiał jej dotknąć.
Wypiłem dwie kolejki pod rząd, aby jakoś uspokoić swoje dłonie, które aż rwały się do zabicia tego drania.
 — Jestem tego pewna – mówiła nie zwracając uwagi na to co działo się ze mną w tamtym momencie. Na zachowanie, które zdradzało kłamstwa jakimi karmiłem ją od samego początku tej rozmowy. — Tylko on wierzył jej w to co się stało, w tego człowieka, który ją napadł i zgwałcił. Wierzył w każde jej słowo, kiedy przechodząc ulicą krzyczała, że on znów ją ściga, że znów chce ją skrzywdzić. Wierzył jej kiedy oszalała, kiedy straciła zmysły i prawo do opieki nad córką. – Zamilkła nagle, ocierając łzę płynącą po jej lewym policzku. — Zawsze nad nią czuwał, dodawał jej otuchy, nie zostawiał samej. — Przełknęła głośno ślinę, chcąc napić się alkoholu ledwo co podstawionego pod jej nos, ale zatrzymałem jej dłoń w połowie drogi i mocno zacisnąłem. — Nieświadomie odebrała mi wszystko o co walczyłam przez tyle lat. Co powinno należeć tylko do mnie i co z pewnością potrafiłabym docenić.
Gdzieś tam, bardzo głęboko odczułem litość wobec tej niewinnej istotki, która niczym nie zawiniła, aby spotkał ją tak okrutny los. Jednakże moje myśli były znacznie bardziej skupione na jej wspomnieniach dotyczących skrzywdzonej Sakury, która niemalże przez tego drania, który śmiał ja tak potraktować, prócz godności straciłaby i córkę. Dziewczynkę, którą kochała ponad życia i która jako jedyna pozostała w jej pochmurnych dniach egzystencji.
 — Moje serce już dawno straciło nadzieję. — Mocniej zacisnęła moją dłoń, aby następnie puścić ją swobodnie i sięgnąć po wcześniej już upragniony trunek.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ledwo co siedzi, a na samą myśl o jej powrocie do domu dostałem zawrotów głowy. Zamiast przebywać tam i doprowadzić się do stanu nieprzytomnego, musiałem się poświęcić i sprawić, aby bezpiecznie dotarła do swojego miejsca zamieszkania.
 — Nie powinnaś już pić. — Odebrałem z jej ręki pusty kieliszek i chwyciłem za ramiona.
 — Nagle stałeś się odpowiedzialny?
 — Może wiele mi brakuje – szepnąłem, zmęczony tym wieczorem i tymi wszystkimi informacjami, które do mnie dotarły — ale nie pozwolę tak pięknej kobiecie doprowadzać się do jeszcze gorszego stanu. — Ostatnio kłamstwa wychodziły mi naprawdę dobrze.
W rzeczywistości moje pragnienie tej kobiety sięgało zenitu, ale nie mógłbym wtedy wykorzystać jej w tak bestialski sposób, wiedząc o jej przeszłości i wszystkim tym co kryło się w jej wnętrzu. Na co dzień odgrywała rolę twardej i stawiającej na swoim kobiety, jednakże w środku skrywała prawdziwe piekło, które musiało się nasilać na każdym wspólnym spotkaniu ze znajomymi. Widok szczerzącego się do Sakury Naruto wbijał tylko kolejne noże w jej serce, a ona mogła tylko się uśmiechać i udawać, że wszystko jest tak jak należy.
Podczas gdy nic nie było na swoim miejscu.
Dlaczego zawsze kocha się te niewłaściwe osoby?
Najwyraźniej świat byłby o wiele za prosty, a nam nie udałoby się poznać takich uczuć jak zawód i rozpacz.
 — Odprowadzę cię do domu – powiedziałem, równocześnie przerzucając swoją marynarkę przez ramię.
 — Lepiej ja to zrobię.
Przed moją twarzą znikąd zmaterializował się najbardziej niepożądany człowiek w tamtej sytuacji. Upojona alkoholem Hinata nawet nie zauważyła jego przybycia, natomiast ja od dobrych kilkunastu sekund walczyłem z tym zabójczym spojrzeniem.
 — Sugerujesz coś? – odgryzłem się zniesmaczony jego tonem.
 — Ze mną będzie przynajmniej bezpieczna.
 — Uważasz, że mógłbym ją skrzywdzić?
 — Jestem o tym przekonany.
 — Naruto? — Hinata wybudziła się ze swojego transu i z całych sił próbowała utrzymać równowagę. Z każdą minutą jej stan był coraz poważniejszy, a nogi same zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Chwiejąc się we wszystkie strony starała utrzymywać kontakt wzrokowy z miłością jej życia, a on wkurzony jak nigdy nawet nie uraczył jej pomocą.
 — Nie mogę uwierzyć, że nawet ją chciałeś zaciągnąć do łóżka.
 — Sugerujesz, że nie jest tego warta? – Uśmiechnąłem się chytrze, chcąc w ten sposób wyprowadzić go z równowagi i kto wie, może nawet wszcząć ciekawą bójkę, w której w końcu mógłbym obić mu mordę za przystawianie się do kobiety należącej wyłącznie do mnie.
 — Ty śmieciu – wypluł swoją obelgę, stawiając pierwszy krok w moją stronę.
Z każdą kolejną sekundą czułem do niego coraz większą nienawiść, kiedy nawiedzały mnie niespokojne myśli z nim i Sakurą w roli głównej. Przez jedenaście lat mojej nieobecności posiadł wiele okazji, aby zbliżyć się do niej i namówić na wszelkie próby zapomnienia o przeszłości. Na samo wyobrażenie jej w ramionach tego kretyna, ręce rwały się do bójki.
 — Przestańcie! — Hinata odzyskując na chwilę świadomość, stanęła pomiędzy nami kładąc swoje dłonie na naszych klatkach piersiowych. Swoim chudym i drobnym ciałkiem chciała rozdzielić palącą się do mordu dwójkę facetów, która równie dobrze mogłaby staranować ją bez mrugnięcia okiem. — Sasuke nic mi nie zrobił – ciągnęła dalej, a Naruto nawet nie zwrócił uwagi na jej słowa. Wciąż mierzył mnie wzrokiem, czekając na jakiś niewłaściwy ruch z mojej strony, który tylko napędziłby bieg dalszych wydarzeń.
Widząc pijaną Hyugę przeszła mi ochota na nieznaczącą bijatykę, więc spokojnym gestem dałem jej znak, że możemy wychodzić. Uzumaki przypatrywał się jej poczynaniom, kiedy z ledwością zakładała na siebie swoją kurtkę, równocześnie brzydząc się tym, że miała ze mną coś wspólnego. A przecież jeszcze niedawno to on sam zapraszał mnie na podobne schadzki, sugerując, że właśnie w nim mogę odnaleźć bratnią duszę i powierzyć jej każde ze swoich sekretów.
Hipokryta.
 — Nigdzie z nią nie pójdziesz – zwrócił się jeszcze raz do mnie, ale przestałem go słuchać w momencie zrozumienia, że jest skończonym pacanem odrzucając tak cudowną kobietę jak Hinata. — Słyszałeś co powiedziałem? – Chwycił mnie za łokieć.
Wyrwałem się stanowczym ruchem i zbliżyłem na odległość kilku centymetrów, aby każde z wypowiedzianych przeze mnie słów dotarły tylko do niego.
 — Zrozum wreszcie – zmniejszyłem jeszcze bardziej dzielącą nas przestrzeń — że nigdy nie dorastałeś mi do pięt.
 — Nie pozwalaj…
 — Radzę ci uważać – przerwałem mu. — Jeżeli dowiem się, że ją tknąłeś — byłem pewien, że domyśli się kogo miałem na myśli — zabiję.
 — Nigdy na nią nie zasługiwałeś.
Miał rację.
I dlatego nie odpowiedziałem, ostentacyjnie odwracając się w stronę Hinaty i ruszając z nią naprzód.


Noc wydawała mi się dziwnie nieprzyjemna, jakby sugerowała mi coś przed czym chciałem się powstrzymywać, czego musiałem sobie zakazać. Ona jednak oczekiwała normalności, stałego schematu mojego zachowania po podobnych przeżyciach i mojej przegranej.
Nie wiedząc dlaczego świat chciał mojej porażki, chciał abym stoczył się na samo dno i poczuł to przed czym uciekłem wraz z Itachim wiele lat temu. Chowając się wśród zieleni i szelestu liści, wśród natury, spokoju i wolności, której u dziadków nigdy nie mogło nam zabraknąć. Wszelkie napotkane problemy zostawiliśmy za sobą, w tej mieścinie. I byliśmy niezwykle naiwni wierząc, że już nigdy więcej nie uda im się pokazać i rozerwać nas na strzępy. Każdy dzień w prawdziwym domu przeczył tym domysłom, stawiał przed nami coraz to trudniejsze wyzwania i skłaniał do nowych, nieznanych jeszcze zachowań, takich jak na przykład odprowadzanie upojonych alkoholem kobiet do domu, zamiast wykorzystanie ich w najbardziej egoistyczny sposób. Egoistyczny i przyjemny zarazem.
 — Nie pomyliłaś drogi? – zapytałem już trzeci raz, w obawie, że to nocne błądzenie nie skończy się do samego świtu.
 — Jeszcze kawałek.
I tę odpowiedź usłyszałem po raz wtóry, ale zaufałem jej słowom, wiedząc, że nie było po prostu innego wyjścia. Tym razem jednak, tak jak powiedziała tak i się stało, gdyż chwilę później staliśmy pod wysokim na pięć pięter blokiem i liczyliśmy na szybkie pożegnanie.
Ja liczyłem.
Nie wiem czego ona chciała ode mnie.
 — Dziękuję – mówiła ściszonym głosem, ale nie przypominał już tego bełkotu sprzed kilkudziesięciu minut — za wszystko co dla mnie dziś zrobiłeś.
 — Nie przesadzajmy.
Przecież nic nie zrobiłem.
Każde z moich poczynań miało jedynie na celu zaspokojenie osobistych pobudek.
Bez zbędnych słów, włożyłem swoje ręce do kieszeni po prawie że pustą paczkę papierosów i powoli ruszając odpaliłem jednego z nich.
 — Teraz już wiem, że wybrała dobrze.
 — Hm?
Doskonale usłyszałem jej wypowiedź, ale chciałem udać, że nie zrozumiałem jej zupełnie, że nie interesuje mnie nic co związane jest z różowowłosą, a tym bardziej nie chciałem, aby w kółko ktoś mi o niej przypominał.
Miała przecież zostawić mnie w spokoju.
Jednakże jak na złość, bez przerwy spotykałem na swojej drodze kogoś lub coś, co przyciągało mnie do niej jak magnes. Co nie pozwalało mi realizować planów i przeczyło im, wyśmiewało.
 — Pamiętaj Sasuke – mamrotała idąc po schodach do drzwi wejściowych — musisz sam ją w sobie odnaleźć.
Wpatrywałem się w jej plecy, aż wreszcie zniknęła za wielkimi szklanymi drzwiami budynku. Patrzyłem tak, powoli zaciągając się tytoniem i próbując ustalić co chciała mi przekazać. Kim była tajemnicza ona i niby jak miałem ją odnaleźć. Co pominąłem w naszej dziwacznej relacji i przeprowadzonej pojedynczej rozmowie.
W taki oto sposób dopiero po kilku minutach zrozumiałem, że od początku poświęcałem swój cenny czas, na coś tak bezproduktywnego i niepotrzebnego, jak miłość.



~*~



Od autorki: Chciałam skończyć to dużo szybciej, dużo lepiej, dużo staranniej. Ale chcę wierzyć, że nie jest tak źle jak myślę. Usprawiedliwiam się sama przed sobą, że tak miało to wyglądać i taki chciałam stworzyć ten rozdział.
Dopadła mnie wena, chęć... akurat teraz kiedy wydaje mi się, że mój grafik pęka w szwach. Trudno, może chociażby jedenastka wyjdzie z tego jako taka. :)
I teraz taka dygresja - na Facebooku pojawił się fp, widać go w kolumnie po lewej stronie, gdyby ktoś chciał być po prostu na bieżąco.
Pozdrawiam!
CREATED BY
Mayako